Przestałam mówić do dziecka jedno słowo. To zmieniło całe moje macierzyństwo

Martyna Pstrąg-Jaworska
21 października 2022, 15:54 • 1 minuta czytania
Drobne codzienne rzeczy i skupienie na chwilach tu i teraz to domena dzieci. Ich naturalna ciekawość świata jest przeciwieństwem dla pędu, który w swoim życiu zazwyczaj mają dorośli. Postanowiłam przestać wciąż poganiać swoje dziecko i zacząć bardziej je naśladować w uważności świata. A wtedy zadziała się magia.
Trudna sztuka cierpliwości i odpuszczania zmieniły mnie jako matkę. Krzysztof Kowalik/Unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Każdy pędzi, a rodzice szczególnie

Żyjemy w czasach, w których każdy z nas gdzieś pędzi. Wciąż mamy niezałatwione sprawy, telefony do wykonania, pracę do nadrobienia. I wciągamy w to także nasze dzieci, bo wiecznie jesteśmy w pędzie, zawożąc je do szkoły, odprowadzając do przedszkola, a nawet idąc z nimi na zakupy, do kina albo restauracji. Wciąż poganiamy, mówimy: "Szybciej!", bo maluch wolniej radzi sobie z zapinaniem kurtki, a my nie mamy czasu, bo trzeba zdążyć do pracy.

Również robiłam to nagminnie. Wciąż gdzieś się spieszyłam, poganiałam dzieci, od których równocześnie wymagałam, by ćwiczyły samodzielność w zakładaniu butów czy samodzielnym sprzątaniu naczyń ze stołu. A jak wiadomo, nauka samodzielności dziecka wymaga raczej cierpliwości od rodzica, a nie ciągłego poganiania.

Gdy złapałam się na tym, że po raz kolejny mówię do syna, idąc do przedszkola, "No chodź, szybciej!", postanowiłam dać samej sobie reprymendę. To, że ja się nie wyrabiam czasem na zakrętach, nie powinno odbijać się na dziecku. Jestem zdania, że to ja, jako osoba dorosła, powinnam tak zaplanować czas, by wykonać wszystko, czego od siebie wymagam (a może nauczyć się też część odpuszczać), a nie poganiać Bogu ducha winne dziecko.

Cierpliwość i nauka odpuszczania pomagają

To wszystko wymaga naprawdę sporych pokładów cierpliwości i umiejętności logistycznego planowania. Ale jest bardzo ważne, szczególnie dla rozwoju dziecka, które, wciąż popędzane, nie ma szansy na prawidłowy rozwój. Dzieci mają to do siebie, że nawet jak są energiczne i wszędzie ich pełno, to w sytuacjach, gdy nam się spieszy, mają na wszystko czas. Kiedy mamy wychodzić do pracy, szkoły i przedszkola w danej chwili, okazuje się, że nasz przedszkolak nie może wyjść, jeśli nie znajdzie rysunku, który 2 tygodnie wcześniej namalował dla kolegi z grupy. Albo okazuje się, że wybrał ten moment na naukę zapinania nowych butów, z którymi dotychczas średnio sobie radził.

W takich chwilach przyznaję, że zalewała mnie fala zniecierpliwienia, a często i złości. Bo okazywało się, że nie ma szans na to, że nikt się nigdzie nie spóźni i wszystkie plany na dany dzień zostaną wypełnione. A jestem osobą, która lubi być słowna, punktualna i wypełniać wszystkie założone plany, co do joty. Postanowiłam jednak zwolnić, szczególnie że miałam świadomość, że takie ciągłe poganianie nie jest dobre dla dzieci.

Dzieci mają w sobie naturalną ciekawość świata, chęć cieszenia się drobiazgami i umiejętność skupiania na tym, co tu i teraz, a także z autentycznego cieszenia się tym. Dlaczego takim wiecznym poganianiem i przez naszą chęć bycia perfekcyjnym niszczymy tę dziecięcą umiejętność, którą raczej powinno się pielęgnować?

Cieszcie się drobiazgami

Gdy to wszystko sobie uświadomiłam i zaczęłam małymi kroczkami zmieniać swoje nastawienie (a także inaczej nieco planować logistykę codziennego dnia), okazało się, że zadziała się magia. Nagle wszyscy przestali być aż tak spięci, bardziej cieszyli się wspólnym czasem ze sobą. Okazało się, że moje dziecko bardzo szybko nauczyło się nowych umiejętności, dzięki którym jest samodzielne, a ja – paradoksalnie – nabrałam więcej cierpliwości i zrozumienia dla różnych buntowniczych zachowań kilkulatków.

To uzbrojenie się w cierpliwość nie było łatwe (chociaż zaskakująco łatwo było wyeliminować ze słownika słowa "szybciej" i "pospiesz się"). Ale, gdy małymi kroczkami ćwiczyłam tę swoją cierpliwość z lepszymi i gorszymi skutkami, nagle okazało się, że cała rodzina czerpie dużo większą przyjemność z takich zwykłych chwil. Ostatnio podczas spaceru do sklepu (który zaplanowałam tak, żeby załatwić jeszcze 2 inne sprawy), oglądaliśmy drzewa w parku, które jesienią mają naprawdę niesamowite barwy. Codziennie przez ten park przechodzimy, ale nigdy nie miałam czasu, by na spokojnie im się przyjrzeć.

Kiedyś podczas wyjazdu rodzinnego synek na spacerze siadł na ławce i oglądaliśmy kłębki chmur na niebie. Wydawało mi się, że to taka miła chwila oddechu od biegu codzienności. Nagle moje dziecko z niepokojem na twarzy zapytało mnie, czy nie musimy się gdzieś spieszyć. Ścisnęło mnie w gardle, bo to świadczyło o tym, że tę okropną cechę jednak gdzieś w dziecku zaszczepiłam.

Wyjaśniłam, że teraz mamy czas dla siebie, że nie trzeba się spieszyć. Całe napięcie szybko znikło, a my rozmawialiśmy, śpiewaliśmy piosenki i podziwialiśmy niebo. Tamta chwila mi uświadomiła, jak bardzo programujemy nasze dzieci na przyszłość od najmłodszych lat swoimi własnymi zachowaniami, które one powielają. I że czasem warto jednak odpuścić, by mieć chwilę naprawdę żyć – nabrać głębokiego oddechu w piersi i być ze swoim dzieckiem tu i teraz. Wystarczy po prostu zacząć je naśladować w ciekawości światem i cieszeniu się drobiazgami.

Czytaj także: https://mamadu.pl/164302,prostsze-i-latwiejsze-rodzicielstwo-mow-do-dziecka-tych-5-zdan