To w sumie mógłby być całkiem udany chichot losu, bo kiedy w jednym zdaniu używamy słów "aktorzy" i "serial", to wszystko jest niby na swoim miejscu. Ale jeśli dodamy, że owy serial nie jest do oglądania w telewizji, a do czytania na portalach plotkarskich, to już trochę mniej wszystko do siebie pasuje. Zwłaszcza jeśli w tle są dzieci. Wszyscy bohaterowie ze łzami w oczach przekonują nas, że dobro najmłodszych jest tu kluczowe, a ja zastanawiam się, ile w tym prawdy, a ile aktorskiej gry.
Reklama.
Reklama.
Akt pierwszy: ona milczy, on się broni
Dwie młode matki, obydwie znane w sieci, aktorka i blogerka. Obydwie zostają z małymi dziećmi u boku. Ich partnerzy pokazują się od najgorszej strony. Nic ich nie tłumaczy. Zdradził! - krzyczą nagłówki. Ano zdradził, bez dwóch zdań, zachował się niegodnie. Porzucił młodą żonę kilka dni przed porodem dla młodszej o blisko dekadę sąsiadki.
Potem dowiemy się, że dokładnie 10 dni przed porodem. Widzimy tylko ją z dzieckiem u boku - najpierw w sali poporodowej, potem na oddziale, kiedy dziecko choruje. On podjeżdża pod jej dom z wielkim misiem, choć jak utrzymuje ona - wie, że wyjechała z dzieckiem. Przypadkiem tę sytuację dokumentują paparazzi. Jak zresztą nieomal każdą jego wizytę pod jej domem czy szpitalem.
On ze znanego aktorskiego klanu. Nie od dziś wiadomo, że bawidamek, niestały raczej w uczuciach. Ledwie przekroczył 30-kę, a wielkich medialnych miłości ma na koncie więcej niż niejeden starszy dwie dekady kolega po fachu. Ona odmawia komentarzy, on niby nic nie mówi, ale z nową ukochaną bryluje po mieście. Zaangażowała się cała jego rodzina.
Mówią, że ona z dzieckiem w każdej chwili może na nich liczyć. Czasem wymsknie się tylko tej młodej porzuconej matce, że wszelkie deklaracje zna tylko z mediów. Do niej bezpośrednio żadne zaproszenia i wsparcie nie płyną.
Drugi młody ojciec wytrzymał w "kieracie rodzicielstwa" nieco dłużej. Dopiero przyłapany na oczywistym wyskoku opowiada bardzo ckliwie i z wielkim zaangażowaniem o tym, jaki czuł się samotny, jak zdradzał, przeprasza, roni łzy. Nie zapomina wbić szpili matce swojego dziecka, że skupiła się na synu, a on taki wrażliwy aktor, nie dźwignął odrzucenia.
Obejrzałam ten nieomal półgodziny wywiad z ciarami żenady. Utraciłam 30 minut życia, żeby mieć tylko jedną refleksję: "Człowieku, ten wywiad kiedyś obejrzy twój syn, nie jesteś tu najważniejszy".
Akt drugi: wszyscy mówią za nich
Choć nie przypominam sobie, żeby tata Vincenta wprost wypowiedział się na temat swojej dość skomplikowanej relacji, to pracuję w mediach na tyle długo, że przemyka mi przez myśl, że to część szeroko zakrojonej strategii PR-owej. Każdy komentarz jego matki, brata, ba! nawet byłej dziewczyny, która jest obecnie jego bratową (#toskomplikowane), mają jeden cel - uczynić z niego ofiarę.
Te wzruszające kadry, które zalały media, jak ojciec stoi z babcią pod kościołem i czeka na chrzciny, które wcześniej oficjalnie odwołano, wyglądają jak tania ustawka. Ale spokojnie, na zdjęciach nie ma nawet jednej ofiary tej sytuacji. Niech was nie zwiodą łzy ocierane ukradkiem przez tę dwójkę.
