Moja córka sama wymyśliła metodę na lęk. Z jej ust padły niezwykłe słowa
I znowu obyło się bez łez. Choć niepokój i lęk towarzyszą jej od kilku dni. Rozmawiała ze mną o powrocie do przedszkola i o emocjach, jakie jej w związku z tym towarzyszą. Wczoraj wieczorem jednak powiedziała, coś takiego, że po raz kolejny przepadłam w fascynacji nią.
Serce na dłoni
Podczas wieczornych rytuałów, zadała mi pytanie o to, czy wiem, jak dać komuś miłość na zawsze… Odpowiedziałam, że chętnie się tego dowiem. Wtedy wyjaśniła mi, że wystarczy namalować na ręku tej osoby serce z całą naszą rodziną w środku. Uśmiechnęłam się, powiedziałam, że to świetny sposób.
Godzinę później, przed snem, zapytała jeszcze: "A czy mogłabyś jutro rano przed wyjściem namalować mi serce z tobą i mną w środku na rączce?". Odpowiedziałam, że pewnie i zapytałam, czy to wesprze ją w krótkiej rozłące ze mną. "Tak, będzie mi łatwiej", powiedziała cichutko i zasnęła.
Moja córka, moja doskonała córka. Ileż razy jeszcze zaskoczy mnie takimi dojrzałymi słowami. Sześcioletnia głowa, sześcioletnie ciałko, a czasem przerasta nas wszystkich życiową mądrością. Cieszy się w pełni, złości się krótko i intensywnie, potrafi zamienić najbardziej szary, nudny dzień w fascynujący czas, jej wyobraźnia zdaje się nie mieć granic.
Tyle lekcji mi codziennie daje. Każde dziecko, jeśli tylko przyjrzeć mu się z miłością, udziela nam takich lekcji. Empatii, pokory, radości ze zwykłego życia, ale przede wszystkim: prostoty. Dziecko nie utrudnia, nie analizuje, nie używa złośliwości, manipulacji. Odbiera rzeczywistość taką, jaką ona jest lub koloruje ją tęczowymi barwami.
Każdego dnia uczy nas, czym jest miłość, czym jest bezwarunkowość, czym jest relacja. Wystarczy tego nie zepsuć, nie zamykać oczu, nie zakrywać uszu. I nawet kiedy jest ciężko, pamiętać o tej miłości. Spojrzeć na serca wyrysowane na rękach.