Rodzinne wakacje skończyły się debetem wysokości dwóch wypłat. I to nie dzieci nas zrujnowały
Wiedzieli, że nie mam kasy
- Od początku jasne było, że jeśli nawet pojedziemy, to nie stać mnie na jadanie w knajpach i inne płatne rozrywki. Moi przyjaciele twierdzili, że oni też nie planują szaleć. Domek przy plaży miał być główną rozrywką - wspomina kobieta.
Żeby zmniejszyć koszty wyjazdu, przyjaciele Kamili pożyczyli od znajomych większe auto, w dziewięcioosobowym busie zmieściła się ich czteroosobowa rodzina, Kamila z dwójką dzieci i bagaże. Domek również był gotowy pomieścić wszystkich turystów.
- Trzy sypialnie i salon z dobrze wyposażonym aneksem kuchennym, ponieważ to Ania z rodziną wzięli na siebie większość wydatków, zaoferowałam, że ja zajmę się gotowaniem obiadów. Przyklasnęli, choć uparli się, aby za zakupy płacić co najmniej po połowie. Gdyby nie trudna sytuacja, w życiu by się nie zgodziła, ale Ankę znam od podstawówki, niejedno razem przeżyłyśmy, wierzyłam, że wspólne wakacje nic między nami nie zmienią - wyjaśnia Kamila.
Było dobrze, aż do obiadu
Rodziny dojechały na miejsce jeszcze przed południem. Zaraz po rozpakowaniu bagaży, Kamila zajęła się obiadem - na pierwsze posiłki zabrała jedzenie z domu. - Mąż Anki orzekł, że pierwszego dnia nie będę stała przy garach. Trzeba rozejrzeć się po okolicy, a na obiad zjemy zapiekanki, on stawia. Nie mogłam się na to zgodzić. Zapłaciłam za siebie i za dzieci. A wszyscy wiemy, jakie są ceny w popularnych kurortach nad Bałtykiem - wspomina moja rozmówczyni.
Kamila nie kryje, że podobne sytuacje miały miejsce nieomal codziennie. Założony przez nią budżet wakacyjny został przekroczony trzykrotnie. - Wróciłam z debetem na koncie i wielkim niesmakiem. Upominałam Ankę wieczorami, że przecież nie mogę tak szastać kasą, ale ona tylko mówiła, żeby o nic się nie martwiła, że damy radę - mówi kobieta.
Dzieci koleżanki co chwila przychodziły do domku z nowymi gadżetami kupionymi na straganie i namawiały dzieci Kamili, aby poszły z nimi na dmuchańce, do lunaparku... Kobieta nie mogła znieść smutnych oczu maluchów i sięgała coraz głębiej do portfela. - Nie mogłam pozwolić, żeby ktoś nas sponsorował, ale nie chciałam też, żeby dzieci, które swoje przeżyły, czuły się gorsze od przyjaciół - tłumaczy swoje zachowanie.
Nigdy więcej
Kiedy Kamila z dziećmi wróciła do domu, rzuciła torby w przedpokoju i zaczęła liczyć, ile wydała. Załamała się. Żałuje, że dała się namówić na ten "tani" wyjazd, bo jak przyznaje, gdyby pojechała sama z dziećmi, to nawet za pełną kwotę za domek i paliwo do swojego auta nie wydałaby tyle, ile kosztowały ją wakacje z przyjaciółmi.
- Nigdy więcej nie wyjeżdżam z nikim, szczególnie na jego zasadach. Wam też odradzam - kończy opowieść. Kamila zgodziła się opowiedzieć swoją historię, żeby przestrzec innych. Rozmawiałyśmy długo i doszłyśmy do wspólnego wniosku, że owszem, wykazała się brakiem asertywności, jednak jako matka rozumiem, że chciała sprawić przyjemność dzieciom.
Maluchom trudno się odmawia, zwłaszcza kiedy czujemy, że musimy im coś wynagrodzić. A rozstanie rodziców z pewnością należy do takich sytuacji. Warto jednak nie kryć przed dziećmi swojej sytuacji finansowej. Niekoniecznie mówić o kwotach, jakie mamy, albo ile nam brakuje.
Jednak nawet przedszkolak jest w stanie zaakceptować odmowę, jeśli spokojnie wyjaśnimy mu, że na wakacje mamy określony budżet i nie możemy sobie pozwolić na wszystkie przyjemności. Najważniejszy jest czas spędzony razem na zabawie, a nie zabawki z przydrożnego straganu. Może jedna pamiątka wystarczy, a lody zamiast na promenadzie kupicie w sklepie?
Uczenie dzieci wartości pieniądza i oszczędności to także rola rodziców.