"Rozmyśliłam się tydzień przed weselem". Uciekające panny młode zdradzają, czy żałują swojej decyzji

Agnieszka Miastowska
– Całe wesele odwołałam tydzień przed. Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że "coś" się stanie – że ksiądz się rozchoruje, że rodzice mnie powstrzymają, że niebo spadnie, cokolwiek. Niepokój narastał, aż siedem dni przed spotkaniem się pod ołtarzem powiedziałam, że się rozmyśliłam, że nie dam rady. To była najlepsza decyzja w moim życiu – mówi 37-letnia Weronika, dzisiaj szczęśliwa żona, kiedyś uciekająca panna młoda.
Rozmyśliłam się tydzień przed weselem. Czy uciekające panny młode żałują? Kadr z filmu "Uciekająca panna młoda"

Uciekające panny młode

Według raportu GUS w 2020 roku zawarto 145 tysięcy małżeństw, czyli o ponad 38 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Współczynnik rozwodów jest nadal wyższy niż kiedykolwiek. Co czwarte małżeństwo kończy się rozwodem. Jak wynika z opublikowanego raportu, w zeszłym roku rozwiodło się ponad 50 tysięcy par.
Ile ślubów jednak w ogóle nie doszło do skutku? Z powodu pandemii wiele par zrezygnowało z zawarcia związku małżeńskiego – nie chcieli redukować liczby gości, zrezygnować z wymarzonego wesela.


Jednak każdego roku do zaplanowanego ślubu nie dochodzi także z innych powodów – nagłej zmiany decyzji. Postanowiłam porozmawiać z "uciekającymi pannami młodymi", które decyzję o tym, że jednak nie chcą zostać żoną, podjęły miesiąc albo tydzień przed ślubem. Dlaczego z odmową zwlekały tak długo?

Paulina powiedziała "nie" miesiąc przed terminem wesela.

– Ślub miał być cywilny, więc tego nie musiałam odwoływać, ale sala, orkiestra, kwiaty, zaliczki przepadły. Tak naprawdę nie mam pojęcia, co dokładnie się z nimi stało i czy część pieniędzy udało się odzyskać. Nie kontaktowałam się z nikim, odcięłam się od tego wszystkiego i zapewne zajął się tym niedoszły pan młody – wyjaśnia.

Sukni ślubnej nigdy nie odebrałam

Może myślę o zbyt przyziemnych kwestiach, ale pytam, co dzieje się z sukienką, gdy panna młoda się rozmyśla. Sprzedaje? Wisi w domu na pamiątkę?

– Miesiąc przed weselem suknia była całkowicie opłacona, ale ja jej po prostu nie odebrałam. Na początku chciałam, ale później stwierdziłam, że i tak nigdy jej nie założę, a bolesne wspomnienia będą wracać za każdym razem, gdy otworzę szafę – wyznaje.

Paulina przygotowania do ślubu rozpoczęła po siedmiu latach związku, jej narzeczony był już po jednym rozwodzie, sama jednak nie była w pełni zdecydowana na ten krok. Czemu więc w ogóle zaczęła się do niego przygotowywać?

Ślub wszystko psuje

– Gdy byliśmy razem, wszystko było między nami dobrze, byliśmy szczęśliwi. Ale później z powodu nacisku rodziców zaczęliśmy przygotowywać się do sformalizowania związku i wtedy zaczęłam się stresować. Niepokój wzrastał z każdym dniem zbliżającym mnie do ślubu – wyjaśnia.

– Miałam wrażenie, że ten ślub wszystko zepsuje, partner był już po rozwodzie i nie chciałam narażać go na kolejny rozwód. Ten ślub był nam do niczego niepotrzebny, ugięłam się pod namowami rodziców, którzy podkreślali, że 40-letnia kobieta nie może być panną i naprawdę tego żałuję – dodaje.

Paulina nie żałuje jednak wyłącznie decyzji dotyczącej zgody na ślub. Uważa, że gdyby nie nałożona przez otoczenie presja na ślub, do dzisiaj mogłaby być z ówczesnym partnerem.

