Jesteśmy razem 8 lat, a pierścionka brak. Rodzina mówi mi, by z szacunku odejść

Agnieszka Miastowska
Na kobiecych forach dyskusja o tym, kiedy jest odpowiedni czas na zaręczyny i jak takowe powinny wyglądać trwa bez ustanku. Nie brak pytań zaniepokojonych "dziewczyn", które bardzo chciałyby być już "narzeczonymi". I gdy partner waha się zbyt długo, one zaczynają zastanawiać się, czy taki związek w ogóle ma przyszłość. Napisała do nas Wiktoria, której rodzina radzi, by z szacunku do samej siebie odejść od partnera, który nadal zwleka z obdarowaniem ją pierścionkiem.
Nie oświadczył mi się przez 8 lat. Czy powinnam od niego odejść? \ Unsplash

List czytelniczki

Z Piotrem jestem już od 8 lat. Zaczęliśmy być razem na początku studiów, ale wtedy jeszcze nie mieszkaliśmy razem. Uważaliśmy właściwie, że spotkania i wspólne nocowania raz na jakiś czas nam wystarczą, czuliśmy się na studiach nadal jak dzieciaki na zielonej szkole.
Nasi rodzice zresztą też byli zadowoleni, są tradycjonalistami, wierzącymi i uważali, że dopóki nie ma pierścionka, prawdziwych planów na ślub i wspólną przyszłość, nie ma sensu mieszkać razem czy raczej, jak to oni mówili, na kocią łapę.


Układało mi się z Piotrkiem lepiej niż moim koleżankom, które ciągle przeżywały rozczarowania niewłaściwymi związkami i niedojrzałymi partnerami. Właściwie nigdy nie przepadałam za żadnym z chłopaków moich koleżanek i uważałam, że to ja mam szczęście, mając takiego partnera.

Wraz z upływem lat okazało się jednak, że oni mają zaletę, której mój chłopak nie posiada. Przejęli inicjatywę – obserwowałam, jak moje koleżanki wiją sobie z chłopakami gniazdka, we wspólnych mieszkaniach, zaręczają się, zaczęłam być nawet zapraszana na śluby, a sama... mogłam o tym pomarzyć.

Wiedziałam, że te "dorosłe" decyzje u wielu moich koleżanek są pozorne – rodzice wynajmowali im mieszkania, płacili za całe wesele, więc nie suszyłam głowy Piotrkowi o pierścionek. Wspominał kiedyś o tym, że zaręczyny dla samych zaręczyn nie mają sensu, że chce poczekać do moment, aż naprawdę będziemy mogli pozwolić sobie na przygotowania do ślubu.

Skończyły się studia i obydwoje poszliśmy do pracy, ja nie mogłam dłużej mieszkać w akademiku, on stracił kolegę, z którym wynajmował mieszkanie i właściwie bez żadnej poważnej decyzji, romantycznej propozycji, zamieszkaliśmy razem.
Lata mijały, a on mówił tyle o tym, że chciałby odłożyć na mieszkanie, więcej zarabiać, zmienić samochód, że nie przychodziło mi do głowy pytać go o zaręczyny, w mojej głowie przyjęłam, że po prostu nie mamy na to pieniędzy.

Któregoś razu rozmawiałam na ten temat z przyjaciółką, a ona zamiast przytaknąć, gdy tłumaczyłam jej swoją perspektywę, wyśmiała mnie. Powiedziała, że na bycie razem nie trzeba worka pieniędzy i że widocznie Piotrkowi się nie spieszy.

Zaczęłam się nad tym zastanawiać i zrozumiałam, że perspektywa, którą przyjęłam za "naszą", była tak naprawdę jego. Ja nie chciałam drogiego pierścionka, wystawnego wesela i podróży po ślubnej do ciepłych krajów. Dlaczego więc zwlekał?

Rozmawiałam z nim o tym, ale podkreślał materialne i organizacyjne, jak sam to nazwał, powody, dla których powinniśmy poczekać. Po tych moich zarzutach zaczął nagle być dla mnie "milszy", kilka razy przyniósł mi nawet kwiaty, ale temat znowu ucichł.

Po tym wydarzeniu miałam wrażenie, że wszystkich dopadł zaręczynowy szał i jestem ostatnią "dziewczyną" wśród żon i narzeczonych, że mój związek jest mniej dojrzały, szczeniacki, po prostu gorszy niż związki wokół mnie. Miał niższy status.

Rodzina coraz częściej wspominała w rozmowach z nami o zaręczynach, weselu, a nawet dziecku. A ja odpowiadałam za nas, mówiąc, że nie spieszy nam się. Było mi po prostu głupio. Co miałam powiedzieć? Ja chcę, ale Piotrek się nie kwapi?

Wreszcie moja mama postanowiła ze mną poważnie porozmawiać. Powiedziała, że powinnam zastanowić się czy nie marnuje czasu, że ktoś komu by na mnie zależało, postarałby się, żebym już była jego.

Za chwilę będę mieć 30-stke na karku i mogłabym już mieć męża, a nawet dzieci, ale ja chcę jego. Wreszcie usłyszałam, że z szacunku do siebie samej powinnam odejść, bo on nie chce mnie przy sobie niczym zatrzymać. Sama nie wiem, co robić. Czy pierścionek jest aż tak ważny?