Rówieśnicy traktują syna jak kosmitę. To wstrętne, że tak wychowujemy całe pokolenie
Wychowanie bez technologii? Nie do końca
Mój 5-letni syn jest dzieckiem bardzo żywym, które ma tysiące pomysłów na minutę. Dodatkowo jest go też wszędzie pełno, bo ma w sobie niespożyte pokłady energii. Czasami, gdy pracuję zdalnie i syn również jest w domu, przyznaję, że włączam mu bajki na którejś z platform z filmami i serialami.
To jedyne rozwiązanie, żebym mogła czasami się skupić na pracy czy w ciszy wykonać ważny telefon bez ciągłych opowieści dziecka w tle. Syn ma też zaliczone kilka wizyt w kinie, z którego zawsze wychodzi zachwycony. Nie jest więc tak, że wychowuję go w totalnej bańce bez ekranów – nie wiem, czy w dzisiejszym "stechnologizowanym" świecie da się tak całkowicie uniknąć telefonów, telewizji i komputera w domu i przedszkolu.
Nie mam też poczucia, że wychowuję dziecko jak w średniowieczu: jesteśmy rodziną, która posiada w domu telewizor, komputer, telefony i jak czasem syn ogląda bajki albo popatrzy sobie na zdjęcia w telefonie, to nie robię awantury.
Ogląda bajki i wie, jak działa telefon/komputer
Z poziomu świadomości rodzicielskiej, jaką posiadam na tę chwilę, jestem jednak zdania, że 5-latkowi nie jest w życiu niezbędny telefon, tablet i komputer z grami. Nawet nadmierne oglądanie telewizji w przypadku mojego energicznego dziecka skutkuje zwiększonym pobudzeniem, więc staramy się włączać bajki tylko od czasu do czasu.
Zdecydowaliśmy się na takie wychowanie, bo w otoczeniu mamy dzieci (nieco starsze od mojego syna), które od naprawdę niemowlęctwa sadzane były przed ekranami, co skutkuje u nich wieloma problemami rozwojowymi. Znam osobiście malucha, który w wieku 1,5 roku dostawał do ręki telefon z kolorowymi filmikami na YouTubie. Teraz u dziecka diagnozowany jest autyzm, niepełnosprawność umysłowa, a nikt nie pomyśli o tym, że te zaburzenia mogą być tzn. autyzmem wirtualnym i wynikać właśnie z uzależnienia od bajek i filmów.
Nie jest to oczywiście reguła – nie podaję w wątpliwość tego, że autyzm i różne zaburzenia rozwojowe nie istnieją albo wynikają tylko z nadmiernego kontaktu z ekranami. Sama jednak za wszelką cenę chciałam uniknąć takich problemów u własnego dziecka, więc po prostu postanowiliśmy od małego ograniczać jego "gapienie się" w ekran.
Dajcie porobić dziecku coś ciekawszego
W naszym domu komputer służy do pracy, tabletu nie posiadamy, a telefony są do dzwonienia i robienia zdjęć. W kolejce do lekarza nie mam w zwyczaju dawać dzieciom telefonu, żeby je czymś zająć. Raczej staram się z nimi rozmawiać, zagadywać, dowiadywać, o czym myślą i opowiadać im różne rzeczy. Jestem zdania, że na pracę i rozrywkę przy komputerze czy telefon w dłoni przyjdzie jeszcze czas.
Oczywiście nie chcę tu hejtować rodziców, którzy decydują się dawać telefony i pozwalają grać na komputerze. Niech każdy wychowuje swoje dzieci tak, jak uważa. Ten brak komputera i telefonu sprawia jednak, że mój syn czasem czuje się jak kosmita. Kiedy koledzy opowiadają, że grali w jakąś grę, on zupełnie nie rozumie, o czym oni mówią. Nie wygląda, jakby go to złościło czy frustrowało, choć nie wiem, jak długo tak pozostanie.
Kiedy zacznie się robić nieprzyjemnie, pewnie w niektórych kwestiach ulegnę. Póki jednak nie jest to dla niego ważna kwestia, nie podsuwam mu pod nos ekranów. Oczywiście, za jakiś czas pewnie będzie grał w gry i wybierał komputer jako swoją rozrywkę. Nie uważam jednak, żeby było to 5-latkowi potrzebne do rozwoju (a wręcz odwrotnie). W tym wieku dzieci powinny biegać po podwórku, nawiązywać przyjaźnie, bawić się na placu zabaw i ćwiczyć umiejętności manualne, np. robiąc prace plastyczne.
Dajmy czasem dzieciom się ponudzić, zamiast sadzać je przed bajkami, bo tak jest szybciej, łatwiej i wygodniej. Kiedy przychodzi nuda, pojawiają się najbardziej kreatywne pomysły na zabawy. A na ślęczenie przed komputerem i ekranem telefonu przyjdzie jeszcze czas dla tych maluchów. Wierzę, że jak najdłuższe zwlekanie z kontaktem z elektroniką będzie miało pozytywny wpływ na umysł mojego dziecka.