Tak roszczeniowi rodzice zatruwają nauczycielom życie. Kto wyrośnie z tego pokolenia?

Hanna Szczesiak
13 lutego 2024, 11:03 • 1 minuta czytania
Dzieci puszczone samopas, rodzice w ogóle się nie interesują – często słyszymy taką narrację w odniesieniu do młodzieży szkolnej. Jest jednak druga strona medalu: rodzice interesujący się edukacją i poczynaniami dziecka w szkole tak bardzo, że zdarza im się zapomnieć, jaka właściwie jest rola nauczyciela. "Potrafią mieć pretensje o najbłahsze rzeczy" – pisze Agata Kulczycka w rzeszowskiej "Wyborczej".
Nauczyciele mają dość roszczeń i pretensji rodziców. Fot. Andrzej Zbraniecki/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Doskonale pamiętam tę jedną koleżankę z podstawówki, która rozpłakała się, gdy za recytację wiersza na języku polskim dostała pięć z plusem. Nie były to łzy szczęścia. Pamiętam też jej mamę, która przyszła do szkoły następnego dnia, by wyjaśnić, dlaczego Madzia nie dostała szóstki, przecież cały tydzień się uczyła. Może mogłaby wyrecytować wiersz jeszcze raz, ale teraz na osobności, a nie przy całej klasie, żeby się tak nie stresować?


Minęło ponad 20 lat, ale roszczeniowi rodzice wciąż krążą po szkolnych korytarzach, wciąż zaglądają do klas, wciąż dopytują pedagogów, dlaczego Maciuś dostał uwagę (przecież to taki grzeczny chłopak, w domu nigdy nie rozrabia!), dlaczego Juleczka dostała tylko trójkę (całą noc zakuwała!). Poza wizytami w placówce pojawiają się maile (i kolejne, z pretensjami, jeśli te pierwsze pozostaną bez odpowiedzi dłużej niż 2 godziny) i telefony nawet po 23 i w weekendy, bo sprawa jest pilna (nie jest).

Niesprawiedliwa uwaga, za niska ocena, korytarz za ciemny

Agata Kulczycka z "Wyborczej" przytacza wypowiedzi nauczycieli skarżących się na roszczeniowych rodziców:

Nauczyciele muszą się bronić

Tego typu roszczenia rodziców, choć uprzykrzają nauczycielom życie i utrudniają wykonywanie pracy, są stosunkowo niegroźne. Zdarza się jednak, jak pisze Kulczycka, że dochodzi do konfliktów między nauczycielami a rodzicami, które muszą zostać rozwiązane drogą sądową.

Stanisław Kłak, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego z okręgu podkarpackiego, podaje, że przybywa spraw, w których to nauczyciele są stroną poszkodowaną – w ostatnich dwóch latach prawnicy ZNP aż 25 razy musieli bronić nauczycieli, których prawa były łamane przez rodziców lub uczniów.

– Wszystkie te sprawy zostały zakończone z korzyścią dla nauczycieli. Wcześniej takich spraw w ogóle nie było, teraz ich liczba rośnie z roku na rok – mówi Kłak na łamach "Wyborczej".

Szef podkarpackiego ZNP przytacza dwie sytuacje. W pierwszym przypadku nauczyciel otrzymywał od rodzica SMS-y i maile z pogróżkami, bo ten twierdził, że pedagog niesprawiedliwie ocenia jego dziecko. W drugiej sytuacji to uczennica nagabywała nauczycielkę: przychodziła do jej domu, robiła zdjęcia i nagrywała filmy, próbowała skompromitować ją w sieci.

W ubiegłym roku głośno było o sprawie z Głogowa – uczennica uderzyła nauczycielkę, a ta straciła przytomność. Podobna historia wydarzyła się w Rawie Mazowieckiej. Uczeń 7 klasy zwyzywał i uderzył nauczyciela, sprawą zajął się sąd rodzinny.

Czy wszyscy rodzice są roszczeniowi, a ich oskarżenia zawsze są wyssane z palca? Oczywiście, że nie. Czy nauczycielom nigdy nie zdarza się łamać praw uczniów, naruszać ich nietykalności cielesnej, niesprawiedliwie oceniać? Również nie. Jednak tak często słyszymy o nagonce na nauczycieli, że zdarza nam się zapomnieć o drugiej stronie medalu.

źródło: rzeszow.wyborcza.pl

Czytaj także: https://mamadu.pl/172076,to-zdanie-w-librusie-nie-oznacza-pochwaly-tajny-kod-nauczycieli