Pozwalam dzieciom jeść tyle słodyczy, ile zapragną. Stawiam tylko jeden warunek
- Zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) cukry proste nie powinny przekraczać 10 proc. dziennego spożycia energii.
- Dzieci w wieku do 3 lat powinny spożywać maksymalnie 2,5 łyżeczki cukru, starsze do 6 lat maksymalnie 4 łyżeczki.
- W moim domu zasada dotycząca słodyczy jest prosta: "Jesz, ile chcesz, pod warunkiem, że wcześniej zjadłeś coś zdrowego".
U nas w domu po obiedzie zawsze jest deser i bajka. Taki model dnia przyjął się samoistnie i funkcjonuje dla wszystkich maluchów w domu (a także dla rodziców). W kuchni mamy szufladę wypełnioną słodyczami, które moje dzieci same wybierają sobie w sklepie. Nie brakuje tam czekoladowych batonów i żelków. A młodzież może swobodnie korzystać z zawartości szafki.
Ile cukru mogą jeść dzieci?
Zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) cukry proste nie powinny przekraczać 10 proc. dziennego spożycia energii, a cukry dodane 5 proc. (dorośli, młodzież i dzieci).
Dzieci w wieku do 3 lat powinny spożywać maksymalnie 2,5 łyżeczki cukru, starsze (do 6 lat) maksymalnie 4 łyżeczki.
To niewiele. A wszystko zależy od masy ciała dziecka oraz jego codziennej diety.
W 2012 roku przeprowadzono ogólnopolskie badanie, które wykazało, że dzieci spożywają nawet o 3 razy więcej cukru, niż powinny. Szczególnie tego obecnego w słodzonych napojach oraz słodyczach.
Nadmiar cukru w diecie powoduje, że składniki mineralne nie wchłaniają się tak dobrze, jak powinny. Poza tym kaloryczność słodyczy wypełnia żołądek i "niejadki" jedzą jeszcze mniej.
Dlatego mimo pozwolenia na dowolność wyboru słodyczy oraz ilości ich spożywania, ustaliłam z dziećmi jedną zasadę:
Na każdy słodycz przypada "coś zdrowego".
Jak ograniczyć cukier w diecie dziecka?
Mój starszy syn jest bardzo wybredny jedzeniowo. Bywały czasy, gdy jego ulubionym produktem była jagodzianka z lukrem. Zżymałam się tym jakiś czas, ale uznałam, że lepiej, aby jadł cokolwiek, niż prowadzić bitwy nad talerzem i jeszcze bardziej zniechęcać go do jedzenia.
Nadal jednak pilnowałam ilości cukru w jego diecie. Słodkie bułki były popijane wyłącznie wodą, a na przekąski dostawał surowego ogórka, który był jedynym przyswajanym przez niego warzywem.
Mimo tego, że repertuar kulinarny mojego dziecka nieco się poszerzył, nadal pozwalam mu zjadać rano drożdżówki na śniadanie i słodkie na deser po obiedzie. Wiem, że zakazany owoc smakuje najlepiej i jeśli nie dostanie słodyczy ode mnie, babcia lub ciocia nadrobi te deficyty.
Pozwolenie na jedzenie słodyczy w domu wyeliminowało silną potrzebę zajadania cukru z rąk innych członków rodziny i rozbudziło w moim dziecku świadomość dotyczącą diety. Samo potrafi powiedzieć, że nie ma ochoty na słodycze lub nie zjadł wystarczająco dużo zdrowego, aby sięgnąć po batonika.
Młodszy naturalnie przyjął tę strategię i w ramach deseru prosi o jabłko lub kiwi.
Oczywiście zdarzają nam się negocjacje, w których chłopcy wyliczają na palcach "zdrowotność", której doświadczyli w ciągu dnia i namawiają mnie do pozwolenia na sięgnięcie po całą tabliczkę czekolady. Pozwalam na to, bo wiem, że ilość "zdrowego" już zapełniła im brzuszki i nie ma szans na to, aby pochłonęli 100 gramów czekolady. Nawet jeśli wyznajemy zasadę, że na słodkie jest oddzielna kieszonka.
Co zamiast cukru?
Kolejnym wytrychem, który stosuję, są zamienniki cukru. I wcale nie słodziki, ale naturalne cukry. W użyciu od zawsze jest u nas miód i syrop z agawy. Dlatego, że chłopcy niechętnie jedzą nabiał, zwykle podaję im jogurt z odrobiną słodkiego płynu. Co ważne wtedy mogę w pełni kontrolować ilość słodkich łyżeczek spożytych w ciągu dnia.
W mojej szufladzie nie znajdziecie także słodyczy z syropem glukozowo-fruktozowym, bo uważam go za jeden z najbardziej szkodliwych składników dodawanych do gotowych produktów.
W wychowaniu dzieci stawiam na edukację. Nie tylko swoją, jako rodzica, więc na naszych pólkach nie brakuje książek o żywieniu, a w weekendy przeglądamy książki kucharskie, by utrwalić w głowie obraz pysznych warzyw i makaronów, które mogą wejść do codziennego jadłospisu.
Moje dzieci wiedzą, że nie kupujemy słodyczy z zawartością oleju palmowego, bo jego produkcja wpływa na los orangutanów. W sklepie wybieramy czekoladę pochodzącą z ziaren kakaowca z Ameryki Południowej, bo tam są optymalne warunki do wzrostu drzew, a także szukamy na opakowaniach zielonej żabki, która gwarantuje zrównoważony rozwój uprawy roślin.
Dlatego kierując się zasadą "na każde słodkie przypada zdrowe", nie tylko zwracam uwagę, ile słodyczy jedzą moje dzieci, a także jakich. Jednak o zastosowanych kruczkach prawnych wiem tylko ja, dla moich dzieci dobre słodycze to styl życia.
Czytaj także: https://mamadu.pl/144135,slodycze-w-szkole-mama-chce-walczyc-o-zakaz-jedzenia-slodyczy-w-szkole