"Zdeptali mu pudełko, bo miał w nim warzywa". Myślicie, że bycie dzieckiem na diecie jest proste?

Marta Lewandowska
Polska jest na pierwszym miejscu w Europie, jeśli chodzi o wzrost otyłości dzieci. Niechlubne to podium. Zdecydowanie wolelibyśmy w tym przypadku być w ogonie. Życie dzieci otyłych nie jest usłane różami, wiem, bo mój syn walczy z otyłością i widzę, jak trudna jest to walka.
Dzieci na diecie ma nie łatwiej niż w czasie, kiedy było po prostu otyłe. Fot. 123RF

Różne przyczyny

Zacznijmy od tego, że bycie otyłym, nie zawsze jest wynikiem opychania się. Wiele dzieci po leczeniu, np. sterydami ma zaburzony metabolizm, czasem są zwyczajnie chore, choćby na insulinooporność, którą wcale nie tak łatwo zdiagnozować. - Kiedy my byliśmy dziećmi, czekolada była od święta, dzieciaki biegały cały dzień po dworze - mówił niedawno w rozmowie z Mama:Du Leszek Klimas.
I rzeczywiście, dziś dzieci zwyczajnie - odżywiają się gorzej niż 30 lat temu, a winna temu jest rewolucja żywieniowa. Paradoksalnie tutaj dobrobyt nam zaszkodził. Bo zaczęliśmy bez opamiętania sięgać po to, czego kiedyś zwyczajnie nie było. Chcemy dać dzieciom to, czego sami nie mieliśmy w dzieciństwie. Więc dajemy codziennie czekoladkę, cukiereczka na deser. A one jak cegiełka po cegiełce odkładają się na ciele dziecka.


- Kiedyś w klasie jedno, dwoje dzieci miało nadwagę, dziś na 25 osób tylko kilka nie ma nadwagi, a wiele jest otyłych - mówił Klimas. Patrzę na klasę mojego syna i wiem, że ma rację. Bo o ile dziewczynki są w większości szczupłe, tak chłopców z odpowiednią wagą można policzyć na palcach.

Co dzieci jedzą

Kiedy sami byliśmy dziećmi, do szkoły brało się zawiniętą w papier śniadaniowy kanapkę, w zależności od sezonu z ogórkiem świeżym lub kiszonym, wiosną z rzodkiewką. Do tego jabłko - o ile akurat było w domu i herbatę w butelce. Co noszą nasze dzieci? Przecież dziś mamy świeże i smaczne warzywa dostępne cały rok, a tymczasem zamiast pełnej kolorów kanapki w pudełku...

No właśnie, fajnie, jak jest pudełko, najczęściej dzieci dostają pieniądze, a za te raczej w sklepiku szkolnym nie kupią nic zdrowego. Po głośnej akcji usuwania drożdżówek ze szkolnych kantyn zostało tylko wspomnienie. Bez problemu można tam kupić batoniki, słodkie andruty, chipsy czy słodzone napoje. Jasne są i kanapki, ale zwykle z kajzerki i raczej nieszczególnie rozchwytywane.

- Kiedy na spotkaniach w szkole proszę, żeby podniosły rękę te dzieci, które mają dziś coś słodkiego, albo pieniądze, to podnoszą prawie wszystkie. Owoce też nosi sporo z nich, ale z kanapkami już gorzej - wspominał twórca efektu Klimasa. I tu się robi problem, bo dzieci jedzą to - co im damy.

Pudełko wstydu

Właśnie w mediach społecznościowych Klimasa pojawił się niedawno smutny wpis. Opowiadał on o chłopcu, który był szykanowany przez rówieśników z powodu swojej tuszy. Wraz z mamą postanowili zmienić swoje życie i dietę po to, aby odzyskać zdrowie. Kiedy po wakacjach 9-latek wrócił szczuplejszy, to nie zamknęło ust kolegom. Jak czytamy, zaczęli wyśmiewać zawartość śniadaniówki chłopca. Ten, aby uniknąć szyderstw, zaczął wyrzucać jedzenie. Jednak w końcu doszło do tego, że jeden z agresorów zabrał mu pudełko i zdeptał je. Bo rozbawiła go zawartość śniadaniówki: surowe warzywa i hummus. Tak bohater tego postu stał się ofiarą agresji z powodu swojej tuszy, a potem z powodu walki o zdrowie.

To nie jest jedna historia

Niestety dzieci z otyłością, które rozpoczynają walkę o zdrowie, sylwetkę i samopoczucie często stają się ofiarami szyderstw. Wcale nie rzadziej, niż przed zmianą nawyków. Słyszą, że i tak zostaną tłustymi świniami, że jedzą zielsko, jak zwierzęta, są wyśmiewane, kuszone, poniżane...

Rodzice nie są w stanie przygotować dziecka na wszystko, co może je spotkać, bo nie są w stanie tego przewidzieć. Robimy, co możemy każdego dnia, aby ułatwić dzieciom niełatwą przecież walkę. Dlatego często jest tak, że kiedy szukamy pomocy specjalisty dla dziecka i zmieniamy jego plan żywieniowy, chudnąć zaczyna cała rodzina.

Bo odmawiamy sobie smakołyków, pozbywamy się ich z domu, żeby nie kusiły. Wstajemy wcześniej, przygotowujemy pięć dobrze zbilansowanych posiłków, pilnujemy godzin. Jemy to co dziecko, bo razem jest łatwiej. Przestrzegamy przed podjadaniem w szkole, bo przecież zawsze ktoś ma cukierki.

Uprzedzamy nauczycieli, że dziecko jest w konkretnym planie żywieniowo-treningowym i nie może się forsować, bo tu bieganie na WF-ie nie zawsze jest sprzymierzeńcem, kiedy metabolizm kuleje. Wydaje nam się, że zadbaliśmy o wszystko. O ile możemy liczyć na zrozumienie dorosłych, wierzyć w silną wolę dziecka, tak na jego rówieśników nie mamy wpływu.

No, weź ciasteczko, nikt się nie dowie

Brzmi, jak babcia? Nie, to wyrafinowany 8-latek. Szczęśliwie szczupły. Mój syn jest na planie żywieniowo-treningowym. Jest dzielny, nie podjada. Kolega uznał, że to w sumie zabawne, że nie może jeść słodyczy, rozłożył więc wszystko, co miał na ławce. Batoniki, ciastka, żelki, kilka cukierków i słodki soczek i namawiał dziecko na diecie, aby się poczęstowało. Interweniowała nauczycielka.

Czy odchudzającym się dzieciom jest łatwo? Zdecydowanie nie. Czy są dzielne? Zdziwilibyście się, jak bardzo. Czy są zdeterminowane? Bardziej, niż my kiedykolwiek będziemy. Czy zasługują na wsparcie? Jak nikt inny!