Scena z przedszkolnej szatni zmroziła moje serce. Tak wychowujemy pokolenie "mi się należy"

Dominika Bielas
04 września 2023, 10:21 • 1 minuta czytania
Pierwszy dzień przedszkola to mieszanka emocji iście wybuchowa: radość, ekscytacja, niepewność, ale często także i strach. Wydawałoby się, że byłoby miło, gdyby ktoś w szatni wyciągnął pomocną dłoń. Nasza czytelniczka jednak szybko pożałowała, że w ogóle zaczęła rozmowę z nowo poznaną mamą.
Spotkania w przedszkolnej szatni nie zawsze należą do miłych. Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Syn zaczyna drugą grupę, więc po wakacjach już jako 4-latek znacznie pewniej przekroczył próg przedszkola. Ucieszył się na widok dawno niewidzianych koleżanek i kolegów. Okazało się jednak, że w szatni pojawił się zupełnie nowy chłopiec. Wiedząc, jak trudne bywają pierwsze dni w nowym miejscu, postanowiłam zaczepić mamę, by pomóc im się odnaleźć w naszej placówce. Miła pani wyjaśniła, że zmienili przedszkole, bo w poprzednim dziecku się nie podobało.


Ale ja chcę!

W naszej szatni szafeczki podpisane są zarówno imieniem dziecka, jak i znaczkiem, więc odnalezienie półki nie jest trudne. Okazało się, że chłopcy mają szafki obok siebie. Przekonana, że to świetny sposób, próbowałam zarazić chłopców swoim entuzjazmem, mówiąc, jak to fajnie, że mają miejsce obok siebie. Bardzo szybko jednak tego pożałowałam.

Nowo poznany malec na widok swojego znaczka wpadł dosłownie w szał. Tupał i krzyczał, że to 'głupi znaczek' i on nie chce traktora. 'Ja chcę tę półkę' – pokazał na znaczek mojego syna z wyścigówką. Początkowo byłam wyrozumiała, pomyślałam: 'no ok, emocje wzięły w górę'. Czekałam, jak mama wyjaśni, że to znaczek mojego synka i nie może go mieć. Dostał swój własny, wyjątkowy. Jednak takie słowa nie padły, a to, co usłyszałam, zszokowało mnie.

Mnie się należy

Mama 'wyjaśniła' synkowi, że wszystko załatwi z panią, żeby już się nie denerwował. Przekonała malca, że wychowawczyni zamieni mu szafeczkę na taką, jaką zechce. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Nawet nie podjęła próby wyjaśnienia dziecku, że to tak nie działa. Chłopiec nadal się upierał, że chce wyścigówkę.

Kobieta, widząc, że zniecierpliwienie narasta, zwróciła się do mojego dziecka z pytaniem, czy nie chciałby się zamienić na szafeczki... 'na taką z fajnym traktorem'. Nie chciałam robić awantury, ale myślałam, że eksploduję. Grzecznie i stanowczo odparłam, że wyścigówka jest znaczkiem mojego syna i będzie ją miał go końca przedszkola. A ten 'fajny traktor' jest jej synka. Zabrałam dziecko i udałam się do sali.

No, zdecydowanie się nie polubimy. Coś czuję, że będą jeszcze przygody z tą panią i jej roszczeniowym dzieckiem, skoro ona nawet nie podejmuje próby przekonania malca, do czegokolwiek. Ma być tak, jak on chce i koniec. Szok.

Ludzie, zastanówcie się czasem, przecież tak wychowuje się pokolenie 'mnie się należy'!"

Czytaj także: https://mamadu.pl/176479,rodzice-przedszkolakow-zaskoczeni-takich-oplat-sie-nie-spodziewali