Karolina Drywa jest mamą, która aktywnie działa w mediach społecznościowych. Ma 5 dzieci, jest w szóstej ciąży i do tego motywuje swoje obserwatorki do aktywności fizycznej – nie tylko w czasie ciąży.
Karolina, mama piątki dzieci, w kolejnej ciąży dostała ogrom wsparcia, także od obserwatorek na Instagramie, bez fali hejtu.
Wielodzietność bywa negatywnie widziana w naszym społeczeństwie, bo to mało popularna droga przez życie.
Karolina czuje się spełniona i nie ma w niej lęku. Wie, że jej powołaniem jest macierzyństwo, dzięki któremu czuje się silna.
Ostatnio jej post wywołał spore poruszenie – gdy obwieściła w poście na Instagramie, że jest w kolejnej ciąży, dostała ogrom wiadomości od swoich obserwatorek. Większość było z gratulacjami, ale część dotyczyła innego aspektu wielodzietności. Mianowicie, jak wiadomość o kolejnej ciąży odbiera społeczeństwo i najbliżsi. Czy bycie rodziną wielodzietną jest w obecnych czasach źle odbierane społecznie?
Przede wszystkim – gratulacje dla Ciebie i męża! Wasza rodzina i Twoje działania na Instagramie niezwykle mnie motywują jako młodą mamę, więc pewnie inne obserwatorki mają podobnie. Poza tym jak można mieć tyle energii i chęci na codzienne treningi będąc w domu z piątką dzieci i w 6. ciąży?
Serdecznie dziękuję za te słowa! Wbrew wszelkim pozorom treningi dodają mi energii – zawsze! Niemniej jednak w okresie wakacyjnym, gdy cała ekipa jest w domu lub jesteśmy na wyjazdach, czas na trening to prawdziwy luksus. Zaczęłam trenować po moim poronieniu, czyli po drugim dziecku. Sport bardzo mi pomógł nie tylko fizycznie, ale również psychicznie.
Nawet bliskie mi osoby szybko zauważyły konkretną zmianę, stałam się bardziej pewna siebie, zdecydowana. Gdy dowiedziałam się o kolejnej ciąży, odczekałam 13 tygodni i wróciłam na matę. Ta ciąża właśnie spotkała się ze sporym niezrozumieniem otoczenia. Poza tym, że jestem człowiekiem wiary, to drugim miejscem gdzie rozładowywałam emocje to była mata. Poza tym obserwuję siebie i swoje ciało.
Ćwicząc mam zupełnie inne nastawienie do dnia, do swoich obowiązków, mam lepsze samopoczucie. Jak jestem po treningu i rozmawiam z mama przez telefon, ona mówi „dzisiaj masz dobry głos”. Podsumowując - uważam, że sport wpływa na mnie świetnie, dlatego to robię.
Opowiesz mi co czułaś, gdy ogłaszałaś w poście na Instagramie, że jesteś w kolejnej ciąży?
Miałam trochę obaw. Nie byłam pewna reakcji. Jednak instagram to było ostatnie miejsce, gdzie ogłaszałam wynik testu – miałam już wsparcie rodziny, znajomych. Fizycznie czułam się wtedy fatalnie, ale byłam otoczona przede wszystkim troską męża. W pierwszym trymestrze wziął na siebie większość obowiązków, pozwalając odpocząć, poukładać sobie wszystko.
Tak naprawdę reakcje obserwatorek dodały mi dużo energii, były bardzo pozytywne. Owszem pojawiało się zdziwienie, ale to naturalne. Nie było masowego hejtu, chyba ze 2 osoby zablokowałam, bo bardzo niemiło skomentowały po raz kolejny w wiadomościach prywatnych moje życie. Szczerze powiem, że o wiele bardziej stresowałam się reakcją najbliższego otoczenia.
Czy doświadczyłaś ogromu hejtu, gdy napisałaś, ze jesteś w kolejnej ciąży?
Nie mogę powiedzieć, że doświadczyłam ogromu hejtu na Instagramie z powodu wielodzietności. Przeciwnie zdjęcia na których jesteśmy razem są najbardziej „klikalne”! Na Instagramie jest tak, że widzisz to, co chcesz oglądać. Obserwuje mnie wiele matek wielodzietnych, wiele matek, dla których jestem wsparciem.
