Prace domowe przecież pomagały. Skazujemy to pokolenie na błądzenie we mgle

Dominika Bielas
15 października 2024, 10:23 • 1 minuta czytania
Od 1 kwietnia 2024 roku obowiązuje rozporządzenie zakazujące zadawania prac domowych w klasach I-III. W starszych klasach prace nie są obowiązkowe. Temat nadal budzi sporo emocji.  Podczas gdy jedni rodzice z ulgą przyjmują tę zmianę, inni obawiają się, że pozbawiając dzieci obowiązkowych zadań po lekcjach, odbieramy im również narzędzie nauki systematyczności.
Czy nie jest tak, że dzieci zostały pozostawione same sobie? Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Zwolennicy likwidacji prac domowych podkreślają, że obciążenie uczniów w polskim systemie edukacji było zbyt duże. – Mój syn po powrocie ze szkoły miał do odrobienia tyle zadań, że nie zostawało mu już czasu na nic innego. Był przeciążony, a efekty i tak były mizerne – mówi Magda, mama 12-letniego Janka.


Rzeczywiście, przez lata wiele dzieci borykało się z nadmiarem obowiązków, a prace domowe często stawały się stresującą koniecznością, której sens był kwestionowany. Zamiast zachęcać do nauki, odrabianie lekcji prowadziło do zniechęcenia, a nawet wypalenia. Sama świetnie pamiętam te wieczory pełne łez...

Z drugiej strony, wielu rodziców martwi się, że obecny brak obowiązkowych prac domowych prowadzi do chaosu. – Kiedyś moje dzieci wiedziały, co muszą powtórzyć i dokładnie czego się nauczyć. Teraz wracają do domu i nie mają żadnych konkretnych wskazówek. Same nie wiedzą, co mają robić. To trochę tak, jakby błądziły we mgle – mówi Agnieszka, mama dwóch uczniów podstawówki. 

Czy ktoś o tym pomyślał?

Warto zauważyć, że choć brak prac domowych może zmniejszać obciążenie uczniów, to jednocześnie stawia przed nimi nowe wyzwanie: zorganizowanie sobie nauki. Nie zawsze są na to gotowi. Wielu rodziców podkreśla, że często brakuje jasnych wskazówek, które pomogłyby dzieciom w samodzielnym planowaniu swojej pracy.

Prace domowe, choć niekiedy trudne i czasochłonne, mimo wszystko uczyły systematyczności. Regularne powtarzanie materiału oraz obowiązkowe zadania rozwijały umiejętność zarządzania czasem, a także odpowiedzialność. – Nie chodzi o to, żeby dzieci były przeciążone, ale żeby miały jasno określone, co powinny zrobić po szkole. Praca domowa była rutyną, która pomagała w organizacji dnia. Teraz często dzieci wracają z niczym i nie wiedzą, od czego zacząć. Żadnych wskazówek, pytań pomocniczych, podpunktów, zupełnie nic – zauważa Paweł, tata 10-letniej Zosi.

Nie ma prac domowych, to po co zaglądać do książek?

Problem polega na tym, że w wielu szkołach nie stworzono alternatywy dla prac domowych. Uczniowie, mimo że teoretycznie mają więcej czasu na odpoczynek, nie zawsze potrafią z niego skorzystać w sposób efektywny. Brakuje im narzędzi, które pomogłyby w samodzielnym organizowaniu nauki. 

Sama staram się wspierać swoje 11-letnie dziecko, bo bez jasnych wytycznych bywa trudno np. z przygotowywaniem się do sprawdzianu. Zauważam również inny problem: rodzice często sami nie wiedzą, jak skutecznie zastąpić tradycyjne prace domowe innymi formami nauki. Są i sytuacje, gdy dzieci odmawiają powtarzania, bo utożsamiają je z pracą domową, której robić przecież nie muszą.

Z jednej strony nie chcemy przeciążać dzieci nadmiarem zadań, ale z drugiej przecież – musimy dać im narzędzia, które pomogą im w samodzielnym organizowaniu nauki i rozwijaniu umiejętności, które przydadzą się im w dorosłym życiu. Kluczowe więc wydaje się znalezienie równowagi, ale czy jest na to miejsce w polskiej szkole?

Czytaj także: https://mamadu.pl/188588,brak-prac-domowych-rozleniwia-uczniow-problem-lezy-zupelnie-gdzie-indziej