– Ja chciałam z nim być, jednak on zupełnie nie zrozumiał moich obaw co do ślubu. Zdecydował, że się rozstajemy, chociaż mi nadal na nim zależało. Teraz wiem jedno: już nigdy nie podejmę decyzji o ślubie. Może to bariera w mojej głowie, a może coś w tym jest: ślub niszczy. Wszyscy, których znam po ślubie, są już po rozwodzie albo żyją razem nieszczęśliwi. Nie chcę powtarzać ich błędów – dodaje.

Dzisiaj kobieta jest w szczęśliwym związku i podkreśla, że asertywność to podstawa.
A plusy? Paulina śmieje się, że po czasie na jej decyzji o odwołaniu ślubu skorzystali jej rodzice. – Za kwotę, która miała być prezentem na nasze wesele, rodzice pojechali na cudowne wczasy, wspominają je do dzisiaj – podsumowuje.

Życie jest piękne... po zostawieniu narzeczonego

Dorota uważa za to, że decyzja o odwołaniu ślubu była najlepszą, jaką podjęła w życiu. Jednak mimo poczucia słuszności swojej ostatecznej decyzji po wszystkim potrzebowała wsparcia psychologa. A jak to się zaczęło?

– Mieszkałam z narzeczonym od około dwóch lat, on codziennie wychodził do pracy i wydawało się wszystkim, że nieźle zarabia. Mieliśmy xboxa, nowy samochód, regularnie kupował drogie sprzęty. Na ślub i wesele wszystko było już gotowe – wyjaśnia.

Jednak półtora miesiąca przed ślubem mężczyzna przekazał Dorocie informację, której zupełnie się nie spodziewała.

– Zadzwonił do mnie informując, że ma kilkaset tysięcy kredytu, ścigają go parabanki, bo tam zaciągnął tyle kredytów, ile tylko mógł. Okazało się, że do pracy nie chodził, ale korzystał z klubu ze striptizem i innych atrakcji – dodaje.

Miesiąc przed Dorota podjęła więc decyzję, którą nazywa najlepszą w swoim życiu. –
– Rodzina do tej pory uważa, że postąpiłam dobrze, nikt nie miał żadnych pretensji, każdy był szczęśliwy, że uniknęłam takiego małżeństwa – wyjaśnia.

A pieniądze? – Jeśli chodzi o kasę, to przepadło jej bardzo dużo, wszystkie zaliczki: sala, fotograf, kamerzysta, suknia w większości opłacona, florystka, makijaż, fryzjer itd. – wyjaśnia.

Jednak podkreśla, że to tylko pieniądze. – Na początku było mi bardzo ciężko, to była jednak nagła decyzja, trochę bałam się "co ludzie powiedzą", ale rodzina bardzo mi pomogła, byłam też u psychologa, który uświadomił mi, ze to był naprawdę właściwy wybór – podsumowuje.

I podkreśla, że gdyby nie ona, nie byłaby tak szczęśliwa jak dzisiaj – Z tym człowiekiem nie mam kontaktu. Mam świetnego męża i córcię, drugą w drodze. Życie jest piękne – kończy rozmowę ze mną.

Od uciekającej narzeczonej do szczęśliwej żony

Moją ostatnią rozmówczynią jest Monika, która za kilka tygodni bierze ślub i podkreśla, że tym razem na pewno się nie rozmyśli. Czeka także na swoją córeczkę, bo jest w piątym miesiącu ciąży. A kiedyś?

– Mieszkam w Belgii i tutaj w pracy poznałam faceta, który od razu mnie zauroczył. W tamtym momencie myślałam, że to ten jedyny już na całe życie, szybko zaczęliśmy się spotykać, byliśmy parą jak to wszyscy mówili "na wzór" – wyjaśnia.

