
Przychodzę do przyjaciółki, której nie widziałam od miesięcy. Siadamy przy stole, łapię za filiżankę ciepłej kawy i już mam powiedzieć magiczne "no to opowiadaj", gdy w pokoju z piskiem zjawia się jej 5-latek. Stos zabawek rozwala na stole, co drugie nasze zdanie przerywa hasłem "zobacz, zobacz!", a na najmniejsze słowo sprzeciwu zaczyna ryczeć jak syrena alarmowa na cały dom. Wreszcie nie wytrzymam – i powiem mojej przyjaciółce, że jej dziecko to terroryzujący potworek.
Dziecko mojej przyjaciółki to terrorysta
Nie jest tak, że nie lubię dzieci. Nie mam własnych i faktycznie nie zachwycam się każdym bobasem napotkanym na ulicy, ale nie jestem tą złą ciotką, która za plecami rodziców pokazuje język ich dzieciom.Może cię zainteresować także: Droga przyjaciółko, która urodziłaś dziecko, błagam, nie dzwoń do mnie. Już tłumaczę dlaczego
Dziecko do dorosłych mówi na "ty"?
Przed chwilą nie umiał odtworzyć buzi, żeby się ze mną przywitać. Teraz każe mi oglądać wszystkie swoje zabawki. Nie może wytrzymać pięciu minut naszej rozmowy i przekrzykuje nas, by zacząć swoje historie od słów "słuchaj mnie!".Może cię zainteresować także: Niewdzięczne dzieci. Postawa roszczeniowa i wieczne pretensje, dlaczego nie uczymy ich mówić "dziękuję"
5-latek to nie partner
No i rozpętało się piekło. Wojtuś zrobił wielkie oczy i może by coś do niego wreszcie dotarło. Ale mama zdążyła przy nim zburzyć cały mój autorytet, pouczając mnie, że do dzieci tak się nie mówi – że nie mogę go straszyć ani grozić, że mu oddam, że to trzeba na spokojnie z szacunkiem do dziecka jak do partnera.Może cię zainteresować także: Dziecko wymówką na wszystko? Drogie mamy, tak same sobie robicie krzywdę