Pani Sylwia zgłosiła się z chorą córką na nocny dyżur w szpitalu w województwie śląskim. Dziewczynka kaszlała, wymiotowała i nie mogła oddychać. Lekarka, która przyjęła dziewczynkę, stwierdziła, że "dzieci czasem kaszlą" i to nie powód, żeby przyjeżdżać w nocy do lekarza. Oburzona mama dziewczynki opisała całą historią na Facebooku. Zapowiedziała też, ze złoży oficjalną skargę.
U córki pani Sylwii, 7-letniej Mai, w środę wieczorem (26 września) pojawiła się gorączka i uporczywy kaszel. – Po pierwszej w nocy kaszel był na tyle silny i dudniący, że nie mogła złapać tchu, wystraszone dziecko z napadem dławiącego kaszlu dwukrotnie zwymiotowało. Płakała, że źle jej się oddycha, pomimo wymiotów kasłała dalej, więc niezwłocznie udałyśmy się do lekarza – napisała pani Sylwia na swoim profilu na Facebooku.
Kobieta pojechała z córką do szpitala pediatrycznego, który świadczy świąteczną i nocną opiekę medyczną. Nie musiały długo czekać na pojawienie się pediatry. Lekarka – jak pisze autorka posta – nie była zachwycona pojawieniem się pacjentek.
– Ton pani doktor od samego początku był pretensjonalny. Zapytała, co nas sprowadza o godzinie 2:30 i czy jest to aż tak pilne, że nie mogłam zaczekać do rana. (…) Przed samym rozpoczęciem badania dowiedziałam się, że "dzieci kaszlą w nocy" i nie jest to nic pilnego, by przyjeżdżać w samym w jej środku – opisuje całe zajście pani Sylwia.
"Wyjęłam telefon i zaczęłam nagrywać"
To był dopiero początek. Jak relacjonuje mama 7-latki, "lekarka nie omieszkała oznajmić, że moja córka to już duża dziewczyna i kolejny raz podkreśliła, że powinnam zaczekać".
– Lekarka naburmuszona, nakazała się córce rozebrać i usiąść bliżej na metalowym taborecie. Córka, widząc podejście lekarza, była bardzo wystraszona. Pani doktor zaczęła wielokrotnie zwracać jej uwagę, by usiadła porządnie i się wyprostowała, jej ton podnosił się coraz to wyżej. Nie wytrzymałam, wyciągnęłam z torebki telefon i nie informując, zaczęłam nagrywać – przyznaje pani Sylwia.
Gdy pediatra zorientowała się, że jest nagrywana, najpierw poprosiła kobietę, aby odłożyła telefon. Kiedy to nie pomogło, zmieniła ton głosu i poprosiła o pomoc przy badaniu pielęgniarkę, a potem przestała się odzywać. Zbadała dziecko i przepisała leki, ale nie informując matki o tym, co dolega dziecku, jak dawkować leki, czy na co one działają.
– Finał tego taki… Nie wiem, co dziecku dolega. Nie wiem, jaką diagnozę postawiła pani doktor po niespełna minutowym badaniu. Otrzymałam wyłącznie kartę informacyjną z zaleceniem podania zastrzyku i zapisem wykupienia dwóch leków, których – mimo jej obowiązku – wcale nie omówiła – pisze mama 7-latki.
"Może miała zły dzień"
– Może (lekarka – przyp. red.) miała zły dzień. Być może naszą obecnością przeszkodziłyśmy jej we śnie. Nie wiem, nie obchodzi mnie to i zbytnio także nie interesuje. Za swoją pracę, w naszym przypadku – za jej odbębnienie, pobiera wynagrodzenie – pisze rozżalona pani Sylwia.
– Była niemiła, opryskliwa, w tych kilka minut swoim zachowaniem wystraszyła dziecko. Takie niekompetentne osoby pracują właśnie z dziećmi, to nie jest odosobniony przypadek, to się dzieje wszędzie, tylko ludzie milczą – podsumowała kobieta.
Zapowiedziała, że zamierza złożyć w szpitalu oficjalną skargę i spotkać się w tej sprawie z dyrekcją placówki. My też napisałyśmy do szpitala z pytaniem, czy wiedzą o zajściu i czy wobec lekarki mogą zostać wyciągnięte jakieś konsekwencje. Jednak do tej pory nie otrzymałyśmy odpowiedzi.
Nigdy nie czekaj
Najbardziej absurdalny w tej historii jest zarzut pani doktor, że mama i córka mogły poczekać te kilka godzin i zjawić się rano. Nie trzeba być rodzicem, żeby wiedzieć, że jeśli dzieje się coś złego i niespodziewanego z naszym dzieckiem, to każda chwila zwłoki może być sprawą życia i śmierci.
Przez podobne historie rodzice często obawiają się zgłaszać na izbę przyjęć z ciężko gorączkującym dzieckiem. Podczas gdy utrzymująca się wysoka gorączka może być np. objawem zakażenia meningokokami. A to bakteria, która potrafi zabić w ciągu doby.
Lekarze, a przede wszystkim pediatrzy – odpowiedzialni za życie i zdrowie najmłodszych – powinni szczególnie uczulać rodziców na to, aby wszelkie wątpliwości rozwiązywać w gabinetach, a nie za pomocą telefonu do przyjaciela czy "wujka Google".
Lokalny portal poprosił o komentarz dyrektora szpitala. – Informuję, że złożona skarga jest w trakcie rozpatrzenia, a o wynikach postępowania poinformujemy redakcję – czytamy w odpowiedzi.