Córce trząsł się głos. Powiedziała "nie strasz mnie". Nie mogę inaczej

Magdalena Woźniak
05 grudnia 2024, 12:24 • 1 minuta czytania
Za oknem było już ciemno, deszcz zacinał w okna samochodu. Niewyraźne światła wokół, cicha muzyka z głośników i jej drżący głos: "Nie strasz mnie". I mój głos: "To jest ten rodzaj strachu, który chcę w tobie obudzić. Tylko on może cię ochronić, kiedy mnie przy tobie nie będzie".
Od kilku dni Marysia stała w drzwiach szkoły, kiedy po nią przyjeżdżałam. Fot. Pexels.com/ Roń Lach
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Zwykłe popołudnie, jak każde inne, powrót ze szkoły. Rozmowa trudna? Może. W życiu z dzieckiem, w naszym życiu jest tak, że te trudne odłamki rozbijają się o codzienność i nie udajemy, że nie istnieją. Czasami po prostu wydarzy się coś z pozoru bez znaczenia, co może stać się źródłem takiej rozmowy.


Ta była o strachu przed nieznajomymi. Była o lęku, który chcę w córce widzieć. Tak w sam raz, nie po to by ją paraliżował, ale po to, by ją chronił. Rozmowa, która zaczęła się od zwykłej sytuacji, zupełnie bezpiecznej.

Szkolne progi

Od kilku dni Marysia stała w drzwiach szkoły, kiedy po nią przyjeżdżałam. Nie mogła się doczekać, by mnie zobaczyć, stawała więc w przeszklonych drzwiach i czekała. Mówiła, że chciała mi pomóc z drzwiami i że bardzo chciała mi coś opowiedzieć.

Pierwszego dnia się śmiałam, drugiego podziękowałam za otwarcie mi drzwi, trzeciego niedająca się uciszyć myśl pojawiła się w mojej głowie: a co jeśli wyjdzie? Pójdzie o krok dalej, bo nie wiem, będzie chciała otworzyć mi furtkę.

A potem wyjdzie jeszcze dalej, będzie próbować znaleźć zaparkowane auto…

Poprosiłam więc,  by tego nie robiła, by nie przyszło jej do głowy, by wychodzić z budynku, samej. Powiedziałam wprost, dokładnie takimi słowami: "To bardzo ważne i chcę, byś to zapamiętała. Jesteś jeszcze mała, a na świecie żyją nie tylko dobrzy ludzie. Są tacy, którzy mogą cię skrzywdzić. Nie oddalaj się od szkoły, proszę".

Wystraszyła się, widziałam to na jej twarzy i w jej głosie. A jednak powiedziałabym to drugi raz, dokładnie w ten sposób. Dosłownie, trudno. Bez upiększania, bez wplatania w to realne zagrożenie wątków bajkowych, nie łagodząc niczego.

To było tylko kilka zdań, bez szczegółów, jakiej krzywdy mogłaby doznać. Jednak na tyle dosłowne, że mogę przeczuwać, że nie postawiłaby sama nogi poza szkolne drzwi. I tylko tego teraz chciałam. I to jest dla mnie ważniejsze niż jej chwilowe napięcie.

Kokon

Przez pierwsze trzy lata jej życia byłyśmy w domu. To były takie wyśnione trzy lata bliskości i spokoju. I ten mój spokój wynikał właśnie głównie z tego, że wiedziałam, że dopóki jest tutaj z nami, w tym domu, nic i nikt jej nie zagraża.

Wiedziałam, że ten stan nie jest permanentny, więc łapałam go garściami, trzymałam blisko siebie, długo nie chciałam wypuścić.

Moja córka jednak rośnie (na szczęście!), jest zdrowa, ciekawa tego, co przynosi każdy dzień, niezwykle kontaktowa, pokładająca jeszcze dziecinną wiarę w to, że każdy człowiek jest dobry. Rozdziera mi trochę serce to, że musiałam być tą, która powiedziała jej, że tak nie jest. A jednak zrobiłabym to raz jeszcze. Dlatego, że wiem, że nie zawsze przy niej będę.

I wiem, na jakim świecie żyjemy. I nie mogę z tym nic zrobić. Mogę jedynie mieć nadzieję, głęboką, wielką nadzieję, że drogę mojego dziecka zawsze będą przecinały tylko te osoby o dobrych intencjach.

Czytaj także: https://mamadu.pl/183692,masz-na-swoje-dziecko-mniejszy-wplyw-niz-myslisz-mozesz-zrobic-jedno