Kocham swoje dzieci, ale zdarza mi się na nie nakrzyczeć. Oto co ratuje naszą relację po awanturze

Martyna Pstrąg-Jaworska
Jestem tylko człowiekiem - bywam zmęczona i nie mam cierpliwości. Gdy zdarza mi się nakrzyczeć na dzieci, wiem, że robię źle. Dlatego staram się naprawić sytuację - zawsze, gdy emocje wezmą nade mną górę, robię te 4 rzeczy, by uratować relacje z dziećmi. Oto co nasza czytelniczka zdradziła nam o łagodzeniu emocji po kłótniach w domu.
Każda cierpliwość ma granice. Gdy nakrzyczę na dzieci, robię te rzeczy, żeby nie zaszkodzić naszej relacji. Pexels
Kocham swoje dzieci najbardziej na świecie. Ale mam też świadomość, że jestem tylko człowiekiem. Naprawdę zdarza mi się być zmęczoną i niewyspaną, niemającą ani grama cierpliwości.


I gdy po raz kolejny przed wyjściem do przedszkola jestem uczestniczką awantury, że trzeba założyć ciepłe buty, bo na sandały jest za zimno, a potem, że zginął plecak, a bez niego nie można iść na zajęcia, to nie umiem czasem już wytrzymać.

Albo gdy po całym dniu pracy i bieganiny od przedszkola na zajęcia dodatkowe, a potem do domu, dzieciaki zaczynają sobie dokuczać i nawzajem się popychać czy zaczepiać, na co zawsze któreś reaguje płaczem, krzykiem i kłótnią. Naprawdę moje pokłady cierpliwości w takich momentach zostają mocno naruszone.

Matka cierpliwa, ale czasem krzycząca

Przyznaję, czasem zdarza mi się na nie nakrzyczeć. Staram się tego nie robić, wiem, jak to źle wpływa na rozwój dziecka. Często jest też po prostu nieskuteczne, bo moje wrzaski po prostu odbijają się od ściany albo tylko sprawiają, że jest spokój na chwilę.

Po paru minutach wszystko zaczyna od nowa. Poza tym tak wiele mówi się o tym, jak krzyk wpływa na rozwój dziecka, na jego psychikę… Bez względu na to, jak czasem są cudowne, kochane i jaką miłością je darzę, nie będę udawała, że czasem po prostu mam dość i krzyczę.

Czasem zapominam, że są proste sposoby na uciszenie emocji, uspokojenie się i reaguję gwałtownie. Wiem, że krzyk stresuje – i dzieci, i mnie – ale też sprawia, że obie strony czują się skrzywdzone i winne. By unikać takich sytuacji, staram się korzystać z różnych technik opanowania złości i stresu, ale kiedy już zdarzy mi się nakrzyczeć, stosuję te 4 zasady.

4 rzeczy, które robię po nakrzyczeniu na dzieci

1. Mówię, że je kocham
Właściwie dla obu stron to jest jasne – ja je kocham, one kochają mnie. Ale uważam, że mówienie sobie tego głośno i często jest niezwykle ważne. Zresztą zawsze wydaje mi się, że gdy nakrzyczę na dzieci, w ich oczach widzę zakwestionowanie tej miłości, co mnie strasznie boli, więc zapewniam je, że jest inaczej.

Zawsze odczekują jakąś chwilę, aż emocje opadną, by awantura nie zaczęła się od nowa. Po chwili uspokojenia, i ja, i dzieci, zawsze jesteśmy pewni, że mimo złości i smutku, kochamy się.

2. Staram się okazywać dzieciom miłość
Czasem wystarczy drobny gest, przytulenie bez słów. Jeśli kłótnia dotyczyła np. bałaganu w pokoju, po uspokojeniu się staram się zaproponować np. wspólne posprzątanie, by nie musiały tego robić same.

Zresztą, każdy ma swoje sposoby na okazywanie miłości w rodzinie, prawda? U nas wspólne robienie naleśników na sobotnie śniadanie to tak naprawdę "Przepraszam, kocham Cię" zarówno ze strony dzieci, jak i z mojej.

3. Pociągam je do odpowiedzialności
Bez poczucia odpowiedzialności zachowanie dziecka się nie zmieni, wciąż będzie robiło na złość czy coś, co sprawia zawód. Jeśli miały jakieś problemy w przedszkolu czy szkole, sprawdzam co jakiś czas, czy te nie wracają. Rozmawiam z nimi i przypominam im sytuacje, które sprawiły, że i dzieci, i ja, byliśmy smutni.

Ciągłe powtarzanie i przypominanie sprawia, że maluchy w końcu niektóre rzeczy sobie w głowie kodują. I jeśli wiedzą, że za negatywne zachowanie wyciągane są konsekwencje, np. rezygnujemy z kina, bo nie przerwały na czas zabawy i nie zdążyły się ubrać, to starają się postępować właściwie, dzięki czemu unikamy kolejnych awantur.

4. Nauczyłam się mówić "Przepraszam" i ruszać dalej
Tak, jak ja chcę po awanturze usłyszeć przeprosiny, tak samo mają moje dzieci. Kiedy więc emocje opadają, siadamy i rozmawiamy – nauczyłam się traktować córkę i synka na równi ze sobą – przepraszam ich, gdy nakrzyczę na nich i zabraknie mi cierpliwości, ale oczekuję też, że i oni będą wiedzieli, że źle zrobili.

Po rozmowie i przepracowaniu kłótni, zostawiamy niemiłą sytuację w niepamięci i zaczynamy rozmowę o czymś milszym – jak nam minął dzień, co dobrego się wydarzyło. Często zmieniamy to też we wspólne czytanie książek, seans bajkowy czy grę w planszówki.

To zawsze sprawia, że jakoś wszyscy czujemy, że z moich krzyków i ich negatywnych zachowań wyciągnęliśmy jakąś ważną lekcję.