Do dziś pamiętam białe drzwi, które zamykają się za sylwetką mamy. Do dziś pamiętam długie minuty oczekiwania, kiedy zostawałam sama w sali i czekałam na jej powrót. Mam 32 lata, a gdy naprawdę się postaram i zacisnę oczy, czuję coś w rodzaju pustki na myśl o tym wspomnieniu. Oto co robi z nami silny stres.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Naukowczyni dr Marzena Żylińska w mądrej, potrzebnej rozmowie z profesorem i autorem książek Markiem Kaczmarzykiem, mówią o wpływie stresu na rozwój mózgu dziecięcego.
Gwoli wstępu rozmówcy skupiają się na momencie przyjścia dziecka na świat. Rozbrajają przedawnione schematy, pokłosia krzywdzących nurtów lat 50. czy 60., w których rodzicom sugerowano m.in. wypłakiwanie się niemowląt w oddzielnych łóżeczkach.
Profesor Kaczmarzyk mówi o mózgu noworodka: "Obszary zajmujące się emocjonalnością, intensywnością emocji, są dojrzałe w momencie przyjścia dziecka na świat. Natomiast obszary kontrolne już nie".
I kontynuuje: "Rodzice więc nie tylko zapewniają dziecku komfort. Ramiona rodziców są po to, by uniknąć lęku przed światem, by uniknąć przerażenia dziecka otaczającym go światem".
Wyzwania ponad siły
O stresie naukowcy rozmawiają w kontekście edukacji. Dr Marzena Żylińska zadaje wprost pytanie o konkretną sytuację szkolną i o to, jaki wpływ ma na dziecko stres w trakcie jej trwania.
Przykład: Dziecko nie radzi sobie z czytaniem. Zostaje wywołane na środek klasy lub ma przeczytać fragment tekstu na głos z ławki. Pojawia się stres (ten, który ma motywować), jednak mimo wszystko, mimo wszelkiej motywacji i wysiłków, nie potrafi sprostać zbyt trudnemu wyzwaniu. Co się dzieje?
Biolog odpowiada: "Tworzy się błędne koło, zachodzi sprzężenie zwrotne. W momencie uruchomienia układów w naszym mózgu związanych ze stresem one są skojarzone z obniżeniem aktywności kory przedczołowej, czyli intelektualnej. To znaczy, że dalsze działania pedagogiczne nie mają właściwie sensu, organizm dziecka pod wpływem silnego stresu pozostanie w trybie ucieczki".
Tę wymianę trafnych konkluzji Żylińska podsumowuje: "Dlaczego rozumiemy różnicę w nauce chodzenia, mówienia u dzieci małych w normie rozwojowej, a nie rozumiemy, że nie wszystkie dzieci muszą nauczyć się czytać w tym samym momencie?".
Adaptacja
Nie zostawiają również bez opieki tematu ważnego, szczególnie dla rodziców dzieci rozpoczynających przedszkole. Pierwszą poważną zmianę w ich codzienności. Rozmawiają o adaptacji. Pojawia się pytanie: czy da się uzasadnić odgórny brak adaptacji w placówce?
Profesor Kaczmarzyk, choć zaznacza, że jest daleki o wydawania jednostronnych opinii, odpowiada rzeczowo: "Nie da się".
Dalej mówi o roli nauczycieli przedszkolnych: "Wychowawczyni przedszkolna nie może zrobić nic, by stać się dla dziecka reprezentacją osoby dającej gwarancję bezpieczeństwa, bo nią nie jest. Na to trzeba czasu! I to nie minut, godzin czy dni, ale powiedziałbym: tygodni".
Jeden fragment tej rozmowy w kontekście adaptacji przedszkolnej właśnie wyjątkowo mnie poruszyło. Zostawię z nim państwa, do własnych przemyśleń: "Nasze dzieci nigdy w przeszłości ewolucyjnej człowieka nie były konfrontowane z taką sytuacją. Od początku swojego życia są z kilkoma osobami, powiedzmy jedną czy dwiema, a potem nagle wrzut w przestrzeń nieznajomych bytów, które pierwszy raz się na horyzoncie pojawiają".
Cała rozmowa jest dostępna na stronie Budzącej się szkoły.