Zachowanie psa zdenerwowało rodziców. "To bardziej akceptowalne niż dzieci w restauracji?!"
Rodzice toczą walki z opiekunami psów
Od kilku lat w języku polskim istnieją nawet żartobliwe nazwy dla opiekunów psów, czyli tzw. psórka i psynek. Niektórzy używają ich na poważnie, inni traktują to jako ironię i słowny żart. Prawda jest jednak taka, że grupy rodziców i opiekunów psów często toczą spory: jako redakcja miałyśmy okazję to obserwować wielokrotnie, publikując listy czytelników. Zwykle były to głosy rodziców, którzy narzekali na opiekunów psów. Często opiekunowie czworonogów roszczą sobie prawo do przebywania ze swoim podopiecznym w przestrzeniach, w których obowiązuje zakaz wprowadzania zwierząt.
Teraz o podobnej sytuacji napisała w portalu Threads Klaudia Domagała, prezeska Fundacji Kobiety Wolności i Niepodległości oraz inicjatorka Zespołu Parlamentarnego ds. Opieki Okołoporodowej. W jednym z najnowszych postów kobieta opisała sytuację, której była świadkiem razem ze swoją rodziną w pewnej łódzkiej kawiarni.
"[...] siedzimy z mężem i dziećmi, jemy lody, pijemy kawę. Wchodzi para i zastanawia się co wziąć dla dziecka, które czeka przed wejściem. Kupili lody w kubku, kobieta mówi, że 'wyjdzie po niego'. Wchodzi po chwili z ogromnym psem, siadają tuż obok nas, a mężczyzna trzyma kubek w ręce. Pies zaczyna szybko lizać lody, ślina i lody spadają na podłogę, część śliny cieknie mężczyźnie po ręce i skapuje z łokcia na fotel i podłogę. Wszystko przy odgłosach sapania i mlaskania" – opisuje Domagała.
W dalszej części wpisu kobieta przyznaje, że oglądanie zachowania psa w lokalu gastronomicznym było dla niej obrzydliwe. "Obsługa nie widzi problemu, uśmiechają się, bo 'piękny piesek', co to niby komu przeszkadza. 'Dziecko' zjadło i wyszli, zostawiając cały syf za sobą, częściowo rozniesiony po lokalu na łapach psa. Przepraszam, ale to jest obrzydliwe. I absurdalne, że staje się bardziej akceptowalne niż wizyta w wielu lokalach z dziećmi" – komentuje autorka wpisu.
Zwierzęta są wyżej niż dzieci?
Dla wielu osób dziś zwierzęta są równoważnymi członkami rodziny tak jak np. dzieci. Stąd mówienie o nich "psynek" czy "psórka" i traktowanie ich na równi z ludźmi. Zwierzę w takim lokalu – jeśli właściciel kawiarni wyraża na to zgodę – powinno być wpuszczone, ale oczywiście tylko wtedy, gdy jest ciche, spokojne i nie przeszkadza innym klientom.
Kiedy jednak jego opiekunowie pozwalają mu na nieodpowiednie zachowanie, które budzi silne emocje w innych klientach – może to być powód do tego, by zwierzę wyprosić z kawiarni. Rodzice, którzy przebywali w lokalu z dziećmi, mieli prawo być oburzeni – zachowanie zwierzęcia mogło być dla nich niedopuszczalne i popsuło im wspólny miły czas.
Dodatkowo rozumiem też oburzenie autorki wpisu, jeśli tę sytuację zestawimy z głosami innych rodziców, którzy zostali źle potraktowani w restauracjach z powodu zachowania swoich dzieci. Rodzice są często dyskryminowani w miejscach publicznych z powodu swoich pociech, natomiast w przypadku zwierząt takie wykluczenie nie jest aż tak duże.
Zdarza się też, że restauracje po prostu z góry wprowadzają zakaz wstępu dla dzieci, co wydaje się być krzywdzące. Zwierzętom w takich miejscach często odpuszcza się negatywne zachowanie, tłumacząc to tym, że "to tylko zwierzę i ma prawo różnie reagować".