W drugiej historii wypowiedzieć się zdążyli już absolutnie wszyscy. Ojciec Bastka, znana warszawska skandalistka, siostra ojca, była dziewczyna domniemanego kochanka matki, domniemany kochanek matki. A nawet Doda, którą jeden z portali plotkarskich postanowił wmieszać w ten cyrk, choć nie ma z tymi ludźmi nic wspólnego.
I teraz uwaga, pada jedno mądre zdanie. "Uważam, że dzieci nie powinny płacić za winy rodziców. Czasami po prostu lepiej "shut the f*ck up" (tłum. zamknąć się)" - powiedziała w rozmowie z Plejadą wokalistka (której były partner był podejrzewany o romans z wyżej wspomnianą warszawską skandalistką - uprzedzałam, że to skomplikowane). I okazała się głosem rozsądku w tej i każdej podobnej aferze.
Akt trzeci: przegrywa dziecko
Vincent i Bastek są jeszcze mali. Nie do końca wiedzą, w jakim oku cyklonu przyszło im dorastać. Póki co, matki chronią ich, jak mogą. Nie będę zgadywać, czy one mają czyste sumienia, czy nie. Nie ma to znaczenia i nie mi to oceniać (ani wam). Ale widzę u tych kobiet bardzo poprawny odruch - potrzebę bycia ciszej nad tą trumną.
Nie po to, żeby siebie nie oczerniać, nie dlatego, że są cichymi ofiarami narcystycznych typów. Ale dlatego, że są w stanie wybronić się pewnie przed linczem opinii publicznej, ale to kosztuje je zadawanie publicznie ciosów byłym ukochanym. Z nimi pewnie niewiele chcą już mieć wspólnego, ale muszą pamiętać, że to są ojcowie ich dzieci.
A te dzieci pójdą pewnego dnia do szkoły. Ich koledzy znajdą informacje o ich rodzicach w internecie, albo dowiedzą się od własnych, jaki był syf wokół rodziny kolegi. Taka zabawna anegdotka. Tylko że nie wszystkich rozbawi. Bo nikt nie chce być wytykany palcami, nie chce się wstydzić za rodziców, za których winy i błędy przyjdzie mu zapłacić byciem wyśmiewanym
Psycholog Magdalena Kietlińska w rozmowie z Mama:Du radziła, żeby nie mówić dziecku o zdradzie rodziców. Ale nie każdy rodzic może tak wybrać. Ci, którzy żyją na świeczniku, nie mogą podjąć decyzji sami. Więc co mogą zrobić? Milczeć. Tak, żeby "kwitów" było jak najmniej.
Dla każdego dziecka rozstanie rodziców jest traumatycznym przeżyciem. Jako dorośli jedyne, co możemy zrobić, to minimalizować te nieprzyjemne doświadczenia. Zapewniać dziecko o swojej miłości, trwać u jego boku, niezależnie od tego, jakie relacje mamy z byłym partnerem. Chowamy dumę do kieszeni i chronimy mimowolnego aktora w tym spektaklu.
Bo dziecko nie ma tu wyboru. A na pewno nie powinno być pionkiem w grze, kartą przetargową ani tym bardziej ofiarą chorych pomysłów dorosłych. Ono ma prawo do godności, co zapewnia mu choćby Karta Praw Dziecka, a o jakiej godności możemy mówić, kiedy rzuca się błotem w jego rodziców?
Internet nie zapomina, nie wybacza. Dorośli ludzie niekiedy zrobią wszystko, aby inni im współczuli, żeby się wybielić. A jednak powinni być gotowi na to, żeby ponosić konsekwencje swoich czynów, a przede wszystkim chronić dzieci własną piersią. Schowajcie, panowie, dumę do kieszeni, odgońcie złych doradców i ratujcie, co się da. Nim synowie was znienawidzą.