Wesele jak z bajki, więc sprzedają na nie bilety. Zaproszenie z dziećmi poróżniło rodzinę
Nie iść nie wypada, iść - za drogo
Ewa wychowała się z Agatą "przez płot", ich mamy są siostrami. Jako dzieci uwielbiały się razem bawić, marzyły o księciu z bajki i bajkowym ślubie. - Takie dziecięce scenariusze były naszą codziennością. Kiedy wyjechałam na studia, nasze relacje się rozluźniły, Agata jest ode mnie młodsza o trzy lata, zdecydowała się na studia zaoczne, chciała zostać w domu rodzinnym i przejąć kiedyś firmę rodziców - wspomina kobieta.
Moja rozmówczyni została w dużym mieście, gdzie skończyła studia, poznała Jacka i założyła z nim rodzinę. - Rodzinne strony odwiedzam kilka razy w roku, z Agatą gadamy raczej doraźnie. Słyszałam od mamy, że się zaręczyła, rozwija firmę z narzeczonym i planują ślub. Nie zdziwiło mnie, kiedy nagłe zadzwoniła, czy mogą nas odwiedzić - przyznaje Ewa.
Kobieta spodziewała się zaproszenia, w końcu to bliska rodzina. Choć nie ukrywa, że wcale to zaproszenie nie było jej na rękę. - Odmówić, nie wypada, a iść na wesele to dziś ogromny wydatek. Wiadomo, jakie są czasy. Jeszcze przed odwiedzinami zastanawialiśmy się z mężem, ile powinniśmy dać "do koperty" - wspomina.
Małżonkowie ustalili, że 500-600 zł powinno być wystarczającą kwotą. Do tego butelka wina zamiast kwiatów. Sukienkę Ewa planowała wyjąć z szafy, włosami i makijażem zająć się samodzielnie. Ciągle zastanawiała się, czy będzie mogła zabrać dzieci na imprezę. Ale tu akurat wiele zależało od tego, czy teściowa będzie mogła się nimi zająć.
Nowożeńcy rozwiali wątpliwości
Zgodnie ze starą tradycją goście wręczyli zaproszenie Ewie tuż przy progu, kobieta pogratulowała im i zaprosiła ich do środka. - Długo opowiadali o pięknej sali, sukni jak z dziecięcego snu, bryczce, którą planowali jechać do kościoła i innych luksusach zaplanowanych na ten uroczysty dzień. Uśmiechałam się pod nosem, bo pamiętałam, jak Agata jako dziecko wyobrażała sobie ten dzień. Widzę, że postanowiła zrealizować te marzenia - mówi Ewa.
Kiedy zajrzała do koperty, żeby przeczytać szczegóły, zauważyła, że na zaproszeniu są imiona jej i męża oraz nazwisko. Brak dopisku o dzieciach wywołał konsternację Ewy. Wyraźnie nie umiała jej ukryć, bo kuzynka szybko powiedziała, że w kopercie jest jeszcze jedna kartka. Rzeczywiście, była.
"Jeśli macie ochotę, możecie towarzyszyć nam w tym wyjątkowym dniu wraz z dziećmi. Prosimy jednak o pokrycie kosztów ich talerzyka. W restauracji, gdzie odbywa się przyjęcie weselne to kwota 210 zł za dziecko, liczymy na wasze zrozumienie" - widniało na zdobionej wrzosowym ornamentem karteczce.
Ewa podała kartkę mężowi i spojrzała pytająco na kuzynkę. - Powiedziała, że prosi o zrozumienie, czasy są ciężkie dla wszystkich, dlatego zdecydowali się na taki krok, jak płatne wejściówki dla małych gości - przytacza słowa nowożeńców Ewa.
Co z tym fantem zrobić
Kobieta czuje się źle z tym zaproszeniem na wesele. Uważa, że kuzynka wraz z narzeczonym zaplanowali na dzień ślubu wiele ekskluzywnych rozwiązań, które bez wątpienia kosztują niemałe pieniądze. Zdaniem Ewy, to przez te zbytki nie stać Agaty na zapłacenie za wszystkich gości.
- Wolałabym, żeby normalnie zaprosili nas bez dzieci. Opiekunka, gdyby teściowa nie mogła zająć się dziećmi, będzie kosztowała mniej niż 420 zł. A tak, jak nie wezmę dzieci, wyjdę na sknerę, jeśli je zabiorę, to będę musiała wydać dwa razy więcej, niż planowałam. Absurd - dodaje.
Małżonkowie poważnie zastanawiają się nad pójściem tylko na ślub do kościoła i wręczeniem młodym koperty z ustaloną wcześniej kwotą. Mama Ewy mówi, że chętnie pokryje połowę kosztów za obecność wnuków na weselu, jednak kobieta nie chce przyjąć tej pomocy. Uważa bowiem, że niezależnie od pieniędzy ta karteczka, którą dołączono do zaproszenia, jest zwyczajnie nietaktowna.
- Albo cię stać na wesele i robisz je z rozmachem, albo cię nie stać i robisz małe przyjęcie dla najbliższych. Trudno jest oczekiwać od gości, że pokryją wydatki na twoje ekskluzywne dodatki. Wesele nigdy się nie zwraca. Jak ktoś tego nie rozumie, to coś z nim nie tak. A ciężko jest wszystkim. Dobrze, że nie kazała nam się zrzucać na suknię - kończy oburzona kobieta.
Prawda zawsze leży pośrodku
Obiektywnie rzecz ujmując, przyjęcia weselne rzadko nadają się do tego, by bawiły się na nich dzieci. Owszem zdarzają się bezalkoholowe, z animatorem, który zabawia maluchy. Ale wiele polskich rodzin bawi się przy strumieniach wódki i ze sprośnymi zabawami na oczepinach.
Warto się zastanowić i odpowiedzieć samemu przed sobą, czy chcemy tam zabierać dzieci. Skoro do ślubu jeszcze zostało trochę czasu, może warto już poszukać opiekunki do dzieci i nie przejmować się, że ktoś pomyśli, że to z oszczędności?
Ale zanim Ewa wykona jakikolwiek ruch, powinna odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie, czy chce iść na wesele? To nie jest obowiązkowe.
Czytaj także: https://mamadu.pl/147761,ile-wlozyc-do-koperty-na-wesele-pieniadze-na-wesele-ile-dac