Prawa człowieka, niewydolna służba zdrowia, tragedie obywateli i bankrutujące przedsiębiorstwa potrzebują reanimacji w dobie epidemii. Podobnie system edukacji. Te problemy zdaniem ministra edukacji muszą ustąpić miejsca tłumaczeniu encyklopedii m.in. polskich duchownych, które pochłonie blisko 2 mln zł. Czy nie można z tym zaczekać?
Tłumaczenie encyklopedii filozoficznej za 1,7 mln zł
Gdy Polska płonie, najważniejsze sprawy odkładane są na później. Dlatego o pomocy pieniężnej dla lekarzy czy nauczycieli pomyślano dopiero w listopadzie – czyli niemal 8 miesięcy od pojawienia się koronawirusa w Polsce.
Choć i tak zdaniem tych grup zawodowych taka pomoc w porównaniu do skali problemu to kropla w morzu. Trudno się dziwić, bo rząd naprawdę ma problem z oszacowaniem, co jest w danym momencie – momencie epidemii – istotne.
Dlatego w czerwcu ministerstwo rodziny przekazało 6 mln zł na konkurs nakłaniający Polki do rodzenia, bo wydawało się, że "koronawirus już nie jest groźny". W te ślady idzie Przemysław Czarnek przeznaczając swojej macierzystej uczeni Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu 1,7 mln zł na tłumaczenie na język angielski 10 tomów Powszechnej Encyklopedii Filozoficznej.
Ilu może być chętnych na lekturę treści polskich duchownych i teologów w świecie, w którym modna i uważana za najbardziej aktualną jest liberalna myśl filozoficzna? Tym bardziej, gdy w tle polski Kościół i jego największe nazwiska mają niepochlebną opinię, a śledztwa dziennikarzy w Watykanie wywołują coraz większe zamieszanie wokół autorytetów.
Głodne dzieci w dobie koronawirusa
Czarnek już wcześniej zaznaczał, że skupia się na reformie oświaty w myśl katolickiej etyki i edukacji klasycznej. Dlatego minister edukacji często ostatnio zaznacza, że chce więcej świętych w kanonie lektur oraz żołnierzy wyklętych i patriotyzmu na lekcjach historii. To naprawdę są rzeczy, których polska oświata potrzebuje w tym momencie w ostatniej kolejności.
Bo jeszcze przed epidemią PAH podawał, że aż 170 tys. dzieci chodzących do szkoły jest niedożywionych i nie trafia do nich pomoc w postaci darmowego obiadu. Szkoła to dla wielu dzieci jedyne miejsce, w którym mogą zjeść ciepły prosiłek. Średni koszt jednego takiego posiłku to 2,89 zł, a więc za 1,7 mln można by sfinansować prawie 600 tys. obiadów. W dobie epidemii, utraty pracy przez rodziców jeszcze więcej dzieci może potrzebować takiej pomocy.
Choć te 1,7 mln w stosunku do całego budżetu wydają się niczym, to w kryzysie dla wielu są czymś najważniejszym – między innymi posiłkiem.
Edukacja zdalna wciąż na telefonach
Mimo że do edukacji zdalnej polskie dzieci podchodzą już drugi raz, a rząd chwalił się setkami milionów przekazanych na wsparcie oświaty, wielu uczniów wciąż nie ma laptopów. Maluchy uczestniczą w lekcjach na telefonach z 6-calowym wyświetlaczem. Za kwotę tłumaczenia Powszechnej Encyklopedii Filozoficznej można by podnieść i tak marną jakość kształcenia zdalnego u ok. 2 tys. uczniów.
Potrzebne szkolenia z empatii dla nauczycieli
Wciąż wielu z nich ma problem z dobrym łączem internetowym, a niektórym pedagogom brakuje podejścia i wyrozumiałości. Nauczyciele robią sprawdziany z obowiązkową kamerką i każą zamykać oczy czy udostępniać uczniom ekran własnego pulpitu, by upewnić się, czy przypadkiem nie ściągają.
To dowód, że potrzebne są pieniądze na doszkolenie kadry, bo teraz najważniejsze nie jest obciążanie ocenami i wiedzą, a samopoczucie psychiczne ucznia i zachowanie jak najlepszych relacji i kontaktów w grupie oraz wsparcie w przetrwaniu tego trudnego czasu. Jak to możliwe, że tak wielu belfrów wciąż nie zdaje sobie z tego sprawy?
Pomoc psychologiczna dla dzieci a koronawirus
Przydałby się również program pomocy psychologicznej w szkołach. 2 mln na konsultacje ze specjalistą i wsparcie psychiatrii? Brzmi bardzo dobrze.
Zapotrzebowanie na rozmowę pokazują rosnące nieustannie w dobie epidemii statystyki incydentów Telefonu Zaufania, do którego zgłaszają się dzieci z myślami samobójczymi.
Te pieniądze mogłyby również być wykorzystane na wsparcie dzieci z domów dziecka. One również uczą się zdalnie. Warunki w ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych nie zawsze oferują warunki dogodne do nauki, tym bardziej że brakuje im podstawowych rzeczy. Jak wskazywała info.elblag.pl dyrektorka Domu Dziecka w Elblągu najbardziej potrzebną pomocą jest zapewnienie dzieciom napojów i owoców.