"Chłopiec niszczy zabawki mojego Antosia. Słowa jego mamy wprawiły mnie w osłupienie"
Zapraszasz gości? To się dziel
"Jestem mamą prawie 4-letniego Antosia. Synek poszedł w tym roku do przedszkola, ale ja jeszcze zostałam w domu, więc odbieram go wcześniej, a popołudnia spędzamy na spacerach, placu zabaw lub spotykając się ze znajomymi. Bardzo mi zależy na kontaktach z rówieśnikami. Wspólna zabawa to moim zdaniem ważna lekcja dla najmłodszych.
Wykorzystuję ten czas na naukę dzielenia się, ale także stawiania własnych granic. Uważam, że dzieci nie muszą się absolutnie wszystkim dzielić, jeśli na to nie mają ochoty. Jednak jeśli mamy gości, to znowuż nie mogą wszystkiego zabierać. Moje dziecko na ten moment bardzo chętnie się dzieli wszystkim i okazuje się, że to olbrzymi błąd.
To tylko zabawki
Mam koleżankę, która ma dziecko w podobnym wieku, więc często się spotykamy na spacerach, placach zabaw i zapraszamy się do domów. Tego ostatniego zaczęłam jednak unikać jak ognia. Znajoma ma zupełnie inne odejście do wychowania swojego dziecka, co nie do końca mi odpowiada. Uważa, że zabawki są do zabawy, a jak dziecko zniszczy, to nie będzie miało. Nie rozumie, że przekłada się to nie tylko na zabawki u nich w domu, ale na wszystkie rzeczy, jakimi bawi się jej synek.
Rozumiem, że dziecko ciekawe świata może coś niechcący zepsuć. Większość zabawek jest dostosowana dla małych odkrywców, ale wiem, że wypadki się zdarzają. Jednak jeśli dziecko chodzi po zabawkach w kapciach, rzuca nimi czy usilnie próbuje rozmontować coś, czego się nie da, to uważam, że należy interweniować. No bo jak dziecko ma się nauczyć szanować rzeczy zarówno swoje, jak i innych?
Początkowo to ja prosiłam dziecko: "Proszę, nie chodź po zabawkach, bo tak się połamią", "Tej głowy się nie da odczepić, jak urwiesz, to się nie da ponownie zamontować", "Tych kół w samochodzie nie da się odczepić, ale zobacz w tej zabawce możesz je odkręcić śrubokrętem" itp. Mimo to notorycznie coś "się psuło".
Co za bubel!
Początkowo nie miałam pretensji, bo przecież: może się każdemu zdarzyć, to tylko dzieci. Jednak okazało się, że niemalże po każdej wizycie tego chłopca jakaś zabawka jest uszkodzona. Dodam, że straty są tylko i wyłącznie po wizycie tego dziecka. Część zniszczeń daje się zauważyć od razu. Oburzony mały gość nie ma jednak nigdy poczucia winy. Zazwyczaj kończy się to komentarzem, że zabawka była beznadziejna, skoro się zepsuła. Jego mama nigdy nie reagowała. Niestety część zniszczeń odkrywaliśmy później dopiero podczas sprzątania pokoju. Antoś, który niezwykle dba o zabawki, bardzo to przeżywał.
Przy kolejnej wizycie i zabawie, która mi nie odpowiadała i moim zdaniem ponownie mogła zakończyć się zniszczeniem, postanowiłam pogadać ze znajomą. Powiedziałam wprost, że jej dziecko zepsuło już kilka zabawek mojego Antosia i jest mu bardzo przykro. Poprosiłam, by zwracała uwagę na to, w jaki sposób jej syn bawi się nie swoimi zabawkami. Nie mówiłam tego z pretensją, ale raczej troską i niepokojem o własne dziecko. A jeśli już zdarzy się taka sytuacja, wypadałoby choć przeprosić.
Nie takiej reakcji się spodziewałam
Liczyłam na jakąś refleksję, choć niewielką skruchę, że jej dziecko zniszczyło zabawki Antosia. Łudziłam się, że zrozumie, że mam inne podejście do dbania o rzeczy. Nawet nie oczekiwałam zwrotu kasy za zabawki, choć ja sama właśnie tak bym postąpiła, nawet jeśli dziecko niechcący coś by zniszczyło.
Tymczasem usłyszałam coś, co wprawiło mnie w osłupienie. Znajoma powiedziała, że zabawki są do zabawy i ona nie zamierza upominać syna. Jeśli się popsuły, to się nie nadawały. A jeśli mam problem, to zawsze przed ich wizytą mogę chować to, czego mi najbardziej szkoda. Ona tak robi.
Nie bardzo teraz wiem, co począć, skoro nie chcę więcej zniszczeń. Na następny raz mam schować wszystkie zabawki? A może zbierać zepsute przez niego zabawki i tylko te dawać mu do zabawy? Sam Antoś przestaje mieć ochotę na te spotkania, bo widzi, że ten chłopiec niszczy jego rzeczy".