Metoda "Miracle Morning" podbija świat. Sprawdziłam, w czym tkwi sekret wstawania o 5:30

Magdalena Konczal
Pakowanie rzeczy w pędzie, gryz kanapki i łyk herbaty na śniadanie, a później biegiem na autobus, by nie spóźnić się do pracy. Znacie, to? Ja też. I mało kto lubi tak żyć. Właśnie dlatego postanowiłam przetestować metodę "Miracle Morning" i sprawdzić, czy wczesne wstawanie może coś zmienić.
Metoda "Cudownego Poranka" ("Miracle Morning") - na czym polega i co daje w praktyce? Pexels/ Gabby K

Fenomen poranka


W książce pt. "Fenomen poranka" Elrod Hal opisał, co daje mu wcześniejsza pobudka. Najważniejsze jest jedna to, co robi z czasem, który zyskał rano. Podkreślił, że w metodzie "Miracle Morning" chodzi o to, by obudzić się nieco wcześniej i znaleźć kilka chwil na aktywności, które nas cieszą. Wyróżnił czynności takie jak: medytacja, ćwiczenia, czytanie książek, które się lubi, wizualizacje i pisanie.
Oczywiście nie chodzi o to, by wszystko robić podczas jednego poranka, ale warto wybrać to, co sprawi nam radość i doda pozytywnej energii na cały dzień. Szczegóły, dotyczące tej metody znajdziecie w książce "Fenomen poranka". Pamiętajcie jednak, by nie wstawać wcześniej, po to, by usiąść do pracy (zwłaszcza, jeśli pracujecie zdalnie). Nie o to chodzi w tej metodzie.


Sama, będąc raczej osobą, która woli sobie pospać, postanowiłam przetestować metodę "Cudownego Poranka". Opowiem wam, co mi ona dała.

Metoda "Miracle Morning" w praktyce



Dzień 1
Budzik ustawiłam na godz. 5.00. Bardzo się zdziwiłam, kiedy bez problemu obudziłam się o 4.57. Widocznie mój organizm był nastawiony i zmobilizowany do tego, by wstać o tak wczesnej porze. Zazwyczaj moją pierwszą aktywnością po porannej toalecie jest spacer z psem.

Tym razem na zewnątrz było jeszcze ciemno, więc postanowiłam, że zacznę od ćwiczeń fizycznych. Wygrzebałam się z łóżka o 5.15 – w końcu miałam robić, to, na co mam ochotę. Zwlekanie się z łóżka bez pośpiechu było jedną z tych rzeczy. Później rozciągałam się przez 45 minut.

Wszystko robiłam bez pośpiechu, w poczuciu, że mam jeszcze dużo czasu. Po godz. 6.00 wyszłam na dłuższy niż zazwyczaj (bo godzinny) spacer z psem do lasu.

Obserwowałam, jak robi się coraz jaśniej. Patrzyłam na spadające liście, wdychałam świeże powietrze, chodziłam po mchu. Taki spacer był dla mnie doskonałą formą medytacji.

Po powrocie przygotowałam się na spokojnie do pracy – zjadałam pożywne śniadania i przygotowałam sobie drugi posiłek (talerz pełen owoców – mniam!). Zostało mi jeszcze dużo czasu, więc pomyślałam, że mam ochotę na poczytanie.

Wzięłam do ręki gazetę i przeczytałam kilka artykułów. Wybrałam takie, które opowiadały o losach inspirujących ludzi: pisarzy, filmowców, aktywistów. Zrezygnowałam z informacji, wywołujących u mnie negatywne myślenie.

Okazało się jednak, że do czasu rozpoczęcia mojej pracy zostało jeszcze trochę czasu, a ja jestem na home office, więc postanowiłam, że kolejnego dnia wstanę o 5.30 – by nie musieć bezsensownie czekać na rozpoczęcie pracy.

Dzień 2
Bez problemu obudziłam się o 5.30. Zaczęłam dzień od gorącej herbaty z cytryną, a następnie szłam według schematu z poprzedniego dnia. Okazało się, że poranne ćwiczenia zadziałały na mój organizm wspaniale!

Nie ma co ukrywać, 8 godzin siedzenia przy biurku (a czasami nawet więcej), robi swoje, a po pracy często byłam zmęczona i nie miałam siły na aktywność. Powtórzyłam też swój długi spacer z psem – tego aktywnego kundelka z pewnością ucieszyła decyzja o moim wczesnym wstawaniu.

Podczas chodzenia po lesie starałam się wyciszyć swój umysł i nie myśleć o rzeczach, które mnie przytłaczają. Skupiałam się raczej na pięknie natury i tym, co dobrego mnie dziś czeka.

Tym razem postanowiłam, że nie będę czytała, a przy śniadaniu rozpiszę sobie rzeczy, które w najbliższym czasie chcę zrealizować. Taka lista sprawiła, że poczułam się gotowa do działania.

Tego poranka znalazłam też czas, żeby pobawić się z moim bardzo aktywnym psem. Usiadłam do pracy z uśmiechem, ale po południu czułam, że zmęczenie dało mi się we znaki.

