"Chcąc chronić dzieci, robicie im krzywdę". Ważny apel nauczycielki do rodziców

Marta Lewandowska
"Kilkorga dzieci z mojej klasy nie widziałam od początku grudnia. Nie są chorzy, po prostu nie chodzą do szkoły, bo rodzice tak zdecydowali" - pisze Aleksandra, nauczycielka klasy drugiej w jednej z warszawskich szkół podstawowych. Ważniejsze od edukacji okazują się dla wielu wyjazdy na ferie...
Rodzice nie posyłają dzieci do szkoły, bo nie chcą, żeby kwarantanna pokrzyżowała im wyjazdowe plany. Fot. DAREK REDOS/REPORTER/East News

Najpierw szykowali się na święta


Aleksandra wspomina, że kiedy Adam Niedzielski ogłaszał, że od 20 grudnia wszystkie szkoły przechodzą na naukę zdalną, w jej klasie było 5 osób. Na liście widnieje 25 nazwisk, jednak od początku grudnia, uczniów zaczęło ubywać. "Ominęła nas kwarantanna, zakażenia w grupie, a mimo to dzieciaki przestały chodzić do szkoły. Dzwoniła do rodziców zaniepokojona z pytaniem, czemu nie ma ich dziecka" - wspomina nauczycielka.


W odpowiedzi słyszała, że rodzina na Boże Narodzenie wyjeżdża do dziadków, albo zarezerwowała pobyt w górach. "Wielu rodziców nadal pracuje zdalnie, zdecydowali więc, że nie me sensu ryzykować kwarantanny i tych kilka dni nie zaszkodzi zostawić dziecka w domu. Ponad tydzień temu dzieci powinny wrócić do szkoły, ale moje, w większości nie wróciły" - pisze Aleksandra.

Dziś rodzice mówią wprost - nie chcą zakażenia przed feriami, znów zarezerwowali wyjazdy. "Prowadzę lekcje dla garstki dzieciaków, od początku grudnia nie zdarzyło się, żeby było ich więcej niż ósemka. Reszta uczy się (albo nie) sama w domu. Fajnie, że rodzice chcą pokazywać dzieciom świat, ale kiedy zaniedbują przez to obowiązek szkolny, przestaje robić się zabawnie" - kontynuuje.

"Czasem, ktoś dzwoni, żeby poprosić o steamowanie lekcji. Nie robimy tego, bo lekcje w szkole normalnie się odbywają, dzieci, które nie przychodzą, są zdrowe, po prostu rodzice obawiają się uziemienia na ferie, ale do szczepienia dzieciaków się nie kwapią".

Dyrektor bezsilny


Aleksandra zgłosiła sprawę władzom szkoły, nie tylko w jej klasie frekwencja jest tak niska, jednak dyrektor rozkłada ręce. "Rodzice piszą w dzienniku elektronicznym, że dziecko jest chore, albo było nieobecne z powodu ważnych spraw rodzinnych... Co innego mówią przez telefon, ale nie chcą słuchać moich argumentów" - kontynuuje kobieta.

"Najbardziej bawi mnie to, że w poprzednim roku szkolnym ci sami rodzice bulwersowali się, że wprowadzono naukę zdalną, bo oni nie są od uczenia swoich dzieci. Dziś im to nie przeszkadza, przejmują na siebie odpowiedzialność za kształcenie dzieci z własnej woli" - czytamy w liście Aleksandry.

Czy wrócą po feriach? Utrzymują, że tak, ale to już będzie połowa lutego i jak zaznacza nauczycielka, należy się spodziewać, że nie będą mieć okazji. "Każdy, kto śledzi jakiekolwiek informacje, wie, że polskie dzieci są w znaczącej większości niezaszczepione, a zakażeń COVID-19 przybywa lawinowo. Myślę, że nim zaczną się ferie w Warszawie, będą kolejne obostrzenia. A kiedy będzie trzeba wrócić, usłyszę w słuchawce, że zaraz Wielkanoc..." - podsumowuje wychowawczyni drugiej klasy.

Odcinamy dzieci od świata


Nauczyciele w podobnej, jak Aleksandra sytuacji mówią, że rodzice sami odcinają dzieci od rówieśników, a to odbija się na ich relacjach. "Moja druga klasa, to dzieci, które nie znają innej szkoły, niż ta pandemiczna. Wszyscy pamiętamy, jak dzieci zaczęły poprzedni rok szkolny i dosłownie po kilku tygodniach uczyły się w domu. Nie znały kolegów z klasy, nie umiały odnaleźć się w budynku" - alarmuje nauczycielka.

"A potem wrócili i było ciężko. Szczególnie zauważalne było to w tych najmłodszych rocznikach, rozpoczęła się nagła walka o pozycję w grupie. Pracuję 11 lat w zawodzie, to moje trzecie wychowawstwo, wcześniej nie widziałam czegoś takiego, nie było takiej przemocy, frustracji wśród dzieciaków. Rodzice oczekują, że szkoła wszystko poukłada, kiedy to się skończy, tylko po pierwsze nie wiemy, kiedy się skończy, a po drugie, nauczyciele nie są cudotwórcami" - dodaje.

Kobieta apeluje do rodziców "posyłajcie dzieci do szkoły, bo chcąc je chronić, robicie im krzywdę. Nie czekajmy, aż będzie za późno" - kończy swój list Aleksandra.