Nauczycielka: "Rodzice przedszkolaków są wygodni. Przez ich dzieci, moje cierpią w Wigilię"
Rodzice chcą mieć spokój od dzieci?
Ostatnio opublikowałam artykuł o tym, że obecnie wśród rodziców trendem jest zaprowadzanie dzieci do żłobka i przedszkola w jak największym wymiarze czasu. Matki i ojcowie bez zastanowienia wysyłają dzieci nawet w Wigilię Bożego Narodzenia, tylko po to, by mieć święty spokój i móc bez kilkulatków w domu przygotować kolację wigilijną.
Wielu rodziców uważa, że w taki dzień, kiedy mają wiele spraw do załatwienia, wysłanie dziecka do placówki będzie dobrym pomysłem. Oni w spokoju przygotują posiłki czy wystrój mieszkania, a nauczycielki w przedszkolu zadbają o to, by dziecko miało zajęcia rozwojowe. Po tamtym artykule otrzymałam wiele wiadomości – zarówno od rodziców, jak i od nauczycielek i opiekunek, które w placówkach edukacyjno-opiekuńczych pracują.
Rodzice często w wiadomościach zauważali, że nie powinniśmy oceniać się wzajemnie, bo nie każdy zaprowadza dziecko w Wigilię do przedszkola z własnej wygody. Niektórzy nie mają pomocy rodziny ani innych bliskich, a w Wigilię sami też pracują. Zdarza się, że małżeństwa nie organizują z rodziną wielopokoleniowych spotkań, a spędzają ten czas prawie do ostatniej chwili w pracy, więc nie mają wyjścia i dziecko zaprowadzają do przedszkola, bo nie mają co z nim zrobić.
Dostałam też wiadomości od nauczycielek przedszkolnych i opiekunek ze żłobka, które opowiadały o tym, że czasami rozumieją rodziców, którzy pracują np. w handlu i bardzo im współczują pracy w taki dzień (choć one same też muszą wtedy pracować). Jednego z maili napisała też Beata, nauczycielka przedszkolna.
Nauczycielki zajmują się cudzymi dziećmi
Perspektywa naszej czytelniczki jest bardziej krytyczna i gorzka: "Pewnego roku w przedszkolu przyszło w Wigilię tylko dwoje dzieci. W pracy w przedszkolu na ranną zmianę była nauczycielka, pomoc nauczycielska, kucharka i dyrektor. Jedno dziecko rodzina odebrała w południe. Drugie zjadło obiad gotowany dla tego jednego dziecka, podwieczorek też przygotowany tylko dla niego i ok. 16:00 przyszła mama odebrać dziecko z przedszkola. Z uśmiechem powiedziała, że 'wszystko już mamy gotowe, cały dom czeka tylko na Ciebie, kochanie'. Na to pani, która jest pomocą nauczycielską, powiedziała: 'A na mnie czeka sześcioro moich dzieci i nic nie jest gotowe'" – opisuje w wiadomości do redakcji Beata.
W dalszej części opowiada o tym, że jej dzieci, podobnie jak pociechy jej współpracowniczki, musiały spędzić cały ten dzień bez mamy. Nie dlatego, że zdecydowały się je dla świętego spokoju zaprowadzić do przedszkola, ale przez innych rodziców, którzy z własnej wygody oddali swoje dzieci pod jej opiekę. Rozumiemy jej smutek i żal – szczególnie jeśli ta kobieta mogłaby mieć wolny od pracy dzień, gdyby inni podjęli się opieki nad własnymi dziećmi.
Nie chodzi bowiem o to, że ci rodzice musieli być w pracy, tylko o to, że nie chcieli przygotowywać świąt z kilkulatkami, które sprawią, że logistyka nie będzie aż tak sprawna. "[...] tego dnia jej [pomocy nauczyciela – przyp. red.] sześcioro i moich troje dzieci czekało, bo ktoś miał 'wolne' od swojego dziecka. A dziecko, którym każdy z nas był, potrzebuje atmosfery przygotowań, zapachów, dźwięków, bycia razem. Każde dziecko ma bagaż dobrych i złych doświadczeń związanych ze świętami, ale żadne najlepiej kreowane zajęcia przedszkolne nie będą wspomnieniem rodzinnej Wigilii Bożego Narodzenia" – kończy swoja wiadomość nasza czytelniczka.
W pełni zgadzamy się z ostatnimi zdaniami w mailu. Jeśli tylko rodzice mają możliwość, powinni dać dzieciom swoją uwagę i czas i wspólnie przygotować święta. Jasne, nie będzie wtedy szybko i idealnie, ale zamiast tego zbudujemy w dziecku poczucie bezpieczeństwa, bycia potrzebnym i kochanym. A do tego zostawimy je z miłymi wspomnieniami dotyczącymi Bożego Narodzenia na całe życie.