Z moim tatą najczęściej kłóciłam się o to, że nie chcę się uczyć na jego błędach. On chciał mnie chronić, mówił: - Ale po co masz się sparzyć, zobacz, jak było ze mną – powtarzał. Uśmiechałam się wtedy i mówiłam, żeby pozwolił mi żyć moim życiem.
Zawsze pozwalał, choć wiem, że nie było mu łatwo. Jak wtedy, gdy wybierałam kierunek studiów, a on chciał, żebym została prawnikiem. Kilka lat później dowiedziałam się, że mojemu ukochanemu wychowawcy z ogólniaka wyrzucił, że to przez niego nie poszłam na prawo, bo zaszczepił we mnie inną pasję.
Mi nigdy nie robił wyrzutów. Był obok. Kiedy odnosiłam drobne sportowe sukcesy w podstawówce i kiedy rezygnowałam ze sportu. Mówił: - Pomyśl, zastanów się, może jednak spróbujesz? Nie próbowałam. W swoich decyzjach tak jak wtedy, tak i dziś jestem radykalna i stanowcza. Może to błąd. Ale jest moim błędem, z którego popełnienia wyciągam wnioski, czasami zbyt późno. To już kolejny, ale także pouczający błąd.
Kiedy się zakochiwałam w nieodpowiednich chłopakach, wzdychał ciężko. Ale jednego z nich uczył, jak dobrze zaparzyć kawę, innemu pozwalał malować okna, jeszcze innego angażował do trzepania dywanów. Każdego z nich zostawiałam, bo ten od kawy nie mógł kompletnie pojąć w którym momencie zalać ją wodą, ten od malowania pochlapał całe okno i nie posprzątał po sobie, a od dywanów okazał się mało męski z trzepaczką, którą ledwo w rękach trzymał.
Jak byłam mała, tata puszczał mnie ostatnie 100 metrów samą do przedszkola, nie musiałam się oglądać, wiedziałam, że stoi i czeka, aż zniknę za bramą placówki. Kiedy postanowiłam w wieku 17 lat wyjechać z trzema kolegami w Bieszczady, pozwolił mi. To był czas, kiedy w Ustrzykach Górnych jedynym telefonem był ten na poczcie, gdzie zamawiano zamiejscowe rozmowy. Na pierwszy tatuaż powiedział: - Masz osiemnaście lat, możesz robić ze swoim ciałem, co chcesz, bylebyś nie żałowała. Nie był zachwycony. Dzisiaj jeden z moich tatuaży jest specjalnie dla niego zrobiony.
Powtarzał: - Pamiętaj, na moje zaufanie sobie ciężko zapracowałaś, nie strać go zbyt łatwo. Pewnego dni a szyby w oknach swojego pokoju pomalowałam czarną farbą. Zastygł jak wszedł i to zobaczył: - Wkurza mnie ta zima, farba to plakatówka, umyję okna, jak przyjdzie wiosna. Nie miał ze mną łatwego życia.
Kiedy wyjeżdżałam na studia, mówił: - Wiesz, nie boję się o ciebie, dasz sobie radę, bo wszystkiego już spróbowałaś pod naszym okiem. Trzymał mi głowę nad ubikacją, kiedy wróciłam pierwszy raz pijana do domu, a do łóżka przyniósł rano herbatę z cytryną. Wybrałam pracę, w której wiedział, że robię zbyt dużo za psie pieniądze. Kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę i postanowiłam przemeblować swoje życie zupełnie, było mu ciężko. Nie dlatego, że tego nie akceptował, ale wiedział, że będę daleko i nie będzie mógł się mną na swój własny sposób opiekować.
I chociaż tak bardzo nie chciał, bym nie uczyła się na własnych błędach, to zawsze mi na nie pozwalał. Nigdy nie powiedział: - A nie mówiłem.
Pewnie dlatego jestem teraz w miejscu, w którym jestem. Choć boję się zmian, to jednak się na nie decyduję, podejmuję wyzwania, jakie niesie mi rzeczywistość, przemeblowuję raz na jakiś czas dość drastycznie swoje życie. Decyduję się na to wszystko, bo mój tata nauczył mnie, że nawet jak spadnę z roweru, to kolano się zagoi, że podarte na drzewie spodnie zawsze można zszyć, że spotkanych na swojej drodze nieodpowiednich ludzi można odrzucić, a wcześniej dużo się od nich nauczyć.
Dlatego nie rozciągam ogromnego klosza nad moimi Dzikami.
- Pozwalam im łazić po drzewach, bo sami będą wiedzieć, jak czuć się na nich bezpiecznie.
- Pozwalam mieć przyjaciół, których sami wybierają. Jedni odchodzą, inni przychodzą już na tym etapie ich życia.
- Pozwalam im się smucić, kiedy mają taką potrzebę, żeby wiedzieli, jak sobie z takimi emocjami radzić.
- Pozwalam pędzić na rowerze z ryzykiem wywrotki, bo jak się wywrócą, to i tak będą musieli wstać.
- Pozwalam zapominać o zadaniu domowym, bo nie zawsze będę obok robić za przypominajkę.
- Pozwalam wybierać zajęcia i grać w piłkę nożną, której nie cierpię, aby szukali swoich własnych zainteresowań.
- Pozwalam na bałagan w pokoju, żeby wiedzieli, że nic samo się nie posprząta, jeśli oni tego nie zrobią.
- Pozwalam samym wracać do domu ze szkoły, żeby czuli, że mam do nich zaufanie i uczyli się samodzielności.
- Pozwalam na złość i krzyk, żeby wiedzieli, że każdy ma prawo się zdenerwować i stracić cierpliwość, ale też mieli świadomość, jakie niesie konsekwencje.
A kiedy się zakochają, zdecydują na pracę/studia/emigrację będę obok. Z pękającym na kawałki ze strachu sercem, czy sobie poradzą. Ale nie będę ich zatrzymywać. To ich życie, niech przeżyją je najpełniej jak będą potrafili. Mi pozostanie mieć nadzieję, że pokazałam im, jak uczyć się na własnych błędach, by je jak najrzadziej popełniać, a jeśli już się zdarzą wyciągać wnioski.