Nauczycielka: "Szkoda mi dzieciaków. Bezstresowe wychowanie stworzyło ludzi z problemami"
Po publikacji tekstu: List nauczycielki: "Mam dość nowoczesnych rodziców. Dzieciom brakuje dyscypliny", apelu pedagożki, by rodzice zaczęli stawiać dzieciom zdrowe granice i współpracowali z nauczycielami, odezwała się do nas inna nauczycielka (prosi o anonimowość).
Wymieniłyśmy kilka wiadomości. Przyznała, że podobnie jak ja, stara się nie generalizować, jednak widzi pewien trend wśród rodziców: hodowania dzieci, a nie wychowywania. Jej zdaniem rodzice często przerzucają odpowiedzialność za wychowanie dziecka na szkołę, zamiast się nim zaopiekować. Bagatelizują jego problemy, przez co dziecko szuka pomocy gdzie indziej – czasem u nauczycieli i szkolnych psychologów, czasem w internecie.
"W tym wszystkim najbardziej mi szkoda dzieciaków i przyszłości, która nas czeka. Myślę, że źle pojęte bezstresowe wychowanie stworzyło młodych ludzi z ogromnymi problemami na różnych poziomach" – pisze nauczycielka. To fragment jednej z kolejnych wiadomości.
A oto pełna treść maila, który przyszedł na redakcyjną skrzynkę. Zachęcam was do podzielenia się swoimi opiniami – adresy mailowe, na które możecie pisać, znajdziecie pod opublikowanym listem.
Dlaczego rodzice nie pomagają własnym dzieciom?
"Przeczytałam artykuł i muszę niestety przyznać i jako nauczycielka, i jako rodzic, że to prawda. Ja w odróżnieniu od Pani (niestety) zgadzam się ze wszystkimi słowami.
Od strony nauczyciela muszę przyznać, że rodzice nie uczą dzieci odpowiedzialności, systematyczności, coraz rzadziej współpracują z wychowawcą i nauczycielami. Ja obecnie mam to szczęście, że moja klasa w większości rozumie, że nauka jest jak klocki domina, a rodzice wiedzą, że zadania są dla chętnych (czytaj: dla dzieci, które potrzebują utrwalenia).
Nie powiem, zdarzają się rodzice, którzy zarzucają, że mam zbyt wysoki poziom i dziecko nie potrafi, a oni muszą płacić za korepetycje. Nie zauważają jednak, że to samo dziecko nie było na 4 zajęciach, nie nadrobiło zaległości, na bieżąco nie powtarza, a mama sama przyznaje, że jak chce z dzieckiem coś zrobić, to pociecha na nią krzyczy. Czasem tak tego słucham i zastanawiam się, co się stało, że rodzice nie są w stanie pomóc własnemu dziecku?
Dodatkowo chciałabym wspomnieć, że coraz więcej dzieci trafia do szkoły podstawowej już po przedszkolu z orzeczeniami i opiniami, które często sugerują szkołę specjalną lub przynajmniej integracyjną. Jednak rodzice z różnych powodów, często dość zaściankowych, pchają dzieci do masówki, gdzie nauczyciel nie jest w stanie poświęcić tyle czasu, ile to dziecko potrzebuje. Niestety, ani człowiek, ani czas nie są z gumy.
Inna sprawa tyczy się również dzieci, u których nauczyciel z doświadczeniem zauważa poważniejsze problemy i sugeruje poradnię psychologiczno-pedagogiczną, a rodzic uważa inaczej. Kiedyś rodzic miał obowiązek takiej wizyty w PPP, dziś to jego dobra wola. A potem zdziwienie, że dziecko nie jest w stanie ogarnąć najprostszych rzeczy.
Od strony rodzica też mogę powiedzieć, że faktycznie dzieci czasem próbują naciągać rzeczywistość, wyolbrzymiać szkolne obowiązki albo po prostu nie chcą czegoś zrobić, bo wolą telefon lub tzw. nicnierobienie. Jednak jako świadomy rodzic wiem, że ustalenie pewnych zasad pomaga dziecku ukształtować umiejętności ogarnięcia czasu własnej pracy oraz przyjemności. Początki są trudne, ale potem jest już tylko lepiej. Jak we wszystkim.
Skutki takiego wychowania zobaczymy po latach
Niestety, jestem na forach w klasach swoich dzieci i rzadko włączam się w dialogi, bo jak człowiek poczyta, to już ma dość. Wieczne wyręczanie we wszystkim, niby-dbanie i ochranianie, ale z taką przesadą, że to się nadaje na komedię. Przykład: zima, temperatura minus 7 stopni, dzieci mają do przejścia ok. 10-13 minut na basen. Niektórzy rodzice chcą autobus załatwiać, bo dzieci zmarzną. A ja się pytam: serio?!
To fakt, że rodzice w wielu aspektach krzywdzą swoje dzieci, ale o tym przekonają się niestety dopiero w dorosłym ich życiu. Dużo można by jeszcze pisać i wiele mam przykładów 'zaniedbań' rodziców we współpracy z nauczycielami oraz własnymi pociechami, ale jak wiemy to temat rzeka.
I faktycznie, nie sądzę, żeby WSZYSCY nauczyciele byli idealni, bo są i tacy, którzy z różnych względów nie wykonują swoich obowiązków. Ja jednak mogę wypowiedzieć się tylko za siebie. Uważam, że jestem dobrym nauczycielem, lubię dzieci, lubię i potrafię uczyć, wprowadzam wiele atrakcji, aby młodzież zainteresować, ale mam też zasady, do których dzieci wbrew pozorom szybko się dostosowują i dzięki temu nie ma niepotrzebnych nieporozumień. Staram się ze wszystkich sił, czasem poświęcając nawet prywatny czas, aby moi uczniowie wyrośli na ludzi".