Ten urodzinowy trend to plaga wśród rodziców. W latach 90. nikt by na to nie wpadł

Martyna Pstrąg-Jaworska
22 listopada 2024, 10:24 • 1 minuta czytania
W latach 90. dziecięce urodziny zwykle oznaczały przyjęcie w domu, na którym obowiązkowo był szampan dla dzieci i paluszki. Nikt nie organizował zabaw i nie planował atrakcji, rodzice zwykle dawali dzieciakom wolność, by mogły samodzielnie wymyślić, co będą robiły. Dziś rodzice muszą mieć zaplanowane wszystko, co do minuty.
Urodziny w latach 90. najczęściej nie miały zaplanowanych zabaw i atrakcji. fot. Andrej Porochnenko/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dziecięce urodziny: okazja do przepychu

Urodziny to niewątpliwie ważny moment w życiu dziecka, ale i jego rodziców. Matki i ojcowie często chcą ten dzień spędzić w wyjątkowy sposób, uczcić kolejny rok jego życia. Organizują więc imprezy dla rodziny, ale również przyjęcia dla rówieśników z przedszkola czy szkoły. Sama jestem mamą dwójki przedszkolaków, więc doskonale wiem, jak wyglądają wyścigi między rodzicami o to, kto zorganizuje najlepszą imprezę dziecięcą.


Nie chodzi nawet o obchody urodzin w przedszkolu, ale o przyjęcia w domu czy sali zabaw. Obowiązkowo muszą być dodatkowe atrakcje, animator, jakieś warsztaty np. z robienia pizzy lub mydełek. Nie może zabraknąć ogromnego tortu i całej listy aktywności i zabaw, które koordynuje rodzic lub wynajęta opiekunka.

A prawda jest taka, że pokolenie dzisiejszych rodziców, kiedy samo było dziećmi, miało zupełnie inne urodziny. Może w ten sposób dziś ci dorośli chcą sobie coś zrekompensować? Nie wiem. Wiem natomiast, że ja jako dziecko lat 90. nie myślałam o tym, żeby mieć urodziny w sali zabaw albo żeby rodzice wynajęli mi dmuchańca do ogrodu na czas przyjęcia dla koleżanek.

Urodziny dla kolegów w latach 90.

Rówieśnicy przychodzili w tamtych czasach do naszych domów z upominkami, na stole były imprezowe kanapki, jakieś chrupki i paluszki, a główną atrakcją była oranżada, udająca szampana dla dzieci. Nikt nie martwił się, czym i jak dzieci zorganizują sobie czas. Rodzice pozwalali nam zamykać drzwi od pokoju i spędzać czas kreatywnie: sami wymyślaliśmy zabawy, wytężaliśmy nasze wyobraźnie i zawsze kończyło się to świetnymi wspomnieniami.

Taka refleksja o tych urodzinach z mojego dzieciństwa naszła mnie po przeczytaniu różnych wypowiedzi na jednej z facebookowych grup. Pytanie w poście dotyczyło organizacji urodzin dla 9-latki, która uważa, że jest już za duża na imprezę w sali zabaw. Jej mama obawiała się, jak takie przyjęcie zorganizować dla kilku koleżanek córki w swoim domu. Pytała, czym zająć takie dzieci, jak to zorganizować, czy wystarczy naszykować im gry i zabawy, czy może potrzeba osoby, która będzie to koordynowała w grupie 9-latek.

Po tej wypowiedzi doszłam do wniosku, że dziś za wszelką cenę chcemy dzieciom zaplanować czas na takiej imprezie: wręcz co do minuty. Są nawet tacy, co rozpisują plan przyjęcia, wplatają różne zabawy między tańce i podanie tortu. Tymczasem dzieci najlepiej bawią się, kiedy zostawiamy je samym sobie. Nie chodzi o to, by były bez opieki i obecności dorosłego w domu. Chodzi o to, by dać im przestrzeń do właśnie tego kreatywnego wymyślania, kombinowania i korzystania z zasobów wyobraźni, którą mają.

Czytaj także: https://mamadu.pl/180632,kiedys-to-bylo-lepiej-tego-trendu-z-lat-90-dzis-dzieciom-brakuje