Mam jedną zasadę, wiele osób jej nie pochwala. Słyszę, że jestem okropną matką

Dominika Bielas
05 października 2023, 12:05 • 1 minuta czytania
Wizyta w naszym mieszkaniu podobno onieśmiela. Często słyszę, czy to w żartach, czy też śmiertelnie poważnie, że wpędzam ludzi w kompleksy, bo u nas zawsze jest taki porządek. Ale i bywa ostrzej... Spotkałam się także z opinią, że jestem okropną mamą.
A ty, w jakiej przestrzeni czujesz się najlepiej? fot. Julian Bock/unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

U nas zabawki nie walają się po całym mieszkaniu. Gdybym zamknęła drzwi do pokoi dziecięcych, jedynie mała szczoteczka do zębów w łazience i lalki syrenki na skraju wanny zdradziłyby obecność małoletnich lokatorów. Po przeprowadzce wprowadziłam zasadę zero zabawek w salonie i doznałam szoku, odkrywając, jak wiele osób to oburza.


Według niektórych, brak zabawek, o które ciągle się potykasz, to znak, że na pewno pociechy są ograniczane w ich kreatywnych zabawach. Fakt, jest trochę zasad do przestrzegania, ale jakoś nie uważam, żeby zakaz jazdy na hulajnodze po mieszkaniu czy skakania po kanapie unieszczęśliwiał moje dzieci czy niszczył ich dzieciństwo.

My home is my castle

Czas pandemii był dla mnie horrorem. Cała rodzina w jednym małym pokoju, który był salonem, sypialnią, dziecięcym pokojem i składzikiem. Są tacy, którzy uważają, że w kupie raźniej, ja się duszę. Jestem człowiekiem, który bardzo potrzebuje swojej przestrzeni – przestrzeni zorganizowanej na moich zasadach.

Teraz dzieci mają duże pokoje, w których mogą robić, co im się żywnie podoba. Jedyne zabawki, które mają prawo opuścić tę przestrzeń to puzzle i planszówki, w które uwielbiamy grać całą rodziną. 

Wbrew pozorom nie chodzi o ten instagramowy trend na pokazywanie innym, że jako gospodyni jestem w stanie zapanować nad przestrzenią. Nie chcę także nikogo zawstydzać. Absolutnie nie robię tego na pokaz czy w celu wywyższania się, a tylko i wyłącznie dla siebie. Jest w tym sporo egoizmu. Ja po prostu nie umiem odpoczywać w chaosie. Drażnią mnie puste kubki i rozstawione talerze, zmierzwiona narzuta. Tracę sporo energii na to drobne porządkowanie, bym w końcu mogła usiąść i spokojnie napić się kawy. To wcale nie mała cena, jaka płacę za to każdego dnia.

Nie oceniam ciebie, więc nie oceniaj mnie

Nie raz słyszę: "Teraz nie mogę cię zaprosić do siebie, bo wiecznie mam bałagan", ale moja obsesja dotyczy tylko mojego mieszkania, bo to mój dom, który urządzam tak, by czuć się w nim dobrze.

Jest mi przykro, gdy kto mówi, że "za bardzo cenię porządek" i zamyka dla mnie swoją prywatną przestrzeń. Czuję ten ich lęk, że będę oceniać zalegający kurz i zabawki, które są absolutnie wszędzie.

To, że jestem pedantką, nie oznacza, że uważam, że to norma, którą powinien każdy wdrożyć u siebie. Gdy wkraczam do chaotycznej przestrzeni innych, pełną choćby zabawek, naprawdę wcale tego nie oceniam. Chciałabym, by działało to także w drugą stronę.

Lubię gościć ludzi u siebie, lubię i odwiedzać innych, i przecież nie chodzi o to, gdzie leżą zabawki, czy są czyste okna, ale o to, jak miło spędza się nam ten wspólny czas...

A ty, w jakiej przestrzeni czujesz się najlepiej? Jesteś jak ja – team przesadny porządek, a może totalny chaos ci zupełnie nie przeszkadza, by się zrelaksować?

Czytaj także: https://mamadu.pl/169366,pokazala-mieszkanie-balagan-to-nie-koniec-swiata-dzieci-sa-wazniejsze