
Nieprzemyślana organizacja
"Wielki Czwartek i Wielki Piątek są wolne od zajęć – to już dwa dni do zorganizowania przez rodziców. Ale zanim do nich dojdziemy, szkoła funduje nam trzydniowe rekolekcje. Dzieci mają po jednej lekcji dziennie, a potem idą grupowo do kościoła. Wszystko wygląda pięknie… o ile twoje dziecko uczestniczy w religii.
Mój syn nie chodzi na religię i – co logiczne – nie bierze udziału w rekolekcjach. I co się z nim dzieje przez te kilka godzin? Siedzi w świetlicy. Przez trzy dni pod rząd. Patrzy się w sufit, zabija czas, bo nie ma co robić. Bo w czasie, gdy jego klasa idzie do kościoła, szkoła nie przewiduje dla niego żadnych sensownych zajęć. Ani edukacyjnych, ani wychowawczych, ani rozwojowych. Ot, po prostu jest przetrzymywany.
I niby jest opieka, niby wszystko zgodnie z zasadami, ale w praktyce – nikt się nie zastanowił, jak to wygląda z perspektywy takiego dziecka. Dla niego to sygnał, że nie ma zajęć, że to czas pusty, niepotrzebny. A dla mnie – kolejne trzy dni, które muszę wpasować w swój grafik zawodowy i rodzinny, wiedząc, że moje dziecko tak naprawdę w szkole niewiele zyskuje.
Rozumiem potrzebę duchowości i przestrzeni na religię – dla tych, którzy tego chcą. Ale czy nie można tego zorganizować poza lekcjami? Albo zapewnić wszystkim dzieciom – niezależnie od wyznania – godną, wartościową alternatywę? Mam wrażenie, że w imię tradycji zapomina się o zwykłej codzienności wielu rodzin.
Na grupie rodziców wrze. Wielu z nas musi kombinować z urlopami, opieką, zajęciami dodatkowymi, tylko po to, by przetrwać ten tydzień. A wystarczyłoby trochę dobrej woli i odrobina empatii ze strony szkoły. Czy naprawdę tak trudno zauważyć, że nie wszyscy pasują do jednego schematu? Kiedy szkoła przestanie wrzucać nas do tego samego wora?".