Tata potrzebuje więcej wsparcia i pomocy, matce trzeba rzucić kłody pod nogi. Też to zauważyłyście?

Dominika Bielas
26 sierpnia 2022, 11:53 • 1 minuta czytania
Gdy matka dzwoni do lekarza, załatwia sprawę w urzędzie, szkole, przedszkolu... histeryzuje, przesadza, jest przewrażliwiona i najpewniej nie ma racji. Tatusiom trzeba pomóc i okazać wsparcie. To nie fair!
Przecież tata tak samo wychowuje dziecko jak mama, ale jakoś nadal wszyscy chcą mu pomagać i wyręczać. fot. unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Matka histeryczka

Nie należę do grona matek histeryczek, choć gdy zostaje się rodzicem, szczególnie po raz pierwszy, nietrudno o to, by być przewrażliwionym. W końcu chodzi o zdrowie i życie naszego dziecka. Tak wiele rzeczy jest trudnych, nowych i niezrozumiałych, a osób, które poprowadzą, wyjaśnią, pomogą jak na lekarstwo.


Ze starszą córką u lekarza byliśmy w pierwszych miesiącach życia więcej razy niż przez kolejne lata. Ale jak tu nie panikować, gdy oko nieustannie łzawi i ropieje, a na ręku pojawia się jakieś czerwone znamię, które rośnie, do tego lekarz mówi, że głowa jest zbyt mała i trzeba zrobić badania. Za każdym razem, gdy coś udaje się wyjaśnić, zrozumieć i uspokoić, pojawia się coś nowego: szmer w sercu, niepokojący świszczący kaszel...  Oj, starsza córka mocno nas "przećwiczyła" w tematach zdrowotnych.  Nie mieliśmy w rodzinie ani wśród znajomych dzieci, więc każdy z tych tematów był nowy i niezwykle trudny. Bo jak podejść na ludzie do skierowania, na którym widnieje "onkolog". Zawału można dostać, a co dopiero mówić o spokoju i opanowaniu. Ja wszystkim teraz powtarzam: "Spokojnie, naczyniaki bada chirurg onkolog, a i sam naczyniak najpewniej niedługo zacznie znikać". Nam nikt tego nie wyjaśnił. Trudno, żeby nie podniosło się ciśnienie, gdy chce się umówić do okulisty z 2-miesięcznym dzieckiem, bo coś nie tak z kanalikami, a słyszy się, że najbliższy wolny termin za 9 miesięcy. Podobnymi przykładami mogę sypać naprawdę długo.

Ja to załatwię!

Początkowo jako mama, która jest w domu z maluchem, to ja starałam się umawiać wszystkie wizyty i latać po lekarzach. Jednak zaczęłam czuć, że jestem traktowana jak natręt, który dziecku wymyśla kolejne choroby i problemy. To samo w urzędach, a potem także przedszkolu. Ale nie tylko ja to widzę. Rozmawiałam z wieloma kobietami i mają podobne odczucia: matka - histeryzuje, przesadza, jest przewrażliwiona, no i najpewniej nie ma racji. Olewczy ton z drugiej strony słuchawki czy w okienku to niemalże standard. Jednak o wielu takich sytuacjach zapomniałam, bo i problemów zdrowotnych mniej. Gdy na świat przyszła druga córka, przypomniałam sobie jednak, że to ci wszyscy ludzie "przesympatyczni inaczej" po prostu tak traktują matki. Gdy po raz trzeci nie byłam w stanie umówić córki na badanie słuchu, załatwił to mój mąż. Gdy trzeba było znaleźć placówkę, w której zrobią echo serca, też mu się to udało i przy pierwszym podejściu! Jak to możliwe?

Przypomniało mi się, że dokładnie to samo przerabialiśmy kilka lat temu przy starszej córce. Ja byłam traktowana jak intruz, co nie wiedzieć dlaczego chce się umówić do specjalisty. Choć zawsze starałam się być miła i wyrozumiała, to zawsze trafiałam na mało uprzejme osoby, które niezbyt były pomocne. Mój mąż na same panie z "sercem na dłoni".

Ach, ci ojcowie!

Okazało się, że to nie przypadek a reguła, że gdy on ma coś załatwić, to przesympatyczna pani z drugiej strony słuchawki czy okienka, robi wszystko, by było ok i by jak najmniej się naczekał, nalatał. A i druczek przyniesie! Ja wiecznie byłam przełączana i odsyłana od okienka do okienka. On otrzymywał proste wytyczne.

Jednak nie tylko ja to widzę, to wychodzi w rodzicielskich opowieściach. Panowie coraz częściej zajmują się własnymi dziećmi nie tylko w domu, ale także załatwiają różne sprawy urzędowe czy właśnie u lekarza. Jednak im wszystko jakoś wychodzi łatwiej szybciej i sprawniej niż matkom. I jestem niemalże pewna, że nie jest to wspaniały talent do załatwiania spraw czy ich mniej histeryczne usposobienie (sorry, panowie!).

Moim zdaniem to kwestia podejścia do ojców, którzy albo są traktowani jak ułomni i trzeba im pomóc, albo wzbudzają społeczny zachwyt: OMG, on zajmuje się własnym dzieckiem! Bez względu na to, czy to pierwsza, czy druga opcja, efekt jest jeden: facet w przychodni, urzędzie, przedszkolu, szkole załatwi wszytko szybciej. Jaki wniosek? Oddać panom w tym obszarze stery (ja już to zrobiłam)! Wszystkim wyjdzie to na dobre. ;)

Czytaj także: https://mamadu.pl/164764,ojciec-jest-gorszym-opiekunem-dzieci-niz-matka-to-krzywdzace-myslenie