Zdjęcia mojego dziecka krążą po Facebooku i nic nie mogę zrobić. Wszystko przez dziadka!

List do redakcji
"Wchodzę na Facebooka i wszędzie widzę zdjęcia jakiegoś małego blondaska. Już mam się śmiać z matek-wariatek, którym wydaje się, że wszyscy chcą oglądać, jak ich dziecko je zupkę i robi kupkę, a okazuje się, że to mój 4-letni syn! Którego dziadek nie rozumie słowa "prywatność" i bez mojej wiedzy wrzuca zdjęcia wnusia w internet" – pisze do nas Dorota, która ma dość wojen z teściem o udostępnianie wizerunku dziecka.
Dziadkowie wstawiają zdjęcia wnuków do internetu. Dziadek a prywatność Pexels.com

Dziadkowie na Facebooku

Myślę czasem, że sama jestem sobie winna. Najpierw nauczyłam rodziców i teściów (koło siedemdziesiątki) posługiwania się internetem, a w tym oczywiście Facebookiem, a teraz nie mam nad nimi kontroli.
Chciałam, żeby mój teść miał z kim porozmawiać w wolnej chwili. Żeby o polityce pisał raczej w komentarzach pod newsami niż rozprawiał przy niedzielnym stole, żeby teściowa mogła popisać z koleżanką, jak nie może wyjść z domu. Szczególnie podczas pandemii te umiejętności okazały się przydatne.


Dziadkowie mogli do nas dzwonić na kamerce, przywitać się z wnukami, ale jest też druga strona medalu. Dziadek zaczął wrzucać do sieci wszelkie zdjęcia z rodzinnych imprez. Bez pytania na jego Facebooku lądowały fotki, na których umazana kremem jem urodzinowe ciasto w "wyjściowym" dresie.

Z dziadkiem rozmawialiśmy najpierw delikatnie, potem po prostu kontrolowaliśmy, co wrzuca do sieci. Gorzej zaczęło być, gdy włączyła mu się opcja chwalenia wnukami. Najpierw udostępnił jedno zdjęcie Kuby z jego urodzin.

Nie zapytał mnie o zdanie, ale gdy je zobaczyłam, sama dałam mu lajka. Urocze i no właśnie JEDNO. Potem przyłapałam dziadka na tym, jak dokumentuje pobyt Kuby u nich w domu codziennymi seriami zdjęć.

Dziadek nie wie, co to prywatność

Zaczęłam od delikatnej rozmowy. Powiedziałam teściowi, że wrzucanie zdjęć dzieci do internetu to bardzo drażliwy temat. Po pierwsze, nikogo ze znajomych aż tak nie interesuje Kubuś, żeby oglądać go non stop.

Po drugie, internet nie zapomina – jego zdjęcie może zostać przez kogoś zapisane, wysłane dalej, przerobione. Ba! Istnieją nawet zamknięte facebookowe grupy, na których
internauci wyśmiewają się z "madek i bombelków" i nie chcę, żeby zdjęcia mojego syna były pożywką do żartów.

Po trzecie, jak Kuba dorośnie, to sam może wstydzić się głupich zdjęć, które dziadek wrzucił do sieci. I wreszcie dziadka zablokuje.

Do teścia, jak do dziecka. Nic nie docierało. "Zdjęcia są piękne, wnusio będzie zadowolony, a każdy może zobaczyć jaki to ładny chłopiec". No właśnie – każdy.

Jedyne, co przemówiło do dziadka, to argument o tym, że zdjęcia dzieci bywają wykorzystywane przez pedofili.

Oszukałam dziadka

Nie obyło się jednak bez krępującej rozmowy, w której dorosłemu człowiekowi musiałam wyjaśnić, jak to możliwe, że zdjęcia małych dzieci tak interesują dorosłych mężczyzn. Tyle że to nie podziałało na długo.

Dziadek uznał, że nie dodaje przecież zdjęć z kąpieli wnusia i nadal znajdowałam na jego tablicy albo relacji zdjęcia mojego dziecka. Po wielu bataliach ustaliliśmy reguły.

Dziadek może wysyłać zdjęcia wnuczka SMS-em, e-mailem czy Messengerem do konkretnej osoby, ale nie do wszystkich. Musi być to zdjęcie, które wcześniej sama zaakceptowałam, no albo przynajmniej "przyzwoite". Bez nagości i bałaganu w tle. No a facebookowa tablica?

Dziadek nawet nie wie, że ostatnio pomagając mu z czymś na Facebooku, ustawiłam jego konto na prywatne – tylko dla znajomych.

Nazwijcie mnie oszustką, ale teraz przynajmniej wiem, że mojego syna ogląda tylko grupa ograniczonych przyjaciół teścia. Dziadek wstawiał zdjęcia mojego syna za moimi plecami, więc ja za jego plecami ograniczyłam mu tę możliwość. Oszustwo za oszustwo. A wy co byście zrobiły na moim miejscu?