Byłam ostatnim rocznikiem 8 klas, jeszcze przed tymi wszystkimi zmianami i "eksperymentami", jak zwano w tamtym czasie reformę edukacji. Ja i moi starsi koledzy szliśmy tym "starym", "dobrym" i "sprawdzonym" niezmiennym trybem, a potem nadeszły same zmiany… Dziś jestem mamą uczennicy i sama muszę się mierzyć ze zmianami w szkole, między innymi likwidacją prac domowych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiele z tych zmian rozumiem i popieram, bo brzmią dobrze, ale jednak schemat, w którym zostałam wychowana, sprawia, że mimo to te "nowinki" budzą pewną dozę niepokoju. Gdy jakoś poradziłam sobie z ocenami opisowymi, przyszła pora na prace domowe, a raczej na ich brak. Z tym jednak poszło znacznie prościej, bo zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz.
Praca domowa nie dla każdego
Jestem wzrokowcem, wszystkie lata edukacji to były strony notatek, kolorowych wykresów, tabel, podkreśleń w książkach oraz plakatów ze wzorami i teoriami na ścianach mojego pokoju.
Każda rzecz, której trzeba było się nauczyć, musiała zostać przepisana odręcznie. Prace domowe były ważnym elementem nauki, bo wykonywanie zadań w zeszycie czy ćwiczeniach utrwalało przerobiony temat. Olbrzymim szokiem było odkrycie, że nie każdy człowiek tak zapamiętuje, a jednym z nich jest także moje dziecko.
Za nami wiele przepłakanych wieczorów, gdy córka zmęczona po całym dniu w szkole, ślęczała nad pracami domowymi. Nie zapamiętywała z tego absolutnie nic. Złoszcząc się na mnie i na szkołę zniechęcała się do nauki. Nie wiedziałam, co robić i byłam przerażona. Zastanawiałam się, co to będzie, skoro na samym początku szkoły jest już tak ciężko.
Dzieci uczą się różnie, pozwólmy na to
Nie zrozum mnie źle, owszem – wiele zależy od nauczyciela i nadal uważam, że matematykę czy inne przedmioty ścisłe należy ćwiczyć, wykonując zadania, ale nie każdy przedmiot wymaga tego typu nauki i nie musi to być zeszyt w kratkę oraz przymus. Bo pisemna praca domowa to nie jedyny sposób, by przyswoić wiedzę.
Gdy dotarło do mnie, że moje dziecko jest słuchowcem, zrozumiałam, że moje "świetne" metody jej nie pomogą. Kartka papieru jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, by opanować zadany materiał. Także siedzenie przy biurku nie leży w jej naturze. Uczy się, będąc w ruchu, huśtając się na huśtawce, skacząc i śpiewając.
Ja, by nauczyć się wiersza, musiałam go przepisać kilka razy, ślęczeć nad książką godzinami. Moje dziecko słucha pliku audio około trzech razy i wszystko pamięta. Do dziś nie mogę się przekonać do audiobooków, a wykłady na studiach były koszmarem. Nic z nich nie wynosiłam i nic nie zapamiętywałam, za to mojemu dziecku momentalnie wchodzi do głowy to, co usłyszy (no, chyba że chodzi o domowe obowiązki ;))
Uczyć się można na różne sposoby
Moment, w którym córka przestała przynosić pisemne prace domowe, dał jej przestrzeń i czas na testowanie zupełnie innych metod uczenia się. Dziś dzieciaki naprawdę mają w czym wybierać. Biorąc pod uwagę, że tak się garną do nowych mediów, warto pokazać im, że poza komunikatorami w telefonie znajdą też ciekawe sposoby na szybsze uczenie się: podcasty, gry, filmiki, ale i mnemotechniki.
Brak prac domowych, owszem, wymaga znacznie więcej samodyscypliny i zaangażowania rodziców, ale u nas nagle zrobiło się jakoś mniej nerwowo. Może, zamiast się denerwować na zmiany i dostrzegać nadmierny luz, warto po prostu dobrze wykorzystać ten czas.