Rodzicom świetnie idzie psucie pokolenia alfa. Awantura o szkolną lekturę
Wcisnąć wiele zadań w 45 minut
"Ostatnio w waszym portalu przeczytałam artykuł o tym, że nauczyciele powinni czytać dzieciom lektury podczas zajęć lekcyjnych. Mówiła o tym działaczka społeczna, która zajmuje się propagowaniem czytelnictwa m.in. u dzieci. Kobieta wspominała o metodzie 20 minut, o której wielu Polaków słyszy od lat za sprawą kampanii społecznej, której hasło brzmiało: 'Czytaj 20 minut dziennie, codziennie'" – zaczyna swój list pani Zofia, nauczycielka pracująca w szkole podstawowej.
"Oczywiście jestem za tym, żeby czytać dzieciom książki – kiedy od małego rodzice i opiekunowie czytają swoim dzieciom, te dużo chętnie w przyszłości same sięgają po książki, łatwiej przychodzi im nauka czytania, rozwój mowy itp. Jestem nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej, więc temat nauki czytania i zachęcania dzieci do zapoznawania się z lekturami, jest mi szczególnie bliski.
Dlatego chciałabym opowiedzieć o tym, jak pomysł dotyczący czytania przez nauczyciela dzieciom wygląda z mojej perspektywy. Czy państwo naprawdę zdajecie sobie sprawę, że zajęcia w szkole trwają 45 minut? W tym czasie pedagog musi sprawdzić listę obecności, zająć się niecierpiącymi zwłoki problemami dzieci, które dotyczą bieżących zajęć, często odpowiedzieć na pytania, rozwiewając wątpliwości, stara się zapoznać uczniów z nowymi materiałem z programu nauczania. Jest tego dużo, prawda?".
Nie ma czasu na czytanie
Pedagożka przypomina też o tym, że nauczyciel ma szereg obowiązków w czasie prowadzenia lekcji: "Do tego uczniowie klas 1-3 to nadal są dziećmi, więc w trakcie zajęć należy dać im chwilę wytchnienia, pozwolić na rozładowanie nagromadzonej energii (ja robię w trakcie lekcji dosłownie 3-5 minut przerwy, podczas której skaczemy, chodzimy, wykonujemy gimnastykę). Do tego ćwiczymy czytanie, pisanie, wykonujemy proste działania matematyczne.
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak miałabym te wszystkie obowiązki ścisnąć do 25 minut, tak aby przez kolejne 20 móc czytać uczniom np. szkolną lekturę. Wiem, że teraz prace domowe uczniów nie obowiązują, ale przyznaję, że swoim podopiecznym zazwyczaj zadaję do domu jakieś teksty do przeczytania. Czasami fragment z podręcznika, innym razem jeden rozdział z lektury, którą będziemy omawiać.
Gdybym tylko znalazła taką możliwość, chętnie czytałabym dzieciom książki na lekcjach. To by sprawiło, że miałabym mniej pracy, prawda? Wystarczyłoby mieć ze sobą egzemplarz lektury, nie musiałabym przygotować się merytorycznie do lekcji, sprawdzać zadań pisemnych i sprawdzianów. Uważam jednak, że oprócz tego czytania na lekcji, dzieci powinny czytać w domu".
Musi próbować samodzielnie czytać
"Uczniowie powinni czytać z rodzicami, słuchać opowieści, ale również starać się czytać samodzielnie. Nauczyciel musi wspierać w dzieciach ten proces nauki czytania, motywować i zachęcać do sięgania po książki, bo to pomaga rozwinąć się pasji czytania. Nie mogę jednak wyręczać uczniów w tym, co powinni sami opanować. A przypominam, że uczeń, który kończy nauczanie początkowe i idąc do 4. klasy, musi umieć samodzielnie płynnie czytać i nie mieć problemy z przeczytaniem szkolnej lektury.
Co jeszcze według specjalistów nauczyciel powinien robić za uczniów? Bo to, że coraz częściej to pedagog, a nie rodzice, uczy dzieci zasad dobrego wychowania czy samodzielności, jest już normą. Obawiam się, że gdybym zaczęła czytać dzieciom na lekcjach, zamiast prowadzić normalne zajęcia, pojawiłyby się kolejne głosy sprzeciwu, bo zawsze ktoś z rozwiązań w szkolnictwie będzie niezadowolony.
Jak inaczej wypracować u uczniów chęć do czytania książek, jeśli dzieci nie będą samodzielnie sięgały po lekturę na lekcjach i w domu? Mam wrażenie, że kolejne rozwiązania 'ekspertów' mają wszystko ułatwiać dzieciom. Większość specjalistów zapomina, że te potrzebują też wyzwań, żeby się rozwijać i mieć szansę na zyskanie nowych umiejętności" – kończy swoją wiadomość pani Zofia.
Czytaj także: https://mamadu.pl/183965,warto-czytac-ksiazki-juz-niemowlakowi-te-argumenty-sa-nie-do-przebicia