Oceny i kartkówki kontra bezstresowa szkoła. Nauczyciele mówią, jak wychować nieodporne fajtłapy
W dyskusji o systemie edukacji coraz więcej jest krytyki narzędzi, którymi operują nauczyciele – niezapowiedzianych kartkówek, minusów, czerwonego długopisu, a nawet ocen. Psychologowie wskazują pozytywne skutki tych zmian. Jednak nie brakuje osób, które mają wątpliwości, czy "bezstresowa" szkoła przygotuje dzieci do dorosłego życia, w którym nie brak wyzwań czy dyskomfortu? Postanowiłam zapytać o to nauczycieli, którzy widzą zalety tradycyjnej szkoły.
Szkoła tradycyjna a szkoła "bezstresowa"
Większość z nas uczyła się zapewne w szkołach, w których oceny, kartkówki, plusy i minusy były codziennością. Na pewno każdy z nas przeżył choć jedną traumę — odpowiadania pod tablicą, gdy nic nie przychodzi nam do głowy, albo niespodziewanej kartkówki, na której czerwonym długopisem wymalowana została potem ogromna jedynka.Z drugiej strony wiele takich szkolnych historii wspominamy po czasie z nostalgią. Zapominamy o codziennych stresach i gloryfikujemy system, w którym wielu niedostosowanych do niego uczniów przeżywało codzienną gehennę.Może cię zainteresować także: "Wszystkie dzieci mają rdzeń odporności". Właśnie teraz możemy dać im najlepszy trening
Zwykłe czytanie na głos ocen dla piątkowego ucznia było kolejną okazją do pochwalenia się. Dla kogoś, kogo rodzice nieustannie porównują z innymi, tak odczytana negatywna ocena była po prostu upokorzeniem. Czy wszystko zależy więc od perspektywy, którą przyjmiemy?
Zalety tradycyjnej szkoły
Jako osoba, która uczyła się i dorastała w tradycyjnej szkole, widzę jej minusy. Jednak zastanawiam się, czy całkowite odejście od oceniania, sprawdzania i odpytywania nie jest zbyt utopijne — czy nie wychowamy tak dzieci, nieodpornych na jakikolwiek stres?Monika od 20 lat uczy. Kiedyś w gimnazjum, teraz to szkoła podstawowa. Nie ukrywa, że jest zwolenniczką systemu tradycyjnej szkoły i punktuje jego zalety.
— Przede wszystkim nauczyciele zazwyczaj nie mówią tego na głos, ale jest wielu uczniów, którzy mimo zainteresowania ich tematem, ukazania zalet nauki danego przedmiotu, entuzjastycznego podejścia nauczyciela, nie podejmie nauki. Oceny bywają po prostu dla nich jedyną motywacją, by zajrzeć do książek — tłumaczy polonistka.
A co ze stresem, który generują sprawdziany?
— Przygotowanie do sprawdzianu wymusza naukę terminowości. Planowania, uczenia się etapami, dotrzymywania dat i czasu projektów. Przecież to są umiejętności potrzebne nam w dorosłym życiu, w pracy — podkreśla nauczycielka.
Wielu rodziców jest bardzo przeciwnych niezapowiedzianym formom sprawdzania wiedzy takim jak odpytywanie czy kartkówki. Taka forma w końcu nie uczy planowania, a wywołuje szczególny stres.
— Kartkówki są z trzech ostatnich godzin, jeśli ktoś uczył się na bieżąco, nie powinien mieć z tym problemu. Sprawdzanie wiedzy z tych 3 ostatnich lekcji jest zgodne ze statutem szkoły — z reguły kartkówka to właśnie forma niezapowiedziana, w przeciwieństwie do pracy klasowej, która musi być zapowiedziana z tygodniowym wyprzedzeniem — wyjaśnia nauczycielka języka polskiego.
Pedagożka jednak nie trzyma się czerwonego długopisu — każdy inny kolor jest tak samo dobry. Zawsze stosuje też plusy i minusy. Na końcu każdej pracy pisze krótką recenzję.
— Podkreślam, co mi się podobało, a co nie. Kolor długopisu nie ma znaczenia — ważne, by pochwalić ucznia za dobre strony jego pracy i wskazać co poprawić — dodaje.
Gdy rozmawiam ze zwolennikami nowego podejścia do edukacji, słyszę często, że szkoła nie powinna stresować.
Nie nauczymy dziecka reakcji na stres poprzez stresowanie go. Poza tym sugerując, że negatywne doświadczenia nas zahartują, powtarzamy toksyczne poglądy, niepoparte żadną psychologiczną wiedzą, a jedynie przysłowiem "co nas nie zabije, to nas wzmocni". Polonistka wyjaśnia jednak, jak rozumie hasło "przygotowanie do dorosłego życia"
— Chodzi o to, by dziecko umiało zareagować na sytuację stresogenną, a nie żeby na siłę je zestresować. Uważam, że to wielka zaleta tradycyjnego systemu — stres jest nieodłączną częścią egzaminów szkolnych, matury, studiów, pracy. Przećwiczmy z uczniami takie sytuacje na gruncie szkolnym i nauczmy ich, jak reagować — wyjaśnia.
"Należy wziąć z każdego systemu jego najlepsze elementy"
Inne zdanie na ten temat ma Katarzyna Peresada, która uczy matematyki w szkole podstawowej oraz fizyki i chemii w szkole średniej.Nauczycielka podkreśla, że złotym środkiem byłoby połączenie elementów z obydwu systemów szkolnych, z którymi sama obcuje na co dzień, pracując jednocześnie w bardziej tradycyjnym Zespole Szkół Lauder-Morasha oraz Bednarskiej Szkole Realnej, w której powoli odchodzi się od systemu ocen.
— Nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Należy połączyć najlepsze elementy z obydwu systemów szkolnych. W szkole Lauder-Morasha panuje w dużej mierze tradycyjny model — kartkówki, oceny, zaliczenia etapów — wyjaśnia.
— W szkole społecznej w ogóle nie ma ocen. W pierwszej klasie są jedynie "zaliczenia" a w wyższych klasach nie ma mowy o ocenach — są jedynie procentowe wyniki poszczególnych sprawdzianów i kartkówek — wyjaśnia nauczycielka.
Co więc ze sprawdzianami i czerwonym długopisem, o które batalie toczą rodzice?
W tej "tradycyjnej" szkole uczniowie mają sprawdziany co tydzień. Są to takie sprawdziany, których nie można poprawiać, bo testy te są podsumowaniem kilku lekcji z tygodnia poprzedniego.
Co więcej, nauczycielka podkreśla, że nie widzi problemu w używaniu czerwonego długopisu. — Chodzi tylko o to, by uczniowie dokładnie widzieli podkreślony błąd, ale przeczytali też moją adnotację. Wyjaśnienie, co jest nie tak — tłumaczy nauczycielka.
Jednak sprawdziany, które przeprowadza, dopełnione są psychologicznym wywiadem z każdym z uczniów.
— Oprócz merytorycznej analizy treści sprawdzianu przeprowadzam także analizę psychologiczną i pytam, jak uczeń się czuje, co robił w weekend, czy zaglądał do zeszytu. Bo na to, co napisali dzisiaj na tym sprawdzianie, składa się przecież dużo czynników pozaszkolnych. Dopiero po tej rozmowie stawiam wynik, który później niestety musi być przełożony na ocenę końcoworoczną, chociaż według mnie to słowo, ocena, powinno zniknąć — dodaje.
Katarzyna Peresada podkreśla więc, że metody zaczerpnięte z tradycyjnej szkoły można dopełnić o indywidualne podejście do ucznia. Jednak oceny z zachowania, jak i oceny za wiedzę, nie powinny mieć miejsca w żadnej szkole.
— Uważam, że oceny powodują, że dzieci nie uczą się dlatego, że są ciekawe, ale dlatego, że mają dostać ocenę. Rodzice oceniają dziecko na podstawie cyfr i takie dziecko żyje pod parasolem słowa "ocena" — wyjaśnia.
Zamiast ocen nauczycielka proponuje podawanie wyników procentowych, zastanawiam się, czy jest to jakaś różnica. W końcu wiemy, że sprawdzian napisany na 80 procent to nadal lepiej niż praca, która uzyskała 50 procent...
— Ocena powoduje to, że oni się czują piątkowi, trójkowi, dwójkowi. Określa nie tylko wynik ich pracy, ale ich samych, jako osoby. A przecież ta trójka u mnie to może być co innego niż trójka w innej szkole – każda szkoła dowolnie ustawia oceny w skali procentowej. Próbuję mówić moim uczniom: ocena jest nieważna, ważny jest wynik waszej pracy — wyjaśnia pedagog.
Zgoda pomiędzy systemami — ocena z zachowania
Niezależnie od systemu, któremu dany nauczyciel czy rodzic hołduje, w jednej kwestii większość jest zgodna. Oceny z zachowania nie mają sensu i w obecnej formie są wyłącznie krzywdzące.— Ktoś, kto ma więcej energii, zawsze będzie "trudniejszy" na lekcji niż ktoś z natury spokojny. Jak można oceniać czyjeś zachowanie, gdy uczniowie są tak różnorodni — podkreśla Katarzyna Peresada.
Z kolei polonistka z tradycyjnej szkoły podkreśla, że system oceniania nie spełnia swojej funkcji także w przypadku uczniów, którzy sprawiają duże problemy wychowawcze.
— Na zachowanie niektórych zabrakło by tej skali, a jednocześnie hasło "ocena z zachowania" na nikim nie robi wrażenia — dodaje.
Coraz częściej jednak oceny z zachowania zastępowane są systemem punktowym, w którym więcej punktów można otrzymać działając na rzecz szkoły, ale nie tylko stracić przez "rozmawianie na lekcji".
Nowoczesna treść i tradycyjna forma
Nauczycielki podkreślają także, że nie w każdej szkole są możliwości pozwalające na zupełne odejście od ocen i zrewolucjonizowanie systemu nauczania. Jednak nawet w tradycyjnych szkołach nauczyciele mają w wielu kwestiach dowolność, z której powinni korzystać.
— Nigdy nie uważałam, że uczniowie muszą być pasjonatami mojego przedmiotu, że do każdej lekcji będą przygotowani na piątkę. Uważam, że kartkówki i pytanie działają, ale podchodzę do uczniów indywidualnie. Zawsze najpierw patrzę na dziecko, potem na ucznia — dodaje polonistka.
— Wszystko zależy od nauczyciela – nawet system z czerwonym długopisem i wynikami może być dla ucznia bardzo korzystny. Jedynie ocena z zachowania powinna zniknąć, bo nie ma w polskiej oświacie ludzi, którzy mają prawo oceniać coś, co nazwali zachowaniem — podsumowuje Katarzyna Peresada.
Może cię zainteresować także: Nauczyciel zadał uczniom trzy pytania. Odpowiedzi powinna przeczytać minister Zalewska!