"Palma im odbiła" - afera o prezent z okazji Dnia Nauczyciela. Wyjazd do SPA to tylko początek

List czytelniczki
Już 14 października będzie Dzień Nauczyciela. W trójkach klasowych wrze, bo rodzice głowią się nad prezentami dla pedagogów. Czasem trudno uwierzyć, co proponują. Napisała do nas Agata, której nóż w kieszeni się otwiera, gdy ma sprezentować wychowawczyni podarek na kilkaset złotych.
Prezent na Dzień Nauczyciela. Nie musi być drogi, może być przemyślany Fot. 123rf
Wielkimi krokami zbliża się Dzień Nauczyciela w szkołach. I już zaczyna się kombinowanie rodziców, jak uświetnić ten dzień i jakie wypasione prezenty dać pedagogom.

Agata, mama dwójki dzieci, które chodzą do warszawskiej, ursynowskiej, podstawówki, żali się, że rodzice z jej trójki klasowej proponują dla nauczycieli prezenty, które nie są na przeciętną kieszeń rodzica.


"Aż mnie zmroziło, gdy na grupie facebookowej naszej klasy ktoś wrzucił, że może zafundujemy wychowawczyni weekendowy wyjazd do SPA.

Sama nie byłam nigdy, ale wiem, że taki wyjazd kosztuje.

Z drugiej strony ktoś zaproponował złotą biżuterię. Z grawerem, z modnej firmy, bo Anna Lewandowska taką ma.

Inny pomysł to serwis z porcelany, bo pani zawsze na lekcje przychodzi z kubkiem herbaty. Jedna filiżanka to koszt ok. 70 złotych. A najlepiej kupić 6, żeby i w domu mogła pani się nim chwalić.

W sumie na wszystkich rodziców to nie jest dużo kasy do podziału. Ale ja mam dwójkę dzieci i w każdej grupie rodzicielskiej padają takie pomysły.
Nie chce im nic pisać, żeby nie wyjść na kogoś, kto żałuje pieniędzy, ale tak, szkoda mi wydawać pieniądze na fikuśny prezent dla nauczyciela.

Za moich czasów to się dawało nauczycielowi kwiatek. I nie mówię tego z przekąsem. Po prostu tak było, a nauczyciele może i zabierali do domu wiechcie zieleniny, które potem tam usychały, ale raz w roku wystarczyło, by dać im znać, że docenia się ich pracę.

Czasem mam wrażenie, że nauczycielom wystarczyłoby, żeby rodzice przestali ich uszczęśliwiać na siłę. A to proponując wycieczki w góry, na których mieliby być opiekunami, a to podsuwając pomysł kolejnych wielkich konkursów ogólnopolskich, które wymagają od nauczycieli dodatkowej pracy i przygotowania uczniów.

To wszystko są takie pozorne sukcesy, które widać tylko na papierze, bo dzieci na co dzień przychodzą wypompowane po nudnych lekcjach. I żadna olimpiada nie zmieni tego, że uczą się za dużo, ale zupełnie bez pomysłu.

Już bym wolała, żeby na Dzień Nauczyciela zrobić ogólnoszkolną zrzutkę na nowy rzutnik do klasy albo tablicę interaktywną. Tak, by nie tylko nauczycielom było lżej uczyć, ale i dzieci miały z tego atrakcję.

Co im po tym, że nauczycielka wyjedzie do SPA na weekend? Wróci mniej zestresowana? Wątpię. I na jak długo ten relaks jej wystarczy? Do trzeciej, może czwartej lekcji w poniedziałek, a potem znów zacznie się nagonka.

Poza tym mam takie poczucie, że na razie nauczyciele nie postarali się, żeby dzieci wróciły do szkoły w dobrych nastrojach. Miało nie być kartkówek i sprawdzianów, a tylko spokojny powrót do szkolnych ławek. A ja przez cały miesiąc dzień w dzień siedzę z dzieckiem nad stosem zadań domowych. Do tego co chwila przygotowujemy się do jakiejś kartkówki.

A może czas zapytać samą wychowawczynię, co chciałaby dostać na Dzień Nauczyciela? Może rzeczywiście marzy o nowym kubku do herbaty, ale nie musi być drogi, tylko po prostu ciekawy. Zupełnie jak lekcje, które mogłaby prowadzić z nowym, działającym rzutnikiem".