Jak jest im ciężko, wchodzą do mnie i jest im lepiej. Uwielbiam to! Choć muszę przyznać, że byłam zdumiona, bo kiedyś robiłam ankietę i jest też wiele dziewczyn przed 30.
Czy uważasz, że w naszym kraju wielodzietność jest negatywnie postrzegana?
Myślę, że tak może się zdarzyć, ale wiele reakcji to przede wszystkim zaskoczenie. W naszym społeczeństwie, gdzie zwykle w rodzinie jest dwójka dzieci, trzecie to duża zmiana! „Po co utrudniać sobie życie” - kiedyś usłyszałam. Mnie treningi nauczyły, że w trudach rodzą się najlepsze efekty (śmiech). Trochę żartuję, ale każdy może inaczej podejść do życia.
Nie ma zakazu wyjścia poza szablonowy wzór rodziny 2+2, a jednak społecznie nie zawsze jest to miło odbierane. Na marginesie w zupełnie drugą stronę idąc, myślę, że rodziny bezdzietne nie mają lżej. Pod jednym z moich ostatnich postów poruszyłam ten temat, pisząc, że moja trzecia ciąża nie była najlepiej przyjęta. Odzew był ogromny!
„Otoczenie nie akceptuje mojej kolejnej ciąży” przeczytałam setki razy. Słowa bardzo krzywdzące, które pracują w nas bardzo długo, nieraz całe życie. Pojawiają się kryzysy w małżeństwach. Obawy o kwestie finansowe: jak to będzie, jak teraz sobie dacie radę?
Z jakimi zarzutami ty się spotykałaś tak wprost?
Oj tak wiele ich było. Że powinnam zadbać o siebie, swoje zdrowie, pracę. Że każde z dzieci wymaga uwagi i jak ja im ją zapewnię. To nie jest tak, że ja się tym nie przyjmuję. Jednak jestem przekonana, że każdy z nas ma w życiu swoje powołanie. Moim jest małżeństwo i macierzyństwo. Wiem, że wszystko co się dzieje w moim życiu jest dobre. Dobre nie oznacza łatwe. Jestem spokojna, nie ma we mnie strachu ani lęku. Gdybym miała przeżyć swoje życie jeszcze raz, niczego bym nie zmieniła.
Więcej niezrozumienia można otrzymać od obcych czy rodziny i najbliższych?
Z tego co sama doświadczyłam i tego, co słyszę od innych, to niestety większość z nas doświadczyła niezrozumienia w gronie najbliższej rodziny, przyjaciół. A potem są narodziny dziecka i to odmienia wszystko. Najbardziej krytyczna babcia zakochuje się we wnuczku.
Z pieniędzmi zawsze jakoś sobie radzimy. Bardzo często kolejny członek rodziny dodaje odwagi do zmiany pracy, inwestycji, budzi w rodzicach odpowiedzialność. Wymusza rozsądne podejście do domowego budżetu, planowanie wydatków, lepszą organizację, dyscyplinę finansową. A samo małżeństwo również bardzo się umacnia, rodzina staje się jedną drużyną.
A czy to nie rodzina powinna być największym wsparciem...?
Powinna. Jednak z tą powinnością bywa różnie. Sama widzę po sobie, jak wychowuję dzieci, wiem co powinnam zrobić, ale w praktyce czasem wszystko się rozjeżdża. Lęk, strach rodziny o nas – to one wywołują takie reakcje, które są silniejsze od nich. Nikogo tu nie bronię, ale myślę, że z tego to wynika. Niemniej tak jak mówiłam, uważam, że każde dziecko jest dobrem, niesie dobre zmiany. Opinia innych czasem zaboli, zasmuci, jednak nie są to słowa, które są w stanie mnie wewnętrznie zniszczyć. Wszystko zależy też od nas jak bardzo pozwolimy im pracować w sobie. Trzeba mieć świadomość, że to nie jest łatwa droga, nastawić się na trudy. Wtedy nie jest się tak bardzo zaskoczonym...
Dlaczego ludzi dziwi taki model rodziny? Spotkałaś się z jakimiś szczególnymi komentarzami
Myślę, że wielodzietność nie jest powszechna w naszym społeczeństwie. Taka nieznana, mało popularna droga przez życie. Poza tym wielodzietne rodziny kojarzą się często z patologią, ubóstwem. Bardzo lubimy się porównywać do wszystkich wokół. Jak to mówią - trawa sąsiada jest bardziej zielona niż moja.
