"Chciałam dorobić jako wychowawca na kolonii. To praca cięższa niż w kamieniołomach"

Klaudia Kierzkowska
11 lipca 2024, 13:44 • 1 minuta czytania
Krnąbrne, uparte, zawzięte, takie zdaniem Pauliny są współczesne dzieci. Dzieci, z którymi, jak pisze: "musiała użerać się" przez prawie dwa tygodnie swojej pierwszej i ostatniej w życiu kolonii. Chciała dorobić, pojechała na kolonie jako opiekunka, a teraz żałuje i pluje sobie w brodę.
Współczesne dzieciaki trudno jest zadowolić. [zdjęcie ilustracyjne] fot. MARIUSZ GRZELAK/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Raty kredytu coraz bardziej dają się we znaki, dlatego chwytam się różnych dodatkowych zleceń. Jestem nauczycielką biologii w jednym z liceum w Krakowie. Fajna praca, ale kokosów to ja się w niej nie dorobię. Postanowiłam spróbować swoich sił jako wychowawczyni na kolonii. Trafili mi się uczniowie 5 klasy szkoły podstawowej. 'Jezu drogi' – inaczej się tego nie da skomentować.


Dorabiam i wyjeżdżam

Jechałam z nadzieją, wróciłam pełna rozczarowań. Przytoczę kilka sytuacji, ale by nikt nie skojarzył moich podopiecznych, by nikomu nie sprawić przykrości, zmienię imiona.

Miałam to szczęście, że trafił mi się wyjazd nad Bałtyk, za górami nie przepadam. W pierwszej połowie dnia dzieciaki miały zapewnione atrakcje. Raz wycieczka, innym razem zawody, konkursy. Wypożyczyliśmy też rowery, odwiedziliśmy muzeum. Do obiadu czas wypełniony po brzegi, a potem lenistwo, czyli morze.

Pierwszego dnia dzieciaki rozpoznawały teren. Dziewczynki połączyły się w grupki, chłopcy też się jakoś podobierali. Od razu można było zauważyć, kto za kim nie przepada, a kto w czyim towarzystwie czuje się najlepiej.

To jakiś żart?

Przejazd autokarem i zakwaterowanie obyły się bez większych problemów. Ale drugiego dnia, już podczas pierwszej pieszej wycieczki, zaczęły się schody. Ci uczniowie 5 klasy to jednak tym licealistom nawet do pięt nie dorastają. Marudne, rozpieszczone, jakby słów: zapał, zaangażowanie i ogłada nie znały.

Pierwsza sytuacja: Dzieciaki dobrały się w pary. Idziemy, do celu mamy 2 km. Niestety już po około 300 metrach zaczęły się schody. Ania zaczyna marudzić, że to nudne i bez sensu. Sylwia, która stała z nią w parze, nie zamierzała być gorsza. Narzekają, ale nikt nie zwraca na nie uwagi. No to postanowiły posunąć się jeszcze o krok dalej. Zatrzymują się, siadają na kamieniu i koniec.

One dalej nie pójdą, bo takie: 'durne spacery to im się nie podobają'. Proszę, tłumaczę, nakłaniam, ale jak grochem o ścianę. Nie mogę nawet głosu podnieść, szarpnąć za rękę. Obchodzę się jak z jajkiem. Boże, nawet nie wiem po jakim czasie, księżniczki wstają i idą dalej. Oczywiście cały dzień mają już skwaszoną minę. Obrażone panienki.

Druga sytuacja: Idziemy na stołówkę, która wiadomo, że nie przypomina restauracji w 5-gwiazdkowym hotelu. Jest, jak jest, nie ma co wybrzydzać. Czysto i schludnie. Do jedzenia pomidorowa z lekko rozgotowanym ryżem (fakt, nie była najsmaczniejsza, ale zjeść się dało). Do tego mielone, ziemniaki i mizeria. Nie trzeba było długo czekać. 'Blee, o fuj, nie będę tego jadł' – słyszę za plecami. I myślicie, że pozostałe dzieciaki jadły z apetytem? Nie, jak papugi powtarzają za Adamem, który jak się potem okazało, był ich 'autorytetem'. I co miałam zrobić? Wmuszać jak w kaczki? No nie. Pozostało mi się tylko modlić, by nikt z głodu nie zasłabł.

Trzecia sytuacja: No czegoś takiego to ja się nie spodziewałam. 5-klasistka złamała sobie paznokieć. Przed wyjazdem na kolonie była u kosmetyczki i zrobiła sobie hybrydę. Wy w ogóle rozumiecie, co ja napisałam? Przecież to dziecko, które powinno mieć piach za paznokciami! Płacz, lament i histeria. Jakby najgorsza rzecz na świecie ją spotkała. Obrażona, odwraca wzrok w drugą stronę i jak mantrę powtarza, że z takim paznokciem to ona chodzić nie będzie. A kiedy usłyszałam: 'Musimy poszukać kosmetyczki', zwątpiłam.

Dramat

Wróciłam i nie mogę dojść do siebie. Tak mnie te dzieciaki psychicznie wykończyły, że nie jest to warte żadnych pieniędzy. Kokosów nie zarobiłam, kredytu nie spłaciłam, a mam tylko uszczerbek na zdrowiu psychicznym. Miałam jechać jeszcze w sierpniu, ale od razu zrezygnowałam. To, co robi i mówi ta dzisiejsza młodzież, nie jest na moje nerwy".

Czytaj także: https://mamadu.pl/186689,wychowawca-kolonijny-przed-wyjazdem-koniecznie-naucz-dziecko-jednej-rzeczy