Alimenty i nowy rok szkolny? "Proszę się o każdą złotówkę, a dla niego jestem harpią!"
Proszenie się to moja codzienność
Ewelina ma troje dzieci, Franka z pierwszego małżeństwa, który w tym roku rozpoczyna naukę w szóstej klasie i dwie córki z obecnym partnerem. Jedna z nich uczy się w drugiej klasie podstawówki, druga zacznie za chwilę zerówkę. Kobieta pracuje w sklepie spożywczym, jej partner jest dekarzem.
"Tomek też ma syna z poprzedniego związku. Zawsze, jak kupuje coś dla dzieci, bierze 4 sztuki. Bardzo stara się jednakowo traktować wszystkie dzieci, swoje i mojego syna, który mieszka z nami. Spłacamy kredyt za dom, nie mamy żadnej rodziny, która mogłaby nam pomóc. Jesteśmy zdani na siebie, nie jest lekko.
Partner nie żałuje na swojego syna grosza, ciągle powtarza, że niezależnie od rozstania z jego mamą, wciąż pozostaje tatą nastolatka. Rozumie, że wychowanie 17-letniego chłopca jest dużym wyzwaniem, również finansowym. Z byłą partnerką ma relacje, których mu zazdroszczę. Mój były mąż ma zasądzone 350 zł alimentów. A i z tego niechętnie się wywiązuje" - czytamy.
Ewelina rozwiodła się, kiedy jej syn miał dwa latka. Jak zaznacza, od początku to była pomyłka, po narodzinach dziecka oddalali się od siebie jeszcze bardziej. Mąż nie angażował się w opiekę nad dzieckiem, za to wciąż oczekiwał, że to kobieta będzie zajmować się wszystkimi domowymi sprawami.
"Zasądzono mi 10 lat temu 350 zł alimentów. Przez ten czas wiele się zmieniło. Nim urodziły się córki, jakoś sobie radziliśmy, ale teraz koszty rosną, wydatki rosną. Choć bym bardzo chciała nie musieć się prosić byłego męża, to zadłużyliśmy się już u wszystkich. Syn potrzebuje nowych butów, kurtki, zeszytów, wszystkiego...
Zadzwoniłam do byłego męża, powiedziałam, że chcę się dogadać, bo przecież mogę wystąpić o podniesienie alimentów, ale to nie jest potrzebne nikomu z nas. On jest sam, kupił mieszkanie, spłaca kredyt, ja to rozumiem. Wiem, że jak założę mu sprawę, to będzie mi robił na złość i nie zobaczę nawet tych 350 zł. Chciałam, żeby wziął na siebie, choć część kosztów sezonowych" - czytamy.
On też ma wydatki
"Tłumaczenie, że początek roku szkolnego, to zawsze ogromne wyzwanie, że ubezpieczenia, zakupy, składki to koszmar, nie robią na nim wrażenia. Ciągle tylko powtarzał, że przecież mam 300+, 500+ i alimenty. Zupełnie się nie poczuwa. Próbował mi wmówić, że chcę więcej pieniędzy od niego, zamiast pogonić Tomka, żeby pracował więcej. Jego zdaniem jestem chciwą harpią, która znalazła sposób na życie na jego koszt. Ręce opadają.
On nie dopuszcza do siebie, że mój partner łoży na jego syna więcej niż te 350 zł alimentów. Zajęcia dodatkowo, ortodonta, wakacje - to wszystko kosztuje. Ale zdaniem mojego byłego męża te 350 zł alimentów powinno z nas robić bogaczy... Smutne, ale tak to brzmi w jego ustach" - dodaje Ewelina.
Kobieta ostatecznie wymogła na byłym mężu deklarację, że w tym miesiącu przeleje jej... 100 zł więcej. "Niby nic, ale jednak coś, choć wciąż najbardziej boli mnie, że syn nie jest dla ojca najważniejszy. Eks zapomina, że wychowanie naszego wspólnego dziecka, to nie tylko moja rola" - kończy Ewelina.
Dziecko ma dwoje rodziców
Choć coraz więcej rodziców, mimo rozstania, pamięta o tym, że dziecko jest wspólne, to wciąż zdarzają się takie przypadki, jak ten Eweliny. Mężczyzna przekonany, że jego 350 zł jest odpowiedzią na wszystkie potrzeby dziecka, a jeszcze i mama z tego żyje jak bogaczka, powinien zastanowić się, ile jego kosztuje własne życie.
To, że mama dziecka ma nowego partnera, który bierze czynny udział w wychowaniu potomstwa z poprzedniego związku, nie znaczy, że zastąpi ojca na każdej płaszczyźnie. Świetnie, jeśli jest jak w domu naszej bohaterki, kiedy ojczym wszystkie dzieci, zarówno wspólne, jak i z wcześniejszych związków, traktuje tak samo, ale nie on jest odpowiedzialny za zakup butów dla syna Eweliny.
Dziecko ma mamę i tatę. Sytuacja tej rodziny, jak i wielu innych, jest skomplikowana i wymaga niemałej elastyczności ze strony wszystkich dorosłych. Żenujące jest to, że tata 12-latka nadal potrzebuje przypomnienia, że wydatki we wrześniu są większe. Smutne, że nie poczuwa się do tego, aby w nich partycypować. Zwłaszcza że 350 zł alimentów w dzisiejszych czasach brzmi jak kiepski żart.
Wszystkim nam rosną koszta znacznie szybciej niż wynagrodzenia, ale czy po 10 latach nie należałoby samemu dojść do tego, że przez dekadę nieco się wszystko zmieniło? Alimenty powinny rosnąć z urzędu, bo inaczej wciąż ofiarami "oszczędnych" ojców będą dzieci.
Czytaj także: https://mamadu.pl/143609,zmiany-alimentow-kto-bedzie-mial-latwiej-ile-na-dziecko