"Tak częste wycieczki szkolne to skandal. Może więcej książek, a mniej rozrywki?"

Klaudia Kierzkowska
25 października 2024, 13:18 • 1 minuta czytania
Odnoszę wrażenie, że szkolne wycieczki i wszystko, co z nimi związane, rozgrzewa rodziców do czerwoności. Są tacy, którzy nie kryją swojego niezadowolenia. "Przecież na to się nie da patrzeć. Rozumiem, że integracja jest ważna, ale to, co się dzieje, to przechodzi już ludzkie pojęcie" – pisze rozżalona mama.
Tak częste wycieczki to przesada. fot. PIOTR KAMIONKA/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Kto z nas nie odliczał dni do szkolnej wycieczki? Nie szykował prowiantu do plecaka i nie biegł, by zająć najlepsze miejsce w autobusie? Wycieczki rządzą się swoimi prawami i nie ma się czemu dziwić, że uczniowie tak za nimi przepadają.


To szkoła czy wakacje?

"Jestem mamą Zuzi, uczennicy piątej klasy. Wydaje mi się, że dzisiejsze szkoły nieco zatraciły swoje główne zadanie, jakim jest edukacja. Nie jestem przeciwniczką wycieczek, spotkań integracyjnych, ale ostatnimi czasy mam wrażenie, że odbywają się one zbyt często.

Czy naprawdę moje dziecko potrzebuje kolejnego wyjazdu do muzeum, warsztatów rękodzieła czy wyprawy do parku linowego? Córka niedawno wróciła z jednodniowego wyjazdu, a już dwa tygodnie później zapowiedziano kolejną atrakcję.

Czasy są trudne, edukacja jest kluczowa, a dzieci, jak na złość, nie chcą zbytnio koncentrować się na nauce. Córka wraca z każdej wycieczki trochę rozleniwiona, zmęczona i zamiast kolejnego dnia z chęcią iść do szkoły, marudzi, że może dziś mogłaby zostać w domu.

Kiedy poruszyłam ten temat z wychowawczynią, usłyszałam, że te wycieczki są 'edukacyjne', ale czy aby na pewno? Jakoś mam ku temu wątpliwości. Szczerze mówiąc, to martwię się, że przez nadmiar wycieczek, spotkań i wyjazdów nasz system nauczania nie spełnia swojej roli. Zamiast zadbać o poważne podstawy w naukach ścisłych czy językach, dzieci poznają w kółko nowe miejsca i atrakcje, a nie treści, które faktycznie przydadzą się im w życiu.

Z tego co wiem, sporo rodziców ma podobne zdanie. Nie mówią o tym głośno, bo nie chcą się nikomu narazić. Wiadomo, czasami lepiej siedzieć cicho niż sobie i dziecku zaszkodzić.

Rozumiem, że dzieci potrzebują urozmaicenia, ale – proszę mi wybaczyć – w moim odczuciu dzisiejsze wycieczki nie wnoszą zbyt wielu edukacyjnych treści do ich życia. ZOO, oceanarium, park rozrywki, jakieś śmieszne warsztaty za chore pieniądze – no proszę państwa.

Może warto się zastanowić nad tym, ile faktycznie te wyjazdy uczą nasze dzieci? Myślę, że jestem jedną z wielu mam, które chcą, by czas w szkole rzeczywiście służył edukacji, a wyjścia były miłym, choć sporadycznym dodatkiem.

Rodzicielski niepokój mówi mi, że przydałoby się wytyczyć granicę: nauka w szkole powinna być nauką, nie przygodą. Zamiast zmieniać co chwila otoczenie, lepiej skupić się na książkach. Może wtedy nie będziemy musieli uczyć dzieci wszystkiego od podstaw w domu?".

Czytaj także: https://mamadu.pl/189872,plany-wycieczek-szkolnych-sa-przeladowane-to-sa-dzieci-a-nie-podroznicy