Trudno czasem uwierzyć, jak bezczelni są ludzie. "Interwencja" starszych pań w Biedrze tego dowodzi

Marta Lewandowska
Pojechałam do sklepu. Nic wielkiego, drobne zakupy w drodze z przedszkola. Za mną stanęła młoda kobieta, cały wózek zakupów, dziecko mniej więcej ośmiomiesięczne, dalej dwie starsze panie, dobrze po siedemdziesiątce. Nie jedno dziecko już w życiu widziały.
Ludzie traktują dzieci, jak dobro narodowe i chętnie wtrącają się do wychowania nawet tych całkiem obcych. Przemysław Skrzydło/ Agencja Gazeta

Mały się nudzi

Dziecko wesołe, gaworzące, takie, na które od razu zwraca się uwagę, mama do niego mówi, bardzo cierpliwie, przed nimi poza mną jeszcze dwie osoby, mały zaczyna się nudzić. Najpierw wpadł mu w ręce suwak od bluzy, gryzie, miętosi. Kobieta cierpliwie wyciera jego brodę. Wyjmuje suwak z małej buzi, mały zaczyna gryźć rękaw. Mama uśmiecha się czule i pozwala mu na zabawę.


Starsze panie zagadują bobasa, jaki on śliczny, a te rzęski, no będzie łamał serca. Słychać cmokanie, ochy i achy i nagle pada wyrok "Mama musi kupić smoczek, dzidzia musi possać". Młoda matka sztywnieje, już wiem, że nie pierwszy raz słyszy ten tekst.

Teatralny dialog

"Oj tak, tak, dzidziusie muszą mieć smoczki", dopowiada druga z kobiet. Pod zasłoną troski i pieszczotliwego tonu toczą tyradę. Trzymam kurczowo bułki w ręku i zastanawiam się, czy mam już uciekać, czy uda się uniknąć tej wojny. Dziecko zupełnie nie wie, co się święci, dalej ssie rękaw.

Starsze panie rozprawiają, że Jarek to ciągał smoka do szóstego roku życia, a taki chłop z niego wyrósł. Marek do 3 klasy jak chodził, to jeszcze kaszę z butelki na noc musiał wypić, inaczej z głodu płakał. A teraz te matki, to takie nowoczesne. Smoki be, butelki do niczego tylko cycek, a potem biedny dzidziuś ten rękaw ssie, ale jak słodziaczek mamę poprosi, to może jeszcze smoczek kupi.

Matka nie wytrzymała

Odwróciła się i stanowczo poprosiła, żeby głupot nie gadać, bo dziecko smoczka nie chciało od urodzenia, więc nie ma. Nudzi się, więc czymś się musi zająć, lepiej jak ssie rękaw, niż miałoby wrzeszczeć. - Kochaniutka, bez płaczu się nie wychowa! - wygłosiła jedna z "mentorek". A dziewczyna aż poczerwieniała. - Proszę odczepić się od mojego dziecka. - wysyczała przez zęby.

Była wyraźnie zirytowana. Kasjerka uśmiechnęła się przyjaźnie. Wszystkie trzy czułyśmy, że pewna granica została przekroczona. Bo dziecko nie jest dobrem narodowym i nie może być tak, że każdy, kto na nie spojrzy, wie, jak je najlepiej wychować. Jak w tym memie: nie można słuchać innych, bo innych jest dużo i każdy mówi co innego.

Da się wychować dziecko bez smoczka!

Sprawdziłam. Trzy razy. Za pierwszym razem postanowiliśmy, że spróbujemy bez smoka i udało się. Wbrew obiegowej opinii, że dziecka nie da się uspokoić bez smoczka, okazało się, że to jest całkiem proste. Oczywiście, że przez pierwsze dwa miesiące, każde z dzieci było przy piersi prawie non stop.

Jednak, kiedy dziecko płakało z innych powodów niż głód, pomocne było przytulanie, bujanie czy kangurowanie. Trudno mi jednak znaleźć uzasadnienie dla "zatykania smokiem" dziecka, które zwyczajnie się bawi.

Jasne, że istnieje szansa, że dziecko, które nie używa smoczka, będzie zaspokajało silną potrzebę ssania, wkładając do buzi paluszki. Jednak psychologowie uspokajają, że ssanie rączek jest zupełnie naturalnym odruchem i świadczy o tym, że dziecko poznaje swoje ciało. Wbrew pozorom takie działanie bardzo rzadko przechodzi w zły nawyk.

Skąd się wziął smoczek?

Zanim pojawiły się te, które znamy, nasze babcie i prababcie podawały dzieciom zawinięty w pieluchę cukier (wiadomo, że krzepi!), albo... makówkę. Świetnie pomagała w zasypianiu, bo mak ma działanie narkotyczne. W ramach poprawności makówki i cukier z czasem zostały wyparte przez smoczki.

"Automatyczne podawanie smoczka może spowodować u rodziców brak zwracania uwagi na realne potrzeby dziecka. Smoczek staje się tak zwanym „lekiem na całe zło”, takie zachowanie nie uczy dzieci innych sposobów radzenia sobie ze stresem, napięciem, a także zmniejsza u rodziców umiejętność odczytywania realnych potrzeb dziecka", pisze psycholog Marta Szpojda.

Smoczek może być ułatwieniem

Nie demonizujmy jednak smoczka. Niektóre dzieci go nie potrzebują, inne odrzucają same, jednak są takie, które mają silny odruch ssania i potrzebują uspokajacza. "To, co czyni go „narzędziem zbrodni” to zbyt długie i intensywne, a także automatyczne i bezrefleksyjne podawanie. Jeżeli dziecko odmawia ssania smoczka, trzeba ten fakt zaakceptować" - dodaje psycholog.