Dzień 3
Podobnie było kolejnego poranka. Wstawało mi się dużo trudniej niż w poniedziałek i wtorek. Zaczęłam przełączać budzik z godz. 5.30 na późniejsze i ostatecznie wstałam o godz. 6.00, ale pomyślałam sobie, że nie będę się denerwować tą drobną zwłoką. W końcu nie o nerwy chodzi w metodzie "Miracle Morning".

Wykonałam więc swój standardowy rytuał. Tego dnia z radością odkryłam, ile mam w domu nieprzeczytanych książek. Stałam jakiś czas przed biblioteczką, zastanawiając się, co chciałabym dziś zacząć czytać. Sama ta czynność sprawiła mi dużo radości. Wreszcie miałam czas, by zobaczyć, co jest dookoła mnie.

Po ćwiczeniach i spacerze przygotowałam sobie jedzenie i z dodatkową energią i pozytywnym podejściem usiadłam do pracy. Nie trwało to jednak długo, bo, tak jak poprzedniego dnia, poczułam senność i zmęczenie. Podobnie było wieczorem. Po pracy zamknęłam na chwilę oczy i oddałam się relaksowi.

Dzień 4
Czwartek podobny był do środy. Nie mogłam się dobudzić. Ostatecznie wstałam o 6.00, zastanawiając się, czy tak wczesne wstawanie ma jakiś sens. Wykonałam wszystkie swoje poranne czynności raczej z przymusu, aniżeli z przyjemności.

Po czterech dniach porannych ćwiczeń moje plecy czuły się znacznie lepiej, ale jednocześnie coraz silniej zaczęłam czuć zmęczenie i zniechęcenie całą metodą. Tego dnia postanowiłam, że położę się spać o godz. 21.00. To był jedyny sposób, by odzyskać utracone rano siły. Tak też zrobiłam.

Dzień 5
Wczesne położenie się spać okazało się dobrym pomysłem. W piątek wstałam o 5.30 bez problemu i oddałam się swojej codziennej rutynie. Tego dnia nie zdecydowałam się na długie czytanie.

Po czterech dniach pracy przy komputerze nie miałam już siły patrzeć dłużej na literki. Poszłam więc na balkon z kubkiem ciepłej melisy i oddałam się medytacji.

Taki czas dla siebie dużo mi dał, jednak w głowie zaczęły pojawiać się myśli, że metoda "Cudownego Poranka" na dłuższą metę nie jest dla mnie dobrym rozwiązaniem. Wyciszona i najedzona usiadłam do pracy. Jednak wieczorem nie byłam w stanie porozmawiać z moimi znajomymi przez kamerkę, tak bardzo czułam się zmęczona.

Chciałam dotrwać w moim postanowieniu do końca tygodnia, ale pomyślałam, że w weekend będzie mi bardzo trudno wstać.

Dzień 6 i 7
Te dni wyglądały bardzo podobnie. W sobotę zwlekłam się z łóżka z trudem po godz. 6.00. Niedzielna pobudka wyglądała tak samo, ale ostatecznie zasnęłam przy porannej lekturze. Na początku byłam na siebie trochę zła, ale później zaczęłam się zastanawiać, o co tak naprawdę chodzi w metodzie "Miracle Morning".

Jedynie o to, by mieć czas na rzeczy, które nas cieszą, a tym samym zyskać dobry humor na cały dzień. Właśnie dlatego nie zadręczałam się, że mi nie wyszło, ale zrobiłam sobie "Cudowną Niedzielę" - bez żadnych oczekiwań, wielkich projektów, myślenia o pracy czy o stresujących sytuacjach.

Czego nauczyła mnie metoda "Miracle Morning"?


Metoda "Cudownego Poranka" nauczyła mnie przede wszystkim tego, by poświęcać sobie więcej czasu. Dziś mam świadomość, że nie chciałabym jej stosować przez dwa czy trzy tygodnie, ale wiem też, że w poszczególne dni będę do niej wracać.

Uczucie spokoju i zgody na bycie samemu ze sobą, które towarzyszyło mi rano, było bezcenne i na pewno zdecyduję się jeszcze kiedyś na to, by wstać nieco wcześniej niż zazwyczaj.

Co zyskałam dzięki metodzie "Miracle Morning"? Dobry nawyk czytania, który został mi do dzisiaj. Chociaż są dni, kiedy nie wygospodaruje czasu na 15 minut z książką czy czasopismem, to zauważyłam, że coraz chętniej wpisuję tę formę relaksu do codziennego kalendarza.

I widzę, że przyswajanie pozytywnych treści, np. o inspirujących osobach, silnych kobietach czy ciekawych filmach, wpływa na mnie bardzo pozytywnie.

Poza tym mój organizm czuje się lepiej, kiedy znajduje czas na ćwiczenia. Nie da się też ocenić tego, jak wspaniale na mój umysł wpłynęła medytacja. Jestem osobą, która w ciągu dnia potrzebuje większej ilości czasu dla siebie – właśnie dlatego praktykowanie "Miracle Morning" paradoksalnie dodało mi energii. Zwłaszcza tej duchowej.

Z pewnością metoda "Cudownego Poranka" nie jest dla wszystkich, ale warto spróbować. Może znajdziecie w niej coś, co zmieni wasze codzienne nawyki i wprowadzi więcej ładu do waszego dnia?