Możesz mieć firmę, doktorat i tytuł miss Polonia. Dla mojej rodziny bez faceta jesteś przegrywem

List do redakcji
W mojej rodzinnej wsi nie było mnie prawie trzy miesiące. Praca, studia podyplomowe, sprawy związane z kupowaniem mieszkania sprawiły, że naprawdę nie miałam kiedy odwiedzić rodziny. I po pierwszym obiedzie przypomniało mi się, dlaczego jeszcze ciągle było mi nie po drodze. Stanowisko mojej rodziny jest jasne — mogę mieć własną firmę, doktorat i tytuł miss Polonia, ale nie mam faceta. Więc nic nie osiągnęłam! I nie omieszkają mi o tym przypomnieć.
Jeśli nie masz faceta, jesteś nikim. Mąż ważniejszy niż sukces w życiu Pexels

Jeśli nie masz męża, nic nie osiągnęłaś

Zaczyna się rodzinny obiad z okazji "córka przyjechała z Warszawy" (moja mama zawsze to podkreśla, jakby wszyscy zapomnieli, gdzie mieszkam od 6 lat), więc są dwa dania, deser, zaproszona ciocia i wujek, kuzynka.
Zaczynają się grzecznościowe pytania, których chyba boi się każdy milenials i człowiek z pokolenia Z. Kiedyś było to "jak w szkole, jak na studiach, obroniłaś się już, znalazłaś pracę?". Na każde z tych pytań zawsze starałam się mieć wzorową odpowiedź i udawało mi się to.


Tak, byłabym tą kuzynką, której na rodzinnych spotkaniach byście nienawidzili. W szkole czerwony pasek i zachowanie celujące, na studiach stypendium za wyniki w nauce, dorabiałam po zajęciach, ale nie w kawiarni. W agencji reklamowej, gdzie nie parzyłam kawy dyrektorowi, a tworzyłam swoje portfolio.

I nie pracowałam tam za darmo. Rodzice zawsze wszystkim we wsi i okolicach chwalili się córką ambitną, pracowitą, uczoną. Ja nie traciłam zapału i mając 26 lat, miałam w kieszeni dyplom, zaczęłam zaoczne studia podyplomowe, by ciągle się dokształcać i założyłam jednoosobową firmę, żeby pracować na własny rachunek.

Na rachunek dość wysoki, dlatego postanowiłam wziąć kredyt na mieszkanie i tym sposobem sprawiłam, że nareszcie moja perfekcjonistyczna dusza była spokojna. Od rodziców do pewnego momentu słyszałam pochwały. Kluczowe jest "do pewnego momentu".

Gdy dzisiaj siedzę przy stole z rodziną, z bijącym sercem czekam na kolejne pytania-szpile. Mama pyta jak w pracy, ja wyjaśniam, że mam coraz więcej zleceń. Tata pyta, czy na nic mi nie brakuje, śmieję się, że gotówki na mieszkanie, ale kredyt spłacam bez problemu. Rodzice kiwają z uznaniem głową, a tata dodaje "co swoje, to swoje".

Obok siedzi ciocia i kuzynka w moim wieku. Ciocia wreszcie wytacza działo i pyta, czy mam jakiegoś chłopaka. Odpowiadam, że nie. I słyszę, że "może i mam te dyplomy, i pracę, ale Justynka jest w moim wieku i ma już rodzinę. A rodzina to wartość najważniejsza!".

Jej córka Justynka ledwo skończyła liceum na trójach i zajęła się szukaniem męża. Najpierw została matką, potem żoną, potem znowu matką. Ma 26 lat jak ja, dwoje dzieci i mieszka kątem u teściów. Nie ma studiów, nie chodzi do pracy, nie ma nawet prawa jazdy.

Ja mogłam założyć własną firmę, skończyć studia, kupić mieszkanie, ale okazuje się, że nie dorastam Justynce do pięt, bo nie mam męża i rodziny. Rodzice, zamiast mnie bronić, zaczynają usprawiedliwiać to, że w ogóle poszłam na studia!

Tata tłumaczy, że wielu kawalerów chciałoby jednak wykształconą żonę, a ciocia z politowaniem kiwa głową. Dla nich nie jestem osobą, która odniosła sukces dla siebie i jest perfekcyjna sama w sobie.

Wszystko, co robię, robię po to, żeby znaleźć mężczyznę, bo bez niego jestem niewystarczająca. Justynka nie ma 30-lat, a wygląda na zmęczoną życiem matkę-Polkę, nie wygląda na zadowoloną, ale spełniła swój obowiązek.

Przeznaczeniem kobiety jest bycie matką

Zaczynam tłumaczyć, że moim marzeniem nie jest bycie żoną i matką, a ciocia już pąsowieje i bierze to za jakąś obrazę w jej stronę. Zaczyna mówić, że jak dla kogoś pieniądze i kariera są najważniejsze, to tak właśnie jest. Pytam, jak jest i komu robię krzywdę tym, że inwestuję w siebie, wobec kogo jestem samolubna?

Nigdy nie powiedziałam, że pieniądze są ważniejsze niż rodzina, ale założenie rodziny wymaga dla mnie planu, odpowiedniego kandydata i przyszłości dla dzieci. A nie mieszkania z rodzicami i życiu z 500 plus.

Ciocia zaczyna mówić o tym, że na starość będę samotna i nieszczęśliwa, że nikt mi szklanki wody nie poda. Ja odpowiadam jej, że jeśli ktoś ściąga na świat dziecko tylko po to, by ktoś się nim opiekowało na starość, to powinien odłożyć na dom opieki, a nie dawać upust swoim egoistycznym popędom.

Ciocia chyba nie rozumie, o czym mówię, ale sugeruje, że na pewno mi smutno samej w pustym mieszkaniu. Przyjaciółki, kumple, których w nim pełno, to dla niej "zawistnicy, na których nie można polegać, co innego rodzina". Właśnie widać, rodzina, która próbuje podciąć mi skrzydła.

A wujek zaczyna z tekstem, że "przeznaczeniem kobiety jest bycie matką". A ja już nie mogę wytrzymać. Bo jakby się nad tym zastanowić, moja własna rodzina nie życzy mi szczęścia, sukcesu, spełnienia marzeń.

Chcą żebym zatrzymała swoje życie, poświęciła się i to jest dobre słowo — poświęcenie, a nie chęć — innemu człowiekowi, małym ludziom. Sama w sobie nie jestem wystarczająco ważna. Ja na szczęście wiem, że nie mają racji, ale szkoda mi innych kobiet — dla których macierzyństwo i małżeństwo nie były wyborem, a naciskiem rodziny.

Wasze życie jest wasze i możecie je spędzić z gromadką dzieci w domu, jak i jako wieczna singielka. Nikt nie ma prawa wmawiać wam, co da wam szczęście — to nie wasze szczęście, jeśli trzeba wam je wciskać na siłę.