"Zdobywanie wiedzy za pomocą martwych zwierząt" - tak można nazwać temat zajęć, które regularnie odbywają się w wybranych przedszkolach w Polsce. Do placówek przychodzą myśliwi oraz pasjonaci polowań, przynoszą martwe zwierzęta, a dzieci je głaszczą lub, jak w tym wypadku, ciągną po podłodze na sznurku. Na dyrekcji tego przedszkola nie pozostawiono suchej nitki.
Dzieci brały udział w zajęciach z martwymi zwierzakami zaczepionymi na sznurek, a nadzorował ich dorosły w przebraniu Indianina. Udokumentowano to na zdjęciach, które opublikowano na Facebooku.
Z portalu społecznościowego zdjęcia usunięto, a strona przedszkola szybko zniknęła. Poprosiliśmy placówkę o komentarz, osoba kontaktowa nie zaprzeczyła, że takie zajęcia miały miejsce, jednak nie podano nam szczegółowych wyjaśnień.
Nie sposób się dziwić, że zdjęcia z warsztatów wywołały wśród dorosłych takie oburzenie. Praca z martwymi zwierzakami może istotnie odbić się na psychice dziecka. Choć maluch może stwarzać pozory "twardziela", to wewnątrz może kryć się lęk i żal z powodu śmierci futrzanej istoty.
Tym bardziej że lisy, sarny czy fretki w bajkach są wręcz uczłowieczane, a zwierzęce maskotki nierzadko są pierwszymi najlepszymi przyjaciółmi przedszkolaków. Zdaniem psychologów widok martwego zwierzęcia może wiązać się z poważną traumą.
— U 6-letniego czy 13-letniego człowieka osobowość i wrażliwość oraz rozumienie śmierci są dopiero na pewnym etapie rozwoju. Dlatego dzieci nie do końca wszystko rozumieją i zupełnie inaczej postrzegają to, co się dzieje podczas łowów niż dorośli. Widok umierającego zwierzęcia może być dla niego traumatyczny — mówi w rozmowie z Mamadu psycholog Piotr Goc z warszawskiej Strefy Myśli.
Dla wielu dorosłych zabijanie zwierząt jest czymś okrutnym i wręcz nie do przełknięcia, a co dopiero dla przedszkolaków. Również dziennikarka Mamadu Ewa Bukowiecka-Janik pisała, co czuła, jako nastolatka zabrana na polowanie, która najpierw brała udział w tropieniu i wabieniu dzików, zapoznając się z nimi, a później czekając na ich uśmiercenie.
Biolożka i edukatorka przyrodnicza Kamila Szczepka komentowała w Mamadu, że myśliwi w Polsce niestety nie posiadają często nawet podstawowej wiedzy o przyrodzie, a szczególnie o mechanizmach nią rządzących.
— Nie jestem przeciwnikiem osób, które co jakiś czas, pomimo obecności w mięsie ołowiu chcą zjeść kiełbasę z dzika. Jestem przeciwnikiem robienia z łowiectwa swego rodzaju religii i przemycania jej do szkół i przedszkoli — podsumowuje biolożka.
Myśliwi chcieli przeforsować zmianę treści przepisów na takie, które umożliwiają wykonywanie polowania w obecności lub przy udziale dzieci do 18. roku życia bez zgody rodziców bądź opiekunów prawnych.
Komisja sejmowa w lipcu 2020 roku zdecydowała, że dzieci do 18. roku życia wciąż nie będą mogły brać udziału w polowaniach. Złamanie tego przepisu jest karane grzywną, a nawet więzieniem.
Krytyka, jaka spłynęła na dyrekcję przedszkola nie jest bez znaczenia. Powinna ona skłaniać do refleksji i wyciągnięcia wniosków, że tematy warsztatów dla dzieci powinny być dobierane z rozwagą. W tym wypadku pomysł okazał się nietrafiony. To również lekcja dla innych tego typu placówek.