W domu dwulatka z gorączką, a szef każe mi pracować. Home office obdarło was z ludzkich odruchów?

List czytelniczki
"Dzień dobry, witajcie w świecie po home office. A właściwie pohomeoffce'owych absurdów" - zaczyna swój list Ola. Jak sama o sobie pisze "kobieta i matka naiwna". Naiwna, bo sądziła, że skoro świat wrócił na tyle na stare tory, że szef kazał jej wrócić do pracy w biurze, to jej życie będzie wyglądać jak dawniej.
Praca z gorączkującym dzieckiem nie jest prosta. Ale uwaga, nie musisz się na to godzić! Fot. Tatiana Syrikova z Pexels

Koniec pracy z domu

Ola wróciła z urlopu macierzyńskiego do pracy w czasie, kiedy jej firma pracowała zdalnie. "Szef kazał mi przyjechać po laptopa i drukarkę, powiedział, że póki co nie ma szans na pracę z biura. To było wczesną wiosną tego roku. Właśnie skończył mi się urlop macierzyński po urodzeniu córki" - pisze autorka listu.


Kobieta wraz z mężem zdecydowali się posłać roczną córkę do żłobka. Ola pracuje w sprzedaży. Jak sama pisze, cały dzień dzwoni do klientów, zbiera zamówienia, nie widziała możliwości na pracę z dzieckiem w domu. Mała Jagoda szybko zaadaptowała się w placówce, a mama mogła spokojnie pracować. Kilka miesięcy później dostała maila - od czerwca szef zapraszał wszystkich pracowników do biura.

"Naprawdę się ucieszyłam. Łatwiej mi się pracuje z firmy, nic mnie nie rozprasza, bo w domu to wiadomo, wstawisz pranie, ktoś zapuka do drzwi. Jagódka szczęśliwie nie chorowała, więc to było dla nas świetne wyjście" - przyznaje Ola, która przez całe lato posyłała córkę do żłobka, żeby nie przerywać dobrej passy stuprocentowej frekwencji.

No i przyszła jesień

"Dzieci w przedszkolu syna i w żłobku córki padały jedno po drugim. Zaczynało się tak samo, problemy z żołądkiem, ból głowy, a potem gorączka i angina. Trafiło i Jagodę. Pojechałyśmy do lekarza, zapytał, czy chcę L4. Przytaknęłam. Przecież nie zostawię dwulatki samej w domu" - wyjaśnia Ola.

Kobieta po wyjściu z gabinetu zadzwoniła do biura, żeby poinformować szefa, że zostaje z dzieckiem kilka dni w domu. "Nie spodziewałam się jakiegoś współczucia, ale takie ok, zdrowiejcie, zajmij się małą, byłoby jak najbardziej na miejscu. Ale nie. Mój szef zapytał, za ile przyjadę po komputer. Myślałam, że się przesłyszałam, ale nie - on tak serio" - nie może uwierzyć kobieta.

Ola stanowczo odmówiła pracy na zwolnieniu. Córeczka miała ponad 39 stopni gorączki, marudziła. Mama uznała, że w tych warunkach nie będzie w stanie pracować. "No bo jak to miałoby wyglądać? Miałam trzymać dwulatkę z gorączką na kolanach i sprzedawać nasze produkty przez telefon w akompaniamencie dziecięcego postękiwania?" - ironizuje kobieta.

Przecież pracowałaś z domu

Jak przyznaje mama Jagody, szef nie wykazał się szczególnym zrozumieniem, za to miał mnóstwo argumentów, żeby nakłonić kobietę do pracy na zwolnieniu. "Stwierdził, że przecież pracowałam z domu, nawet kiedy córka była na adaptacji w żłobku i spędzała tam tylko trzy godziny. Ale zupełnie nie widział różnicy między zdrowym a chorym dzieckiem" - czytamy w liście.

Zdaniem Oli niestety miesiące pracy zdalnej pozbawiły pracowników, a zwłaszcza kobiety, możliwości wychodzenia z pracy. "Kiedyś, jak syn był mały i chorował, brałam L4 i zupełnie nikomu nie przychodziło do głowy, żeby kazać mi w tym czasie pracować. Każdy rozumiał, że przy dziecku z gorączką się nie da. Po pracy wychodziła z biura i już, miałam wolne. Dziś to tak nie działa" - żali się kobieta.

"Na tym home office telefon dzwonił ciągle. Szef nie miał umiaru, ale wszędzie tak było. Powrót do pracy stacjonarnej miał to zakończyć. Postanowiłam, że komputera nie będę zabierać z biura, bo chcę mieć w domu spokój. A nie tylko zmieniać biurko na kanapę i odpisywać na maile 24 godziny na dobę".

Zmieniła się perspektywa

Dawniej, kiedy wszyscy pracowaliśmy w siedzibach firm, łatwiej było wyjść z pracy. Home office przez brak regulacji, a trochę przez wygodnictwo, "rozlał się". Zatarły się jasne granice, kiedy jesteśmy w domu, a kiedy w pracy. Wykonując obowiązki zawodowe z domu, w przerwie na kawę wyskakiwaliśmy na niewielkie zakupy, obieraliśmy ziemniaki na obiad, czy odbieraliśmy dzieci z przedszkola.

Potem kiedy szef prosił o zerknięcie na coś wieczorem, przymykaliśmy oko na to, że już jesteśmy po pracy. Czuliśmy wobec niego dług wdzięczności. Odbieraliśmy telefony, pisaliśmy tego ostatniego maila. A kiedy przyszedł czas powrotu, granice nie wróciły na stare miejsca.

Kiedy dziecko miało katarek, a mama czy tata pracowali z domu, nie było sensu brać zwolnienia, bo jakoś to szło. Ale dziś, kiedy znów pracujemy ze szklanych wieżowców i dziecko wymaga, aby zostać z nim w domu, już nie chcemy się rozdwajać. Chcemy skupić się na chorym maluchu, zwłaszcza jeśli infekcja jest poważniejsza niż katarek.

Tylko niestety nie zawsze musimy liczyć na zrozumienie szefa. Warto wiedzieć, że zwolnienia lekarskiego szef nie może ci odmówić. Nie ma też prawa, nawet jeśli zwolnienie jest z tytułu opieki nad chorym dzieckiem, zmusić cię do pracy zdalnej w tym czasie. Jest to zwyczajnie niezgodne z prawem.

Pewną alternatywą jest oczywiście powrót do home office w czasie opieki nad chorym maluchem zamiast L4. Jednak czy wtedy nie spadnie twoja wydajność? Warto uświadomić przełożonemu, jak poważna jest sytuacja, że dziecko wymaga więcej opieki.

Może, kiedy maluch poczuje się lepiej, faktycznie zamiast kolejnego zwolnienia wybierzesz pracę zdalną, ale to powinna być twoja decyzja. Bo niezależnie od okoliczności, jeśli jesteś w pracy, twoje wyniki mają prawo być sprawdzone.