"Nieludzkie wrzaski i wycie małych pacjentów". Szpital w Olsztynie odpowiada na zarzuty matki

Magdalena Konczal
Kilka dni temu na Facebooku pojawił się mrożący krew w żyłach post na temat warunków w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie. Matka chorego dziecka w ostrych słowach zaznaczyła, że miejsce to jest pozbawione warunków do leczenia. Jak dalej potoczyła się sprawa?
Matka twierdzi, że w olsztyńskim szpitalu dziecięcym panują bardzo złe warunki. Szpital odpowiada unsplash/ Daan Stevens i zrzut ekranu z facebookowego wpisu

Złe warunki w olsztyńskim szpitalu dziecięcym?


Kobieta w poście zwróciła uwagę na kilka rzeczy. Według niej w olsztyńskim szpitalu nie ma miejsca dla rodziców, którzy chcą być blisko swoich śmiertelnie chorych dzieci.


– Od roku dzieci onkologiczne nie mają własnego oddziału. Siedzimy "kątem" na Oddziale Rehabilitacji. Jesteśmy czasami przeganiani nawet po dwa razy dziennie jak "bydło" z sali do sali, żeby "upchnąć" kolejne dziecko. W wąskich salach po 3 czasem 4 łóżka. Dzieci + rodzice = 8 osób na sali. Rodzice śpią z dziećmi, bo nie ma gdzie rozłożyć polówki. Do tego wszystkiego nawet po dwa wieszaki z pompami na dziecko. Pielęgniarki muszą przeskakiwać przez śpiących rodziców, żeby dostać się do pompy. Mama przez wiele dni spała ze swoją 14-letnią córką "w nogach" – brzmi treść wpisu. Podkreśliła także, że warunków do pracy nie mają lekarze i pielęgniarki. Poza tym zarzuciła szpitalowi, że wszelkie zabiegi i badania są wykonywane bez znieczulenia.


– Z zabiegowego wydobywają się nieludzkie wrzaski i wycie małych pacjentów, bo te zabiegi wykonywane są na "żywca". Dlaczego? Bo szybciej, taniej, wygodniej, bo nie trzeba sali operacyjnej, anestezjologa – napisała kobieta.

I kontynuuje swoją opowieść:

– Przy wykonywaniu punkcji lędźwiowej dziecko jest wygięte i przytrzymywane przez pielęgniarkę, najlepiej taką największą, która się na nie kładzie, żeby dziecko się nie poruszyło.

Matka podkreśliła, że według niej są to nieludzkie warunki. Twierdzi, że "wyjazd z dzieckiem na blok operacyjny czy pilną diagnostykę z łóżkiem to istny tor przeszkód. Przejazd jest niemal niemożliwy. Korytarz jest wąski, a wzdłuż ścian stoją łóżka, łóżeczka, wózki inwalidzkie, prycze. Umęczeni fatalnymi warunkami lekarze, pielęgniarki, rodzice i w tym wszystkim nasze dzieci".

Szpital odpowiada


Do treści wpisu matki, który był szeroko komentowany w mediach, odniosła się dyrektor placówki Krystyna Piskorz-Ogórek. Osobiście spotkała się z rodzicami chorych dzieci. Wyjaśniła, że w szpitalu odbędzie się kontrola. Powiedziała również, że obecna sytuacja jest związana z remontem, który odbywa się w placówce.

– Żaden z rodziców, łącznie z autorką wpisu, nie chce zabrać dziecka z oddziału. Wyjaśniliśmy sobie sytuację, która jest dla nas bardzo przykra, niezrozumiała – mówiła Piskorz-Ogórek.

Zapewniła również, że dzieci w szpitalu otrzymują znieczulenie.

– Stosujemy dwa rodzaje znieczulenia: pełną narkozę albo analgosedację, która polega na podaniu dziecku przed zabiegiem silnych leków przeciwbólowych oraz leku wyciszającego i uspakajającego dziecko. O rodzaju znieczulenia za każdym razem decyduje rodzic w porozumieniu z lekarzem. Rodzic podpisuje w tym zakresie pisemną zgodę – powiedziała dyrektor szpitala.

Przytoczyła również konkretne dane, które miały być potwierdzeniem dla tego, ile konkretnie zabiegów zostało wykonanych w znieczuleniu.
Źródło: PAP