Dziecko wróciło ze żłobka z guzem, rodzice zażądali wyjaśnień. Dyrekcja nie widzi problemu

Martyna Pstrąg-Jaworska
15 listopada 2024, 11:43 • 1 minuta czytania
Dzieci chodzące do żłobka to maluchy między 1. a 3. rokiem życia, które nadal ćwiczą motorykę. Zdarza się, że z powodu ich nieuwagi dochodzi do stłuczeń i urazów. Kiedy jednak małe dziecko wraca z placówki z guzem ewidentnie zakamuflowanym inną fryzurą, rodzice mają prawo stać się podejrzliwi wobec opiekunek.
2,5-letnia dziewczynka wróciła ze żłobka z guzem niewiadomego pochodzenia. fot. MICHAL DYJUK/REPORTER/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Wróciła ze żłobka z zakrytym włosami guzem

Żłobek to miejsce, w którym rodzice zostawiają małe dzieci do 3. roku życia pod opieką zatrudnionych osób. To jasne, że mają obawy, czy tak małe dziecko dobrze zniesie rozłąkę z rodzicami i całodniową opiekę zupełnie obcych mu osób w nieznanym dotąd miejscu. Pójście do żłobka to nie tylko dla dziecka, ale i dla jego rodzica dość duża zmiana, bo trzeba zaufać często całkiem obcym osobom, które przez 8-10 godzin w ciągu dnia będą zajmowały się ich maluchem.


Tymczasem możemy przeczytać w portalu trojmiasto.wyborcza.pl, że zaufanie rodziców względem opiekunek w jednym z gdańskich żłobków zostało naruszone. Jak podano w artykule, w publicznym żłobku "Koniczynka" opiekunki miały nie dopilnować dzieci, w wyniku czego jedna z dziewczynek uczęszczających do placówki wróciła do domu z ogromnym guzem nabitym na głowie.

Kobiety zajmujące się dziećmi w żłobku nie zgłosiły rodzicom żadnego niebezpiecznego zdarzenia z tego dnia, ale dziecko wróciło do domu z inną fryzurą, która prawdopodobnie miała zamaskować ślad uderzenia na głowie. Rodzice dziecka przyznają, że wcześniej córce zdarzało się mówić, że panie krzyczą na dzieci w placówce, choć nigdy nie na nią. Przypuszczenia o przemocy wobec dziecka wysnuli rodzice, którzy zdecydowali się zgłosić sprawę do Prokuratury Rejonowej w Gdyni.

Prokuratura sprawdza zarzuty

Dziecko po tym zdarzeniu już do żłobka nie wróciło. Jego mama twierdzi, że dyrektorka odmówiła jej rozmowy osobistej, nie odpisała też na wiadomości mailowe. Dyrektorka żłobka Agnieszka Welfle-Pobłocka w rozmowie z Wyborcza.pl sprawę zdecydowała się skomentować. Zaznacza, że rozmawiała ze wszystkimi opiekunkami, które tego dnia opiekowały się dziećmi i żadna nie ma wiedzy o niebezpiecznej sytuacji związanej z 2,5-letnią dziewczynką czy przemocy wobec niej. Nie odnotowano też żadnych zdarzeń w specjalnym zeszycie, w którym opiekunki mają obowiązek opisywać wypadki i nagłe zdarzenia.

Przeciw placówce toczy się postępowanie prokuratury, wszelkie tropy są sprawdzane. Po zgłoszeniu sprawy przez rodziców ci zostali odwiedzeni przez policję. Sprawdzano, czy nie mają w domu broni, bo takie zgłoszenie przeciwko nim wpłynęło do Komendy Miejskiej Policji w Gdyni.

Sprawa wydaje się podejrzana na wielu płaszczyznach. Rodzice są zdania, że córka była ofiarą przemocy lub niebezpiecznego wypadku, do którego mogło dojść z powodu nieuwagi opiekunek. Kobiety pracujące w żłobku oraz dyrektorka "Koniczynki" przyznają, że czasami między dziećmi dochodzi do zderzeń i wypadków, ale winne temu są nieskoordynowane ruchy dzieci, które mają prawo doznać urazów podczas zabawy czy nauki samodzielności.

Żłobek nie widzi powodów do postępowania

Dyrektorka placówki nie potwierdza, że dziecko faktycznie miało uraz, bo po zgłoszonym przez rodziców zdarzeniu dziewczynka więcej nie pojawiła się w żłobku. Jak opowiadała matka dziecka, była z 2,5-latką na wizycie u pediatry, który stwierdził uraz głowy i zalecił obserwację z powodu ryzyka urazu wtórnego. Nie ma dowodów na to, by stosowano wobec dziecka przemoc, bo go urazu mogło dojść np. podczas przypadkowego zderzenia z rówieśnikiem.

Według rodziców dziecko wróciło ze żłobka z guzem, który rzekomo opiekunki starały się zakamuflować fryzurą. Jeśli sytuacja faktycznie miała miejsce, może to być poszlaka przeciw placówce. Można to wywnioskować ze słów mamy dziecka, które Wyborcza.pl przytacza w ten sposób: "Kobieta opowiada, że po powrocie do domu zaczęła zdejmować córce kurtkę i czapkę. W tym czasie dziewczynka powtarzała sama do siebie: 'Jest dobrze, niczego nie widać'. Gdy mama dotknęła jej czoła, zaczęła głośno płakać z bólu. Okazało się, że pod włosami zaczesanymi na czoło ma guza wielkości śliwki".

Sprawa jest w toku, prokuratura zapewnia, że są prowadzone czynności sprawdzające. Dziecko jednak już do żłobka nie wróciło, a jego rodzice usłyszeli, że "żłobek nie jest obowiązkowy i jak im się nie podoba, to zawsze mogą zdecydować się na nianię". Dyrekcja obstaje przy stanowisku, że w tej sytuacji nie ma czego wyjaśniać.

Źródło: trojmiasto.wyborcza.pl

Czytaj także: https://mamadu.pl/181709,skandaliczne-zachowanie-opiekunek-w-zlobku-sprawa-trafila-na-policje