A jak wyglądał magiczny moment zaręczyn? – Zapytał mnie przy całej swojej rodzinie podczas świąt Bożego Narodzenia. Od razu powiedziałam "tak", byłam przecież taka zakochana. Wciągnął nas wir weselnych przygotowań. Sala DJ, jedzenie, goście, zaproszenia, obrączki, suknia, garnitur. Czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie – opowiada.

– Jednak gdy zamieszkaliśmy razem szybko pokazał swoje prawdziwe ja. On jest świadkiem Jehowy i oczywiście nie ma dla mnie różnicy, kto jaką wyznaje wiarę, jeśli ludzie są dopasowani i chcą być razem. Mam także kilku znajomych, którzy są świadkami Jehowy, a ich ich wiara nie przeszkadza nam w spotykaniu się – dodaje.

Tym razem wiara stała się jednak przeszkodą dla niedoszłego małżeństwa.

– On i jego rodzice zaczęli coraz bardziej naciskać, żebym z nim chodziła na wszelkie prywatne spotkania, on zaczął mnie kontrolować, chciał żebym moją wypłatę przelewała na jego konto, częściej przychodzili do nas "bracia" ze wspólnoty religijnej – wyznaje.

Kobieta była coraz bardziej zaniepokojona zaborczym zachowaniem narzeczonego i zwróciła się w stronę innej kobiety z jego rodziny – jego siostry, z którą mężczyzna nie utrzymywał kontaktu ze względu na to, że odwróciła się od wiary.

– Ona wyjaśniła, mi na czym polega ta wiara. Najbardziej bałam się mieć z nim dziecko, bo w razie choroby nawet nie mogłabym go leczyć, nie wspominając o transfuzji krwi. Bałam się także o mojego syna z poprzedniego związku, który miał wtedy 10 lat – wyznaje.

Wspólnota chciała ingerować we wszelkie prywatne sprawy narzeczonych, "bracia" organizowali nawet spotkania, na którym dawali przyszłemu mężowi reprymendy – powinien dotrzymywać przedślubnej czystości i chcieli wiedzieć, czy na pewno tak jest.

– Samo mieszkanie ze mną już było wielkim problemem. Wreszcie powiedziałam o wszystkim mojej mamie, która porozmawiała ze znajomą, która także odeszła z domu świadków Jehowy. Błagała mnie, żebym nie brała tego ślubu, nie popełniła błędu – wyjaśnia.

Wreszcie kobieta zdecydowała się podjąć ostateczną decyzję, co prawda chwilę przed ślubem, ale przecież lepiej późno niż wcale.

– Wróciłam do domu przed nim, żeby z nim porozmawiać. Pamiętam jak dzisiaj – płakał jak dziecko, bo rzekomo kochał mnie bardzo, ale kiedy dałam mu wybór między mną, a jego wiarą, wybrał wiarę niestety. Zostawiłam pierścionek zaręczynowy i wyszłam – dodaje.

Kobieta po miesiącu dowiedziała się, że jej niedoszły mąż ma już inną narzeczoną. – Co ciekawe, zaręczył się z nią moim pierścionkiem, który mu oddałam. Wtedy do mnie dotarło, że to była najlepsza decyzja w moim życiu i wtedy także przestałam cierpieć i płakać – dodaje.

A straty? Kobieta podkreśla, że w obliczu tak poważnej decyzji pieniądze już się nie liczą, ale podobnie, jak inne moje rozmówczynie, nigdy nie założyła przygotowanej na ten dzień sukni ślubnej.

– Suknia kosztowała 1500 euro, a nigdy jej nie odebrałam. Mogłam ją przecież zabrać, ale nie chciałam na nią patrzeć. Z 10 tysięcy euro na ślub odzyskałam może 3,5 tysiąca.

– Po wszystkim długo byłam sama, w międzyczasie miewałam przelotne romanse, aż poznałam mojego przyszłego męża i 19 czerwca bierzemy ślub, tym razem jestem szczęśliwa I bez wątpliwości. No i w 5. miesiącu ciąży! – podsumowuje.