Wychowawczyni wczesnoszkolna: "Zła wiadomość dla uczniów. Lepiej już nie będzie"

Klaudia Kierzkowska
20 września 2024, 12:53 • 1 minuta czytania
Współczesne pokolenie uczniów różni się od tego poprzedniego. Jest bardziej wymagające, dochodzi swoich praw, nie przepada za obowiązkami. Najprościej pisząc: ma zupełnie inne podejście do życia. Czasami zastanawiam się, czy nie oceniamy go zbyt surowo, jednak wiadomość, jaką otrzymałam od jednej z wychowawczyń, utwierdziła mnie w przekonaniu, że racja leży po naszej stronie.
Podejście uczniów nie napawa optymizmem. fot. PIOTR KAMIONKA/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dawniej nauczyciel był autorytetem, wzorem do naśladowania. Nikt nawet nie pomyślał, by mu się sprzeciwić, bo jak to słyszę czasami: "to, co powiedział, było święte". Wystarczyło kilkadziesiąt, a może nawet i kilkanaście lat, by postrzeganie nauczyciela uległo diametralnej zmianie. Teraz wielu uczniów traktuje go jedynie o jeden szczebelek wyżej od siebie.


Takie rzeczy w drugiej klasie?

"Jestem nauczycielką wczesnoszkolną. Mam duże doświadczenie, bo w zawodzie pracuję już prawie 20 lat. Kiedyś czułam, że moja praca ma sens, że to, co robię, jest komuś potrzebne. Teraz niestety już tak nie myślę.

Te kilkanaście lat temu uczniowie liczyli się z moim zdaniem, nie sprzeciwiali i wszystko brali do siebie. Wystarczyło, że jednemu czy drugiemu raz zwróciłam uwagę i w klasie zapadała cisza. Uczniowie bardziej słuchali, przykładali się do nauki, no i co ważne, odrabiali zadania domowe.

Zadawałam czytanki, wierszyki do nauczenia, wypracowania do napisania, a teraz mogę jedynie ćwiczenia pisemne usprawniające motorykę małą. No ludzkie pojęcie przechodzi, co to się nawyprawiało.

Ale nie chodzi tylko o prace domowe. Jestem wychowawczynią drugiej klasy, fajne dzieciaki, ale mega leniwe, marudne i rozpieszczone. W domu nie chcą się uczyć, a na lekcjach najchętniej siedziałyby bezczynnie. Słyszę tylko: 'A po co nam to? A po co my się tego mamy uczyć?'.

I tak na okrągło. Powtarzają te swoje żale jak mantrę, a ja nie mam wyjścia i muszę tego słuchać. Przecież nie mogę podnieść głosu, krzykiem nie mogę przywołać do porządku, bo zaraz rodzic przyleci do mnie z pretensjami. Kiedyś to było nie do pomyślenia, by drugoklasista był (przepraszam) takim leniem, któremu nawet nie chce się brać czynnego udziału w lekcjach.

Żyją jak w bajce, błądzą jak we mgle. Chronieni są przez rodziców, którzy złego słowa im nie powiedzą, by nie skrzywdzić. Trzymają pod kloszem, dmuchają i chuchają, a potem się dziwią, na kogo te dzieci wyrastają.

Powiedziałam im prawdę

Pewnego dnia tak marudzili, tak narzekali, że aż nie wytrzymałam. Powiedziałam im głośno i wyraźnie, że lepiej już nie będzie. Że czas na zabawę i lenistwo to był w przedszkolu. Z roku na rok będzie coraz więcej przedmiotów i coraz więcej nauki. To, żebyście widzieli, jak się na mnie spojrzeli. Co najmniej jakbym im tego Xboxa zabrała, czy wyłączyła abonament w telefonie. Przeszyli mnie wzrokiem, który zaczął rozrywać od środka.

Poczułam się winna. Poczułam się gorsza i niekompetentna. Osaczyli mnie tymi swoimi negatywnymi emocjami, że nie mogłam się uwolnić. I właśnie w tym momencie chciałam zaapelować do wszystkich rodziców: ułatwcie nam pracę i uświadomcie swoim dzieciom, że szkoła to nie jest zabawa. To obowiązki, odpowiedzialność za siebie i swoje czyny. Nie trzymajcie tych dzieci pod kloszem, a pozwólcie wyjść i zobaczyć, jak wygląda prawdziwy świat".

Czytaj także: https://mamadu.pl/188666,przedszkolna-awantura-o-religie-ta-godzina-to-jakies-szalenstwo