Pojechałam nad Bałtyk, bo chciałam mieć powrót do dzieciństwa. Po 3 dniach uciekałam
Wakacje jak z lat dzieciństwa
"Wiedziona chęcią nostalgicznego powrotu do dzieciństwa, postanowiłam w tym roku zabrać rodzinę na wakacje do Ustki. Niecałe 30 lat temu w każde wakacje jeździłam z rodzicami i braćmi nad polskie morze. Spędzaliśmy prawie 2 tygodnie w pracowniczym ośrodku, bo moja mama była zatrudniona w firmie, która miała wykupione wczasy dla wszystkich pracowników" – zaczyna swoją opowieść Joanna.
"Kto wychował się w latach 90., ten wie, że wcale nie były to luksusowe czasy i nawet jak jechało się na wakacje nad morzem, nie oznaczało to jedzenia w luksusowych restauracjach czy spędzania dnia na hotelowym basenie. Stwierdziłam po latach, że chciałabym wrócić do Ustki i spędzić wakacje nad polskim morzem, bo nie byłam tam od czasów studiów.
Wtedy oczywiście ze znajomymi wciąż imprezowaliśmy, a teraz zależało mi na takim wyjeździe, na jakie jeździłam z rodzicami. Chciałam pokazać moim dzieciom, jakie piękne są polskie plaże, jak miło pospacerować deptakiem z widokiem na morze albo pozbierać muszelki nad brzegiem Bałtyku, słuchając szumu fal".
Byli pozytywnie nastawieni
Kobieta opowiada o entuzjastycznym podejściu rodziny do wakacji: "Udało mi się dość sprawnie znaleźć atrakcyjny nocleg: blisko morza i deptaku, a równocześnie w otoczeniu restauracji, w których moglibyśmy jeść obiady. Byłam pozytywnie nastawiona do tych wakacji i nawet perspektywa brzydkiej pogody mi nie przeszkadzała. Wychodziliśmy z założenia, że jak nie będzie słońca i możliwości plażowania, zwiedzimy okolicę, pojedziemy do jakichś pobliskich miejscowości, w których można zobaczyć coś ciekawego.
Zapakowaliśmy nawet kurtki od deszczu i sprawdziliśmy w internecie, co można robić w okolicy oprócz przesiadywania na plaży. Liczyłam też na to, że połażę po mieście i może wrócą do mnie jakieś wspomnienia z czasu, kiedy przyjeżdżałam tam z rodzicami. Tymczasem nasze wakacje wyglądały tak, że po 2 dniach żałowałam tego wyjazdu, a po 3 poważnie rozważaliśmy wcześniejszy powrót do domu".
Chcieliśmy stamtąd uciec
"Niestety polskie morze nie ma dziś już nic wspólnego z odpoczynkiem. Na plaży pełno parawanów i ludzi gniotących się jeden koło drugiego. To jeszcze można by obejść, wybierając wejście na plażę jakoś bardziej na uboczu. Niestety miejscowość stała się prawdziwą imprezownią na wzór Mielna czy Łeby. Rodzin z dziećmi jak na lekarstwo, za to wszędzie młodzi ludzie niewylewający za kołnierz.
Tłum na plaży mogłabym znieść, ale nie wtedy, kiedy wszyscy się drą, rozlewają piwo i klną co drugie zdanie. Do tego wszechobecne stragany, dmuchańce i muzyka waląca z głośników jakby przechodnie byli głusi. Ceny jedzenia też dość wysokie, ale jeszcze bez tragedii. Pensjonat sam w sobie trafiliśmy fajny, ale co z tego, jeśli pod oknami w nocy też darła się młodzież?
Muszę wam powiedzieć, że te wakacje miały być nostalgiczną podróżą do dzieciństwa, a tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że czasy się zmieniły. Bardzo zatęskniłam za all inclusive, na którym jednak da się zrelaksować, nawet jeśli wieczorami są imprezy. Do tego nie trzeba kombinować z jedzeniem i szukać czegoś niedrogiego, bo w restauracji jest wybór i wszystko jest już opłacone.
Na koniec pomyślałam też o tym, że Polacy na all inclusive bywają żenujący, ale da się ich w jakimś stopniu uniknąć. Na wakacjach nad Bałtykiem nie ma jednak takiej możliwości. Za rok wybierzemy jakiś bardziej egzotyczny kierunek" – kończy swój list zawiedziona Joanna.