Przedszkolna awantura o religię. "Taka godzina katechezy to jakieś szaleństwo"
Redakcja MamaDu
20 września 2024, 11:19·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 września 2024, 11:19
Nauka religii w przedszkolu, która odbywa się w środku dnia, bywa problemem dla nauczycieli. To dlatego, że nie zawsze mają możliwość zorganizowania zajęć dla dzieci, które w tym czasie nie chodzą na katechezę. Przeczytajcie, co o przedszkolnej religii napisała nasza czytelniczka.
Reklama.
Reklama.
Przedszkolne katechezy z samego rana
"Moja córka chodzi do dużego publicznego przedszkola i w tym roku jest już w najstarszej grupie 6-latków. Zaczęły się poważniejsze obowiązki, dzieci mają książeczki do nauki literek, ćwiczą pisanie wzorków i mają zajęcia dodatkowe takie jak angielski i religia. Okazało się, że z religią oczywiście musi być jakiś problem. Moje dziecko jest na nią zapisane i na razie nie mam zamiaru tego zmieniać" – przyznaje w liście do redakcji mama dziewczynki.
"Nie jesteśmy jakoś specjalnie katolicką rodziną, ale chodzimy czasami do kościoła, obchodzimy różne święta i chcę, żeby córka znała ten element tradycji. W tym roku na zebraniu nauczycielka oznajmiła rodzicom, że zajęcia z religii w przedszkolu we wszystkich grupach będą odbywały się z samego rana lub całkiem po południu. Jest to podyktowane tym, że w przestrzeni publicznej wciąż prowadzony jest spór o katechezy.
Nie wszystkie dzieci na religię uczęszczają, a przedszkole nie ma możliwości w trakcie religii na organizację czasu dla dzieci, które na nią nie chodzą. Stąd pomysł, by religia była z samego rana albo całkiem po południu: wtedy rodzice mogą zabrać dzieci wcześniej albo przyprowadzić je później. W grupie córki religia jest w każdą środę o 8:00 rano i kiedy to ogłoszono, zaczęła się prawdziwa awantura".
Rodzicom godzina nie pasuje
Nasza czytelniczka opowiada, że rodzice nie byli zadowoleni z godziny zajęć: "Najpierw zrodziła się dyskusja na Messengerze: okazało się, że wcale nikt w naszej grupie nie jest za tym, żeby religia była 'z brzegu'. Nagle wszystkie matki stały się bogobojne i chciały, żeby ich dzieci za wszelką cenę chodziły na katechezy. Uważały, że jeśli w grupie większość rodziców tak chce, katechetka będzie musiała rzucić wszystko i ustawić tak zajęcia dla naszej grupy, żeby były w środku dnia.
To nic, że ani nauczycielce, ani kilkorgu rodzicom to nie pasowało (ich dzieci nie chodzą na religię). Co ciekawe, matki najbardziej się awanturujące o katechezę, przyprowadzają zwykle dzieci na ostatnią chwilę przed śniadaniem (które jest o 9:00). Wychowawczynie proszą, by dzieci przyprowadzać najpóźniej o 8:50, bo muszą jeszcze naszykować stoliki, umyć rączki itp., ale te kobiety wbiegają najczęściej spóźnione, gdy już zaczyna się posiłek.
Tym rodzicom chyba nie chce się dzieci tak wcześnie zwlekać z łóżek i lecieć z nimi do przedszkola na 8:00. A jak im się nie chce, to niech nie chodzą na katechezy, proste. Teraz te paniusie będą teraz wojowały, żeby religia była w środku dnia, chociaż nikomu oprócz nich to nie pasuje. Ciekawi mnie, jak ci rodzice zamierzają wyrabiać się z dziećmi za rok, kiedy 7-latki będą już uczniami i nikt w szkole nie będzie im każdego dnia usprawiedliwiał tego, że dziecko nie dotarło albo się spóźniło na pierwszą lekcję, która jest o 8:00..." – kończy wiadomość mama 6-latki.