7 prawdziwych historii z porodówek, które są lepsze niż film komediowy

Aneta Zabłocka
Wiele kobiet boi się porodu. Słyszymy historie, które mrożą krew w żyłach. O surowym traktowaniu, błędach i bólu. Ale to jedna strona medalu. Czasami opowieści z porodówki mogą przyprawić o atak śmiechu.
Śmieszne historie z porodówki. 7 historii, które bawią do łez Fot. Kadr z serialu "Przyjaciele"
Anka
Tuż przed porodem zmieniałam telefon, bo mój stary padł. Nie miałam jeszcze wielu kontaktów, ale kilka numerów znałam na pamięć. Między innymi ten należący do mojej mamy.

W czasie porodu pisałam do niej, jak przebiega akcja. A potem wysłałam zdjęcie syna z opisem wagi i długości. Cały czas odpisywała "Dzielna dziewczyna! Dasz radę!". Myślałam, że po prostu nie wie, co pisać albo tak mnie trochę zbywa, bo śpi.


Okazało się, że to w ogóle nie była moja mama! Jakaś kobieta, której numer przypadkowo wpisałam, bo pomyliłam cyfry. Rano odpisała na zdjęcie syna, że bardzo się cieszy, że mi się udało i życzy powodzenia i zdrowia dla małego. Do tej pory nie wiem, kto to był.

Aneta
Miałam wzorowy poród ze znieczuleniem zewnątrzoponowym. Byliśmy umówieni z moim partnerem, że nie będzie ze mną w czasie skurczów partych i samym rodzeniu.

Gdy już mógł wejść, stanął za moją głową i podziwialiśmy naszego syna. A potem położna powiedziała, że będę rodzić łożysko. Mój facet stwierdził, że spoko, on się nigdzie nie rusza. Mocno parłam i łożysko wystrzeliło w dal. Krew była wszędzie. Na położnych i biednej stażystce, która stała przy mnie. Ona powiedziała: "To nie jest mój dzień", a mój facet "Mój też".

Kinga
Całą końcówkę ciąży jadłam lody świderki. W lokalnym sklepie dawali mi już po prostu pudełka z kilkunastoma lodami, abym mogła sobie schować do zamrażarki, a nie turlała się co chwila do nich z IV piętra.
W dniu porodu, tak samo wciągałam loda, gdy poczułam skurcze. Trzeba było czekać, więc ciągnęłam jeszcze jednego. Co miał się marnować. A gdy mój mąż wrócił z pracy, ruszyliśmy do szpitala. Jeszcze na Izbie Przyjęć organizm zaczął się oczyszczać i wymiotowałam. Na czerwono, bo jadłam malinowe świderki.

Mój mąż prawie zemdlał, myślał, że umieram. Nawet zaczął wołać położne, że krew, wymioty, śmierć. Zdołałam my wytłumaczyć, że jestem żarłokiem.

Liwia
To było moje długo wyczekiwane maleństwo. Początkowo zastanawiałam się nad porodem w domu, ale potem zdecydowałam się na szpital. Miałam rodzić bez znieczulenia. Muzyka, świecie, literatura, oddychanie.

Gdy dostałam kopa z oksytocyny, bo zawiesiła się akcja porodowa, wyrwałam sobie wenflon, zaczęłam wrzeszczeć na męża, żeby wypier***** z tą muzyką, a potem wpadłam w śmiech szaleńca. Do tej pory nie pamiętam bólu, ale ten fakt, że zaśmiewałam się ze wszystkiego, a potem płakałam, gdy dostałam córkę na ręce.

Magda
Trafiłam na salę przedporodową. Nuda, leżymy z koleżanką, a nasi faceci są głodni. Skombinowali, że pójdą po jedzenie dla nas, skoro nic się nie dzieje i zaraz wrócą. Nie było ich trzy godziny. Moja koleżanka z przedporodowej zdążyła urodzić, a ja wjeżdżałam na salę porodową.

To był najlepszy falafel jaki jadłam w życiu. Nie żałuję, że poszli.

Miśka
Mój mąż zemdlał, jak tylko przekroczył próg sali porodowej. Położna już wyszła, bo miałam pobujać się na piłce, a musiałam podnosić 100 kilogramowego faceta z podłogi. Przespał część porodu na worku sako. Obudził się na siódmym centymetrze, gdy krzyczałam i zapytał "czy to już?".

Ala
Przebaczcie mi kobiety, które nie rodziłyście ze znieczuleniem, a na żywca. Ja miałam znieczulenie. Gdy je dostałam czułam się wspaniale, dostałam kroplówkę z oksytocyny, żeby podkręcić akcję i położna z lekarzem wyszli. A ja sobie wesoło gruchałam z mężem.

Za godzinę wpada położna, mówi, że wszędzie mokro. Pękł pęcherz, odeszły mi wody, a ja nic nie czułam. Najgorzej, że miałam wrażenie, że chce mi się kupę i puszczałam "bąki" w czasie rozmowy z mężem. A to były parte! Prawie urodziłam dziecko, nic o tym nie wiedząc.

A jak wasze wspomnienia porodowe?