Ten plan lekcji to jakaś porażka. Chyba przepiszę dziecko do innej szkoły

Martyna Pstrąg-Jaworska
16 września 2024, 16:30 • 1 minuta czytania
Niektóre szkoły w tym roku są wyjątkowo obciążone liczbą uczniów. Wszystko dlatego, że do szkół doszli uczniowie z Ukrainy, którzy od tego roku muszą spełniać obowiązek szkolny w polskich placówkach. Zobaczcie, co o przepełnionych klasach napisała mama 7-latki.
Dzieci w szkole muszą się dzielić na dwie grupy uczniów: ranną i popołudniową. fot. primipil/123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Bliskość szkoły to plus

Beata jest mamą 7-letniej dziewczynki, która właśnie zaczęła szkołę podstawową: "Moja córka jest uczennicą 1 klasy. To dla całej rodziny przecieranie nowych szlaków, bo Marysia jest najstarszym dzieckiem i nie mamy jeszcze żadnego doświadczenia jako rodzice 'szkolniaka'. Mieszkamy na dużym nowym osiedlu bloków i prawie naprzeciwko blokowiska jest duża szkoła, więc córka ma bardzo prostą i szybką trasę do niej.


Wystarczy, że wyjdzie z osiedla, dojdzie do przejścia dla pieszych i już praktycznie jest przy bramie szkoły. Kupiliśmy mieszkanie w tym miejscu właśnie m.in. ze względu na odległość szkoły i przedszkola, bo dzięki temu trójka naszych dzieci nie musi przemierzać długiej drogi do placówek. Byliśmy bardzo zadowoleni, że Marysia w niedługim czasie będzie mogła do szkoły chodzić samodzielnie, ale po ostatnich kilkunastu dniach w tej placówce poważnie myślę o przepisaniu jej".

"Szkoła to moloch"

"Chodzi o to, że zapisując córkę, kierowałam się przede wszystkim odległością szkoły. Oczywiście podstawówka ma też niezłą renomę, jeśli chodzi o nauczycieli i poziom nauczania. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że do tej samej podstawówki przynależą dwa ogromne osiedla bloków w naszym sąsiedztwie oraz sporo domów jednorodzinnych. To taka nowsza część miasta na obrzeżach, więc mieszkają tam głównie młodzi ludzie z dziećmi" – opowiada mama dziewczynki. I dodaje:

"Możecie sobie więc wyobrazić, że w szkole jest prawdziwy tłok. Jest sześć klas pierwszych, a z wyższych roczników też wcale tych dzieci nie jest mniej. To sprawia, że szkoła stała się przytłaczającym molochem, co dla naszej spokojnej 7-latki jest sporym przeciążeniem. Marysia wraca ze szkoły przebodźcowana, wspomina czasami, że na przerwach bywa bardzo głośno".

Plan niedostosowany do małych dzieci

"Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przy takiej liczbie uczniów dyrekcja ma ogromny problem z ustaleniem planu lekcji. Okazało się, że w tym semestrze moje dziecko jest w popołudniowej grupie i zaczyna lekcje po szkolnym obiedzie, bo rano są poranne zmiany klas. Takim sposobem codziennie Marysia ma lekcje od 12:30 i najczęściej kończy 15:30 albo 16:20.

Jak to dziecko ma się czegokolwiek nauczyć, skoro o tej porze ma zajęcia? Ona, już idąc na pierwszą lekcję, nie jest całkowicie wypoczęta w takim układzie. Dodatkowo teraz we wrześniu nie ma tego problemu, ale zimą o 16:20 będzie już totalnie ciemno i nikomu nic się nie będzie chciało. Kiedy to dziecko ma się uczyć czytania albo korzystać z czasu wolnego?

Dyrekcja obiecuje, że w II semestrze będzie odwrotnie i klasa córki będzie w porannej zmianie, ale do tego czasu jeszcze cały semestr. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie przepisać jej gdzieś, gdzie będzie mniej uczniów i bez problemu dzieci mogą chodzić na rano do placówki..." – denerwuje się mama 7-latki.

Czytaj także: https://mamadu.pl/187094,przepelnione-sale-od-wrzesnia-w-szkolach-zwiekszony-limit-uczniow-na-klase