A pomyśl, że rezygnujesz z drogi, jaką idzie sąsiad, przyjaciele, często rodzina. Rodzi się zdziwienie, komentarze, ale też zaciekawienie. Kolejne dzieci to duża zmiana, często trzeba zmienić samochód (śmiech). Może brzmi to zabawnie, ale jedno z pierwszych pytań z jakimi się spotykam, to czym będziemy jeździć? Często trzeba pomyśleć o zmianie mieszkania.
Kto częściej komentuje takie wybory innych? Czy też uważasz, ze to najczęściej inne kobiety?
Zdecydowana większość obserwatorów na moim profilu to są kobiety. W związku z tym to ich komentarze widzę najczęściej. Jednak tak, myślę, że ten temat zdecydowanie bardziej kobiet dotyka. Kobieta fizycznie nosi dziecko, przejmuje się swoim i jego zdrowiem, jesteśmy też o wiele bardziej emocjonalne. Do tego dochodzą burze hormonów, które również potrafią mocno namieszać.
Nie da się nie dodać, że kobiety są też bardziej kąśliwe. Z historii, jakie dostałam, widzę wyraźnie, że niestety same siebie traktujemy w sposób co najmniej naganny. Matka córce, teściowa synowej, przyjaciółka przyjaciółce… oj potrafią dobitnie dosadzić.
Czy uważasz, że matki wielodzietne mają jakiś realny wpływ na to jak są postrzegane w społeczeństwie?Tzn. jeśli faktycznie tak źle są widziane, to jak to poprawić? Da się w ogóle?
Oczywiście! Jak nas widzą, tak nas piszą. Coraz bardziej popularny jest trend na Instagramie, że pokazuje się codzienne życie, słabości, brudną kuchnię i coraz więcej mam decyduje się na taki rodzaj przekazu. A ja uwielbiam obserwować konta, gdzie nie jest idealnie, gdzie mama też jest zmęczona. Ale w tym wszystkim jest radość, dom żyje, dzieciaki się śmieją, nawet jeśli mają dwie różne skarpety sprzed dwóch dni na sobie. Lubię konta, gdzie widzę realne problemy, które mnie też dotykają. I w ciągu tej codzienności pokazują też sytuacje, które bawią mnie do łez.
Takie to wszystko życiowe, niezaplanowane. Mnie np. bardzo bawi jak moja najmłodsza córka Julcia zjada jedzenie z mojego brzucha. Przygotowując posiłki coś zawsze otrę się brzuchem, coś tam skapnie, a potem ona wchodzi mi na kolana i to sobie skubie. I tak u nas wygląda rozszerzanie diety malucha (śmiech). Bo życie nie jest zawsze piękne, poukładane, czyste, książkowe, ale to nie znaczy, że jest złe. Wielodzietność nie jest zła.
Z czego ta siła mam wielodzietnych wynika?
Ten dystans do siebie, który mają często wielodzietne mamy, bardzo mi imponuje. Myślę, że może przyciągać. Wcześniej opisałam takie zabawne aspekty. Jednak wielodzietne matki to często świetne planistki, są doskonale zorganizowane, mają wiele spraw przemyślanych i poukładanych zawczasu. Potrafią wycisnąć z dnia każdą sekundę. Często też świetnie gotują, a w ich domach chce się przebywać. Widzą i potrafią odpowiadać na potrzeby innych.
Jak pracowałam jeszcze w korporacji, do grupy doszła młoda mama dwójki. Trochę starsza ode mnie, ale niewiele, ja byłam wtedy świeżo po studiach. Jakim ona była pracownikiem! Pamiętam, że ja miałam od niej dwa razy więcej czasu, którego nie potrafiłam wykorzystać, a ona na ¾ etatu robiła tak wiele i jeszcze wracała do domu karmić piersią dziecko. Bardzo szybko awansowała. Nie wiem, jak dalej potoczyło się jej życie, ale wtedy zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Pamiętam, jak załamywałam ręce przy dwójce dzieci. Jednak przy kolejnych musiałam się nauczyć tego ogarniania, poradzić sobie, przestać zawsze liczyć na pomoc innych, stałam się bardziej samodzielna, odpowiedzialna, bo po porostu musiałam.